Podczas maratonu (czy każdego biegu ponad 110-130 miniut) przemiany są niestety kataboliczne. I to strasznie silne. Żeby się przebić przez kryzys glikogenowy, organizm zmuszony jest do takiego wysiłku, że nie patrzy, skąd bierze i pali, co leci. Mięśnie tracą się w oczach.
Dieta sama się przestawia. Ja jej specjalnie nie liczę, nie planuję, po prostu czuję, co powinienem jeść. Gdy biegam, mam taki ciąg na węglowodany, że potrafię zjadać paczkę makaronu do południa i 3 torebki ryżu po południu. Odkąd wróciłem na siłownie natychmiast zmienił mi się apetyt - teraz wcinam piersi, twaróg, jajka, ryby, z węgli głównie kaszę. Ale jak tylko zrobię dłuższe wybieganie, zaraz gotuję garnek makaronu :)
Jeśli chodzi o
odżywki białkowe, to nie specjalnie się w nich orientuję. Zatrzymałem się na etapie wczesnych lat 90., gdy do kupienia był Mega Mass i Protein 65%, 80% i 90% i koniec. Wtedy się nauczyłem, że im więcej białka, tym dla mnie lepiej (otłuszczam się łatwo) i nie wnikałem już w temat. Po prostu w sklepie brałem to, co miało min. 85%, najlepiej ponad 90% białka. Dopiero czytając SFD obczaiłem, że teraz białko białku nierówne :) Dlatego za porady w tym temacie też dziękuję.