Wynajmują sale sportowe w szkołach, opłacają trenerów kick-boxingu. Ci wiedzą, że ich podopieczni uczą się tylko po to, by bić się na rzeszowskich stadionach i ulicach. - Wiemy o tym, ale jesteśmy bezradni - mówią policjanci. Najchętniej trenują kick-boxing. Szukają trenera, który zdecydowałby się poświęcić im czas. - Ale sport ich nie obchodzi, interesuje ich tylko to, by nauczyć się błyskawicznie unieszkodliwiać przeciwnika - mówi Andrzej Stypuła, jeden z trenerów kick-boxingu, który nie przystał na propozycję złożoną mu przez grupkę rzeszowskich pseudokibiców. - Chyba nie myślicie, że będę was uczył tylko po to, byście się gdzieś tłukli - odpowiedział im.
To on opowiedział nam o kulisach współpracy trenerów kick-boxingu z pseudokibicami.
- W sporcie obowiązują określone reguły, a ich obchodzą tylko konkretne techniki, przede wszystkim, jak unieszkodliwić przeciwnika. Od trenera nie oczekują ćwiczeń ogólnorozwojowych, a jedynie wskazówek, w który punkt na ciele człowieka trzeba uderzyć, żeby walka natychmiast się zakończyła. Dlatego nigdy nie przychodzą na treningi otwarte, żądają spotkań tylko dla swojej grupy - opowiada Stypuła.
Trenerzy dostają 400-500 zł miesięcznie za szkolenie 20-osobowej grupy. Swojego trenera mają zarówno psudokibice Stali, jak i Resovii. Trenują w salach gimnastycznych rzeszowskich szkół. Często zmieniają miejsca ćwiczeń. Zwykle to kibice wyszukują salę, płacą za jej wynajem, trenera nic to nie obchodzi.
Jeden z naszych dziennikarzy zadzwonił do wskazanego nam trenera kick-boxingu, podając się za osobę, którą interesują walki wyłącznie na ulicy. Trener umówił się na spotkanie, podał ceny.
- Jest nas kilku chłopaków, kibiców. Długo trzeba się szkolić, żeby się dobrze bić? - pytamy.
- No, musicie się dużo lać - mówi Ireneusz Sz.
- Chodzi o sparingi na hali?
- Nie, człowieku. Lać między sobą...
- A jacyś inni kibice przychodzą do pana? Nie chcielibyśmy ich spotkać na treningu. Wie pan...
- Niedawno musiałem wywalić taką grupę, bo mi robili bijatyki na treningach. Mnie nie obchodzi, gdzie się będziecie lać. Byle nie przy szkole.
Andrzej N. i Ireneusz Sz. to kick-boxerzy, którzy trenują rzeszowskich pseudokibiców podczas regularnych, cotygodniowych, spotkań. Jeden jest nauczycielem wychowania fizycznego w podrzeszowskiej miejscowości, drugi ochroniarzem w lokalu w rzeszowskim Rynku. Pseudokibiców traktują jak klientów, którzy zlecają im pracę. - Rzeczywiście, trenuję grupę ludzi mających od 14 do 20 lat. Być może są tam pseudokibice - mówi Andrzej N.
- Nie zastanowiło pana, że to oni przyszli całą grupą, by poprosić o treningi? Że to oni wynajmują salę, a nie przychodzą na otwarte treningi dla wszystkich? - Ja nie jestem z tych, co chcą wszystko wiedzieć. Jeśli ktoś się do mnie zwraca z prośbą, to proszę bardzo. Przyszli do mnie chłopcy, poprosili, by ich trenować. Że to są pseudokibice? Muszę się dowiedzieć. Nie mam kontaktów w tych środowiskach. Ale po tym, co pani mi powiedziała, muszę dokładniej rozeznać, kto to jest. Będę dociekał i jeśli okaże się, że rzeczywiście to pseudokibice, to im podziękuję. Nie jestem od tego, by szkolić mafię - zarzeka się Andrzej N.
Zbigniew Sowa, rzecznik miejskiej policji w Rzeszowie mówi: - Docierają do nas informacje, że pseudokibice ćwiczą na siłowniach, trenują różne sporty walki w szkołach. To nie jest zakazane. Zabronione prawem są natomiast tzw. "ustawki", czyli bójki, na które wcześniej umawiają się pseudokibice. Mają swoje strony internetowe, gdzie są relacje z takich bójek: ile osób w nich uczestniczyło, kto zwyciężył. Cały jednak problem w tym, że trudno nam ustalić, gdzie i kiedy te bijatyki się odbywają. Najczęściej kibice umawiają się tuż przed zdarzeniem przez telefony komórkowe.
Imię i nazwisko trenera, który nie zgodził się współpracować z pseudokibicami, zostały zmienione.
Bo Tylko My Walczymy W Słusznej Sprawie YBH'01