Polscy kibice są najlepsi na świecie. To dzięki nim zakopiańska impreza znów będzie kandydować do miana najlepszej w Polsce i na świecie. Wspaniały obraz mąci jednak bitwa, jaka w sobotę wybuchła pod jedną z bram wejściowych.
Kilkusetosobowa grupa kibiców z biletami oczekująca przy jednej z bram wejściowych straciła cierpliwość, gdy ochroniarze na pół godziny przed konkursem usiłowali, zgodnie z tym, co zapowiadano na biletach, zamknąć wejście. Zaczęło się od szamotaniny, a skończyło na regularnej bitwie najpierw na śnieżki, a potem nawet na kawałki desek. Walczących po dłuższym czasie uspokoił dopiero gaz łzawiący i policyjni tajniacy.
- Tłum był rzeczywiście agresywny. Ale nie mogło być inaczej, jeśli po raz kolejny setki osób nie mogły wejść na trybuny, mimo że miały ważne bilety - mówili postronni obserwatorzy.
- Przyszliśmy dużo wcześniej niż te pół godziny, a mimo to bramki były zamknięte. Zarówno na trybunę dolną, jak i górną. W lesie wykopaliśmy jamę pod płotem i przeczołgało się przez nią jakieś 30 osób, zanim zorientowali się ochroniarze - mówi zbulwersowany Robert z Torunia, od czterech lat przyjeżdżający na PŚ do Zakopanego.
To już zakopiańska tradycja. By zająć dobre miejsce, szczególnie na górne trybuny, przy zeskoku Wielkiej Krokwi, trzeba było przyjść w sobotę już w południe i skoro świt w niedzielę. Dwie godziny przed konkursem, mimo iż ulicami wiodącymi do skoczni sunęła fala ludzi, znaczna większość z 32 tysięcy miejsc była już zapełniona!
Więcej - w "Życiu Warszawy".
Pozdro - Tomek
Pozdrawiam - Tomek