Pokrótce opiszę sytuację z dnia dzisiejszego, która nawet mnie samego zaskoczyła...
Normalnie mam ustaloną dietę z wyliczoną ilością kcal i micronutrients (wklejałem już w innym temacie) i trzymam się jej restrykcyjnie.
Wspominałem także, iż biorę euthyrox na niedoczynność tarczycy i tesosteron prolongatum (2 ampułki co 2 tygodnie, aktualnie mam przerwę w braniu ponieważ czekam na receptę).
Dzisiaj wstałem normalnie, zjadłem śniadanie, po czym położyłem się spać (byłem straaasznie zmęczony). Potem wstałem po paru godzinach i zjadłem planowy posiłek (kasza + kurczak + warzywa). I wszystko byłoby w porządku, gdyby nagle nie dopadł mnie masakryczny atak głodu!
Po tym posiłku zjadłem jeszcze 8 bułek, 4 kromki chleba i masło orzechowe Primavera popijane Pepsi Max; potem jeszcze 4 jogurty czekoladowe...Co ciekawe, nawet po takiej uczcie nie miałem poczucia całkowitej sytości! Przecież ośrodek w mózgu powinien powiedzieć "STOP" (uczucie sytości podobno pojawia się po 15-20 minutach, a jadłem bez przerwy ponad pół godziny).
Takie napady głodu miałem wcześniej tylko 2 razy w życiu, do tego nigdy tak masakryczne.
Mam 24 lata i ważę 66-67kg; skąd w żołądku miałem w ogóle tyle miejsca na pokarm (przecież to było z dobre 3000kcal i prawie 1,5kg żarcia)? Czy taki napad głodu mógłbyć spowodowany zaburzeniami hormonalnymi?
W tym tygodniu mam wizytę u lekarza, czy mam wspomnieć o tym zajściu czy to po prostu był typowy kryzys psychiczny i bunt organizmu?
Trochę się rozpisałem, ale mnie samego wprost zszokowała dzisiejsza sytuacja...
Pozdrawiam.