SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Na trasie z Koniem - Bangkok, Kuala Lumpur od 42 strony.

temat działu:

Po siłowni, o siłowni

słowa kluczowe: , , , , ,

Ilość wyświetleń tematu: 80890

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Koniu151 Moderator
Ekspert
Szacuny 3036 Napisanych postów 51770 Wiek 34 lat Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 350003
27-28.04 - w sumie to przeklejka z fejsa.

Było ciężko, ale jesteśmy.
Wylot z Gdańska, 10h czekania na lotnisku w Sztokholmie. Przez przypadek opuściliśmy terminal i zamiast na względnie wygodnych fotelach koczowaliśmy w "poczekalni".

Kolejne ponad 10h w samolocie. Okazało się, że linie SAS nie serwują darmowego alkoholu, a jak wiadomo w lataniu najgorszy jest start, lot, no i jeszcze lądowanie, a w tym wszystkim wino serwowane na pokładzie to jedyna dobra rzecz.
Uznałem jednak, że 40zł za "5 łyków", to ja mogę zapłacić w restauracji, a nie za jakiegoś siłacza w samolocie.
By nie było, że cebula, to i do dawania chociażby wody nie bardzo się garnęli.

10 godzin, w przymałym fotelu, ze zgniecionymi kolanami, bez alkoholu, internetu i masturbacji, nie jeden by poległ, ale ja przetrwałem.

Na lotnisku poszło gładko, dojeżdżamy na miejsce zakwaterowania(dajemy drugą szansę airbnb), a tam brama zamknięta na łańcuch i ani żywej duszy.
Prosto z lotniska wsiedliśmy w taksówkę, więc nie mamy nic do picia, upał po polskich mrozach wydaje się straszliwy i co teraz?

Stara, amerykańska karta do neta straciła ważność, więc by dowiedzieć się o co chodzi korzystamy z polskiej.
Nagle, nie wiadomo jakim cudem, po jednym kliknięciu maila, przychodzi wiadomość, że limit internetu w roamingu - prawie 300zł, został wykorzystany. Ch** z tą kasą, ważne by było gdzie spać.

Ratuje nas Meksykanka(choć Ela mówi, że Chinka, ale ta na bank by nie znała angielskiego), zaprasza do siebie na chatę by skorzystać z wifi.
Na szczęście udało się wszystko załatwić i z godzinę później byliśmy w drodze na plażę.
Oby dalej poszło już gładko.

TRENER PERSONALNY/(PSYCHO)DIETETYK ONLINE. POMOC W UKŁADANIU DIET I TRENINGOW ONLINE.
KONTAKT: [email protected]

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
georgu Ivan Groźny Moderator
Ekspert
Jest liderem w tym dziale Szacuny 14681 Napisanych postów 53210 Wiek 34 lat Na forum 17 lat Przeczytanych tematów 400801
Up******ony palec, problemy w samolocie, problemy a miejscu... Co dalej planujesz?
1

MODERATOR DZIAŁU "INNE DYSCYPLINY"
http://www.sfd.pl/[blog]_Brudna_miska_by_georgu-t1156013.html 

Prowadzenie, plany treningowe, plany żywieniowe: [email protected]

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
anubis84 Instruktor Marcin Moderator
Ekspert
Jest liderem w tym dziale Szacuny 17701 Napisanych postów 132171 Wiek 39 lat Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 1460727
wyjazd z przygodami tak to by był nudny, będziesz miał co wnukom opowiadać


Zmieniony przez - anubis84 w dniu 2017-05-01 10:25:01

Gdyby ilość pieniędzy, jakie posiadamy, zależała od tego, jak traktujemy innych ludzi, bylibyśmy milionerami.

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
georgu Ivan Groźny Moderator
Ekspert
Jest liderem w tym dziale Szacuny 14681 Napisanych postów 53210 Wiek 34 lat Na forum 17 lat Przeczytanych tematów 400801
Sam jesteś wnuka. Wnukom jak już.

MODERATOR DZIAŁU "INNE DYSCYPLINY"
http://www.sfd.pl/[blog]_Brudna_miska_by_georgu-t1156013.html 

Prowadzenie, plany treningowe, plany żywieniowe: [email protected]

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Koniu151 Moderator
Ekspert
Szacuny 3036 Napisanych postów 51770 Wiek 34 lat Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 350003
29.04. - Plaża Santa Monica.

Obiecałem sobie, że tym razem będę więcej odpoczywał, a mniej latał po mieście, zwiedzał itd., także w Los Angeles zaliczymy tylko „konieczne do zobaczenia”, a dalej tylko op*****lanie.
Od niego też zaczęliśmy.
O Santa Monica niewiele w życiu słyszałem i pewnie bym się tam nie wybrał, gdyby nie była to „legendarna” miejscówka na Pokemony. Tu akurat szału nie było, ale okolica, plaża, ocena, gór y w oddali...no elegancko, pięknie, jak ze Słonecznego Patrolu. Zawsze podobały mi się góry w towarzystwie morza/oceanu, nigdy jednak nie miałem okazji takowych zobaczyć, więc jaram się w ch**.
Przy plaży znajduje się nazwijmy to molo, jest to zwieńczenie słynnej Route 66.
Znaleźć tam można też knajpę rodem z Forresta Gumpa. Byliśmy, tłum taki, że trzeba było brać na wynos bo na stoli ni było szansy. Cena spora, ale porcja też solidna, raczej najedlibyśmy się jedną na dwoje. Smak za to do dupy - krewetki strasznie ciężkie, nasiąknięte tłuszczem, także te kilkadziesiąt dolarów można wydać lepiej. Tu przy okazji planuję zrobić wpis/film na temat trzymania michy w USA na wyjeździe.

Wracając jednak do tematu – na plaży byliśmy jakoś od 8, mimo tak wczesnej pory słońce już ładnie grzało, przed 12 byłem już totalnie zjarany, trzeba będzie cierpieć. W ogóle z dniem i nocą jest tu jak na nasze standardy dziwnie – słońce „nagle” wstaje i zachodzi, nie ma jakby praktycznie etapu przejściowej „szarówki”, a ciemno jest tu szybko – około 20 już pełen mrok.

Po plaży wróciliśmy się odświeżyć i zaliczyć małe zakupy, a po szoppingu z powrotem na Santa Monica, na wspomniane krewetki. To był wielki błąd, nie tylko krewetki, ale sam wypad w to miejsce ok 17-18.
Tłum przeogromny, o wiele większy niż za dnia, na mieście korki, do domu wracaliśmy z godzinę zamiast planowanych ok 20 minut.
W drodze powrotnej zaobserwowałem jeszcze ciekawe zjawisko – jedziemy sobie autobusem, wsiada jeden, drugi, trzeci, czwarty murzyn, nie znają się, ale w trakcie jazdy i tak się wszyscy ze sobą integrują i generalnie polskie Sebiksy, to mogłyby do nich chodzić na lekcję z prostackiego zachowania i puszczania wiązanek, niestety nasze chłopaki to przy nich ministranci.

Teraz już na chacie, dochodzi jak się nie mylę 21(wrzucę to rano), a spać się nie chce. Wczoraj położyłem się o 7 czasu polskiego – 22 drugiej tutaj i wstałem o 4(bodajże 13 u Nas). 6H różnicy czasu w NYC to jeszcze nie drastyczny przeskok, ale te 9 tutaj to jakaś masakra. Podejrzewam, że dziś będzie podobnie.




























Zmieniony przez - Koniu151 w dniu 2017-04-30 16:26:39

TRENER PERSONALNY/(PSYCHO)DIETETYK ONLINE. POMOC W UKŁADANIU DIET I TRENINGOW ONLINE.
KONTAKT: [email protected]

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 484 Napisanych postów 6372 Wiek 89 lat Na forum 9 lat Przeczytanych tematów 120575
Widziałem na fejsbuku jak to jest z tą dietą w USA, Laysy i Reeses
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Koniu151 Moderator
Ekspert
Szacuny 3036 Napisanych postów 51770 Wiek 34 lat Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 350003
W sumie, to dopiero dziś zjadłem chipsy, reesy nie tknięte, ae za to mam mega zaj**iste "kraftowe" ciastka, po 2 dolce od paczki, szkoda nie jeść.

TRENER PERSONALNY/(PSYCHO)DIETETYK ONLINE. POMOC W UKŁADANIU DIET I TRENINGOW ONLINE.
KONTAKT: [email protected]

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Koniu151 Moderator
Ekspert
Szacuny 3036 Napisanych postów 51770 Wiek 34 lat Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 350003
Znowu przeklejaka z fejsa + trochę więcej fot.
Na koniec przedsmak "Furek w Los Angeles"

30.05 - Aleja gwiazd i...bezdomnych.

Los Angeles większości kojarzy się pewnie ze słoneczną pogodą, plażami pełnymi pięknych ciał rodem ze Słonecznego Patrolu, przepychem, pieniędzmi, sławnymi ludźmi, ogólne światem idealnym niczym polskie „Fit Couples” na facebooku.
Pogoda owszem piękna, plaże super, jednak próżno szukać na nich perfekcyjnie zbudowanych atletów. Widziałem może z 10 dobrze zrobionych gości, ogół jednak nie odbiega od tego, co możemy zobaczyć nad naszym polskim Bałtykiem. Natomiast osławiona Muscle Beach służy głównie turystom do robienia zdjęć, trenujących tam niewielu.
Sławni ludzie pewnie są, na pewno są jednak tacy, którzy chcą za sławnych uchodzić. W mieszkaniu, które wynajmujemy, dość skromnym, jednak z kuchnią i blisko plaży, „główna wynajmująca” twierdzi, że jest sławną modelką, jej chłopak sławnym fotografem sławnych ludzi, a ojciec sławnym aktorem grającym z Johnnym Deppem. Miejscówkę nad nami wynajmuje z kolei bardzo dobry autor scenariuszy, chyba jednak nikt jeszcze nie poznał się na jego talencie, bo ściany ma zrobione z prześcieradeł, a jego „pokój” to w zasadzie balustrada.
Abstrah**ąc od opowieści wyżej pieniądze i przepych, nie da się ukryć - są. Co prawda motoryzacja nigdy mnie nie jarała. Jestem trochę jak szef Ikei w swoim starym Volvo – aby dojechać do Lidla i z powrotem, a dalej to najlepiej autobusem, bo można popracować. Jednak nawet i ja wiem jak wygląda drogi samochód, a fur takich i tylu jak w LA nigdy nie widziałem. Na jednych światłach w okolicy Beverly Hills potrafi tu pewnie stać z kilkadziesiąt milionów dolarów.
W całym tym przepychu jest też druga strona medalu.
Wybraliśmy się wczoraj na słynną Aleję gwiazd. Miejsce, które będąc w Ameryce, tak jak Time Square w Nowym Jorku koniecznie trzeba odwiedzić, i tak jak o TS szybko zapomnieć.
Wiadomo.
To tylko beton i wmurowane w niego gwiazdy z nazwiskami, nie ma się nad czym rozpływać i zachwycać.
Jednak miejsce to(obok okolic plaży) świetnie pokazuje drugie oblicze tegoż miasta.
Zapewne wszędzie tam, gdzie są turyści spotkać możemy czarodziei, panów z kubeczkiem i znikającą kulką, artystów szukających sławy, czy nachalnych ludzi poprzebieranych za maskotki. I ja to szanuję, każdy zarabia jak potrafi, a i zapewne nie jeden Mietek z Grażyną psioczą po dziś dzień na cenę Harnasia w gospodzie, za to wspólna fotka z Myszką Miki na Krupówkach to ich najlepsza pamiątka z wakacji.
Oczywiście tam gdzie turyści, są też bezdomni, żule oraz połączenie jednego z drugim.
Osobiście rzadko przechodzę obojętnie obok takich osób. W Polsce gdy ktoś trzeźwy poprosi mnie o drobne, czy o coś do jedzenia, to zawsze pomogę. Zdarzało mi się nawet wejść z bezdomnym do sklepu i kupować mu ubrania, a i pijanemu jak powie, że zbiera na flaszkę, to też odpalę z dwójaka.
Mógłbym tu napisać – „W Ameryce jednak...”, ale byłoby to straszne uogólnienie. Zdarzyło mi się być tu i ówdzie w Stanach i nigdy nie spotkałem się z sytuację jak w LA. Nawet w Nowym Jorku, licznie występujący bezdomni zwykle siedzą, mają kartkę, na której zazwyczaj jest napisane, że są weteranami, zbierają na lekarstwo na raka, albo są daleko od domu i brakuje im X kwoty do biletu. Nachalni też się trafią, jednak i tak są mniej zawzięci niż czarni raperzy „rozdający” swoje płyty n Time Square.
W Los Angeles jednak...
Bezdomni tu nie proszą, oni żądają tego co im się należy z racji ich położenia(ktoś tu pewnie zaraz napisze, że słyszał/zna bezrobotne od zawsze „matki 500+”, które mimo że nie wiedzą co to zus, podatki itp., też twierdzą, że „im się należy” bo dały się wyruchać jakiemuś Sebie pod trzepakiem, ale to już inny rodzaj patologii na osobne rozważania).
Wyobraźcie sobie, że przy każdej często uczęszczanej ulicy siedzi kilkadziesiąt osób, w każdym wieku i każdy podchodzi do Ciebie, jesteś dla niej ziomkiem/kolesiem, no to teraz musisz dać dolara dla swojego ziomka. „Nie masz drobnych, to nie szkodzi – dawaj 20. Nie masz pieniędzy? No jak k***a jesteś na wakacjach bez pieniędzy?”
Takie teksty słyszy się na każdym kroku, w tym miejscu przemija całe to współczucie dla drugiego człowieka, który ma gorzej niż ja.
Osobiście chciałbym wrócić do domu i zachować w pamięci ten idealny obraz z początkowego opisu, pewien jestem jednak, że lwią część moich opowieści poświęcę na ten mało chlubny temat, ale na pewno też hojniej docenię naszych polskich „chłopaków”, którzy i owszem też bywają natrętni, jednak gdy akurat nie masz czym ich poratować, życzą Ci miłego dnia, a nie ch**a w dupie






















Zmieniony przez - Koniu151 w dniu 2017-05-02 02:59:55
2

TRENER PERSONALNY/(PSYCHO)DIETETYK ONLINE. POMOC W UKŁADANIU DIET I TRENINGOW ONLINE.
KONTAKT: [email protected]

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Koniu151 Moderator
Ekspert
Szacuny 3036 Napisanych postów 51770 Wiek 34 lat Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 350003
02.03 -Komunikacja miejska w LA(przeklejka z fejsa)

W Los Angeles jest jedna rzecz, która irytuje mnie jeszcze bardziej niż bezdomni.
Miasto jest ogromne. Bukując pierwsze mieszkanie nie bardzo miałem tego świadomość i zgodnie z zasadą „z centrum wszędzie blisko” właśnie tam zarezerwowałem lokum.
Jednak gdy przyjrzałem się mapie okazało się, że nie jest tak kolorowo jak myślałem.
By dostać się ze Śródmieścia do plaży trzeba pokonać około 25 kilometrową trasę. Przemyślałem sprawę i stwierdziłem, że utrata opłaty serwisowej i niekorzystnego przewalutowania depozytu po anulacji rezerwacji jest warta tego by się nie wk***iać długim dojazdem i kolejną chatę wziąłem w okolicy plaży.
I co?
Jednak się wk***iam.
Mieszkamy przy Venice, niby spoko lokalizacja, do plaży 1,5 mili, do centrum bezpośredni autobus spod domu, jednak tam nie bardzo jest co zwiedzać, jednak by dostać się w turystyczne miejsca, zwykle trzeba przebrnąć przez centrum aby złapać przesiadkę.
Można autobusem, z godzinę i lepiej, o ile w ogóle przyjedzie. By uniknąć korków można po drodze złapać przesiadkę na metro, tylko to też nie jeździ jakoś super często, a i siatka połączeń wygląda jak by była projektowana przez kogoś kto wypalił za dużo wszechobecnej tutaj marihuany.
Gdy jesteś już w centrum i masz jeszcze trochę cierpliwości możesz próbować ruszyć do miejsca docelowego, na przykład tak jak my w niedzielę, wybrać się na Aleję gwiazd – tu dostaniesz się prosto, a stamtąd np. na Rodeo Drive(najdroższa ulica w USA). Na mapie niby blisko, w rzeczywistości potrzeba jednak 2 przesiadek...o ile autobus przyjedzie(Jeżeli myślisz, że w Polsce autobusy strasznie się spóźniają, to przemnóż to razy dwa, albo i trzy). :)
Potem musisz jeszcze wrócić do domu, rozkład w Google pokazuje Ci ładną, półtoragodzinną trasę, jednak gdy autobus się spóźni/nie przyjedzie, trasa jest już inna, potem spóźnia się kolejny, a tu jeszcze jedna przesiadka...w tym momencie myślisz już tylko by być w samolocie do domu. :)
Dziś też zaplanowaliśmy 2 atrakcje naraz – znak Hollywoodu i studio Universala(o tym w dalszej części wpisu), no bo przecież jednak prawie obok siebie.
I ch**.
Po prawie 2 godzinach podróży(a to autobus nie przyjechał, a to metro się spóźniło) dojeżdżamy w podobno najlepsze miejsce z którego można wybrać się pod znak.
Odpalamy nawigację i okazuje się, że potrzeba nam jeszcze kilkudziesięciu minut marszu, w dwie strony daje to ponad godzinę. Jest 9, słońce świeci już z pełną mocą.
Znak widzieliśmy wcześniej z daleka, więc szybko kalkulujemy, czy kilka lajków pod fajną fotką na fejsie jest warte wk***iania się i zmęczenia, które na pewno się pojawi, a kolejna zaplanowana atrakcja jest jednak ciekawsza.
Olewamy temat. No pewnie wstyd.
Kiedyś, ktoś napisał mi, że być w USA i nie pójść do Gold's Gymu to też wstyd. Tam też nie idę, bo wstyd to ruchać własną matkę, a nie olać miejsce, w którym niby powinno się być.
Ciężary wszędzie ważą tyle samo, a perspektywa spotkania jakiegoś znanego kulturysty nie bardzo mnie jara - i tak nie wiem kto jest kto.
Reasumując temat komunikacji, nie uważam się po kilku dniach za eksperta od Los Angeles. Mam jednak porównanie z innymi dużymi miastami. Z Nowym Jorkiem, Pekinem, czy chociażby naszym europejskim Berlinem i wszędzie(moim zdaniem), wszystko jest zaplanowane i działa bardzo sprawnie. W zasadzie korzystając tylko z kolejek podziemnych i nadziemnych można dostać się wszędzie, ewentualnie kawałek pokonać z buta, lub z dobrze zgraną siatką połączeń autobusowych/tramwajowych.
Zawsze przecież można wynająć samochód, owszem można. Jednak korki zawsze denerwują bardziej gdy sam siedzisz za kierownicą. Druga sprawa - ruch drogowy w USA nieco różni się od naszego. O ile poza miastem wszystko jest super, to w mieście(w dużym przejaskrawieniu) na drodze ważniejszy jest ten, kto pierwszy użyje klaksonu. Mieliśmy okazję korzystać z samochodu w Nowym Jorku i mimo bardziej intuicyjnych przepisów niż w Polsce, moim zdaniem trzeba sporego „oklepania” by radzić sobie tutaj na drodze.
Poruszanie po LA nie jest może zbyt fortunne, za to doskonale radzą sobie w wyciskaniu z turystów ostatniego grosza(choć zostało nam ich jeszcze parę). Doskonałym przykładem jest tu wspomniane wyżej Universal Studio, czyli w zasadzie takie fajniejsze wesołe miasteczko.
Sam wstęp dla dwóch osób to już około 1000zł. Gdy zamarzy Ci się pierwszeństwo zwiedzania(krótsza kolejka)koszt rośnie o połowę. Tak, wiem - będąc za granicą przeliczanie na złotówki nie ma sensu, robię to jedynie na potrzeby wpisu by jak najlepiej zobrazować sytuację.
Płacisz i może Ci się wydawać, że to już koniec kosztów. O nie...
My co prawda w środku kupiliśmy jedynie kawę s Starbucksie, jednak bardzo liczne grono osób, które odwiedzają US, to rodziny z dziećmi i ze względu na to wszystko jest tu doskonale przemyślane.
No bo jak to? Idziesz z dzieckiem na „szoł” Harrego Pottera, gdzie aktorka wywołuje z publiczności jedno dziecko, któremu wybiera różdżkę, po kilku teatralnych trikach różdżka zostaje znaleziona, a wybraniec otrzymuje ją za darmo...a co zresztą dzieci? Nie ma problemu – drzwi wyjściowe prowadzą prosto do sklepu z różdżkami. Spróbuj teraz nie kupić...
Idziesz w kolejne miejsce, odklepujesz atrakcję i bam, „Exit” znowu jest nie na zewnątrz, a do sklepu i tak praktycznie za każdym razem.
By nie było, że tylko marudzę – miejsce na pewno godne odwiedzenia, dopracowane w każdym detalu. Od zamku Hogwartu (tak kurva mają tam zamek :D, a do tego jeszcze całe miasteczko Hogsmeade, oczywiście pełne sklepów znanych z książek) po „żywych” Transformersów czy dinozaury. Jestem chyba już jednak za stary – podobno na zwiedzenie całości jeden dzień to za mało, a ja po około 5 godzinach miałem dość.

TRENER PERSONALNY/(PSYCHO)DIETETYK ONLINE. POMOC W UKŁADANIU DIET I TRENINGOW ONLINE.
KONTAKT: [email protected]

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Koniu151 Moderator
Ekspert
Szacuny 3036 Napisanych postów 51770 Wiek 34 lat Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 350003
02.05 - Universal Studio

Parę słów napisałem już wyżej, więc nie będę się powtarzał, wrzucę tylko nieco fotek.
Ogólnie miejsca na pewno warte odwiedzenia, jak ma się dzieciaki i dużo kasy. W tygodniu wielkich kolejek nie było, w zasadzie większy przestój mieliśmy tylko do jednej, jak się okazało najsłabszej atrakcji.
Tak to wszystko elegancko, ze spraw, które zrobiły na mnie największe wrażenie:
"Przejażdżka" na hipogryfie, albo miotle, nie wiem, chyba jedno i drugie, zapakowali nas na takie wózki, zamknęli od góry - łapy jeszcze mnie bolą, okazało się, że są za duże jak na standardowe siedzenia i zabezpieczenia, ale mimo dyskomfortu było warto. Wszystko było zrobione w formie wirtualnej rzeczywistości, tyle że bez okularów i pewnie ten wózek jakoś specjalnie mocno się nie poruszał, jednak w połączeniu z obrazem gdzie leciało się w górę, gwałtownie w dół, na mury, drzewa, potwory, w ciasnych korytarzach, robiło to mega wrażenie, nawet zdarzyło mi się w pewnym momencie krzyknąć.
Druga fajna atrakcja, to przejażdżka wodną kolejką po Parku Jurajskim, może nie zap*****lała jakoś szybko, ale było kilka spadków ze sporej wysokości, co owocowało całkowitym przemoczeniem, na te upały jak znalazł.
Ciekawie był też zrobiony dom strach z The Walking Dead, nie wiem jak to zrobili, ale zombie wchodziły w interakcję z ludźmi, jednak nie dało się ich dotknąć. Gdy wszyscy uciekali ja oczywiście próbowałem ale w magiczny sposób nie dało się tego zrobić, za to jak np przysadzałem głowę do twarzy zombiaka to on nachylał się do mnie, potem op******iła mnie obsługa.
Ogólnie fajnie, ale nie zaliczyliśmy wszystkiego, w tym upale, mimo schładzaczy(najlepsza rzecz w LA xD) już nie bardzo nam się chciało.









































Zmieniony przez - Koniu151 w dniu 2017-05-04 07:25:43

TRENER PERSONALNY/(PSYCHO)DIETETYK ONLINE. POMOC W UKŁADANIU DIET I TRENINGOW ONLINE.
KONTAKT: [email protected]

Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

Zarobki w BOR

Następny temat

plan ocena

forma lato