nie wiem czy komuś będzie chciało się to czytać, ale może mieliście podobny problem i jakoś go rozwiązaliście. Będę wdzięczny za wszelkie rady.
Od początku. Za dzieciaka od 6 do 16 roku życia trenowałem pływanie, z mniejszymi lub większymi sukcesami, ale mistrzostwo województwa w dowolnym miałem. Potem zaczęło się liceum, imprezy i całe pływanie w łeb wzięło. Zacząłem trzaskać fete w wieku 16 lat i przez 3 lata z chłopa ponad 85 kg przy 182cm wzrostu, zrobiło się chuchro 70kg. Problemy ze wszystkim zmusiły mnie do zaprzestania fetowania... to zacząłem chlać. I tak do 22 roku życia. W międzyczasie nabawiłem się jakiejś pieprzonej fobii zdrowotnej i nawet nie chce wiedzieć ile przez ostatnie 5 lat (mam 23 teraz) wydałem na lekarzy. Od kardiologów (podejrzewałem u siebie wady serca, zawał, arytmię), gastrologów (rak jelita, żołądka, a nawet odbytu - co wiąże się z naprawdę lipnymi badaniami :) po neurologów, na lekarzu rodzinnym kończąc (przynajmniej raz w miesiącu jestem z czymś nowym).
Dobra jesteśmy przy 22 roku życia (dokładnie rok temu, luty) przestaje pić i imprezować w takich ilościach. Tak, poznałem dobrą kobietę. Od tego czasu żyję jak normalny człowiek... no prawie - z lekką fobią. Pije od czasu do czasu,jakieś piwo na imprezie, do meczu, czy coś podobnego. Ogólnie żadnych ciągów, czy picia kilka razy w tygodniu. Impreza raz w miesiącu. Norma. Jem całkiem zdrowo, może trochę za dużo, znów ważę 85 kg, ale to już nie same mięśnie :) Ale mimo wszystko jestem w dobrej formie, wróciłem do pływania, 3 razy w tygodniu po 1-1,5km, a w pozostałe dni jakieś pompeczki, 6 weidera i takie tam domowe ćwiczenia.
Dobra, ale wciąż kuźwa wstaje z myślą, że to się zaraz skończy i zachoruję na jakiegoś raka czy coś. Przykład: w styczniu powiększyły mi się węzły chłonne i od razu panika, że rak. 3 dni leżałem i czekałem na wizytę u lekarza specjalisty, wziąłem wolne w pracy i leżałem w chacie, 3 dni z życia wycięte. Badania krwi, USG, badania wątroby (a co! też kazałem zrobić) - wszystko ekstra. Zdrowy człowiek. No ale strach ciągle nie minął. Wciąż się schizuje, że zaraz umrę i koniec.
Macie jakieś pomysły. Przeszukałem forum, ale za wiele porad nie znalazłem :) Jak źle szukałem to podajcie chociaż linki.
Dzięki