Przez ten czas wyrzekłem sie wielu przyjemnosci, moj styl zycia zmienil sie diametralnie, nie pije , nie pale, a co za tym idzie ograniczylem zycie towarzyskie, jak chodze na imprezy to tylko najedzony i pije tam samą wode i wracam około 1-2. Musze byc w domu na moich porach posilkowych, czyli jak gdzies wychodze to wracam zaraz do domu by zjesc (ew. gdzies na miescie). W dzien treningowy w ogole nic nie robie nawet nie biegam po domu! Kiedys grałem w pilke, kosza itp teraz odmawiam bo po co marnowac kalorie, nie jezdze na rowerze tylko jak moge to samochodem. Powiecie : zryty łeb! Ale mi z tym dobrze i ten tekst nie jest pisany po to by krytykowac kulturystyke! Przeciwnie! W tym momencie to moje najwieksze hooby, styl zycia. Do czego zmierzam... wyrzeklem sie wielu przyjemnosci , moi koledzy pija (wakacje np co drugi dzien!!!), nie przejmuja sie niczym, pala, cpają (60% moich znajomych cos sobie przypali lub wezmie -i nikt tu nie mowi o skutkach ubocznych) . Ja sie tego wszystkiego wyrzekłem i czy waszym zdaniem nie warto np. wziasc 42 tabletki metanabolu? jestem pewien ze bede cwiczyl do konca zycia, nie mam zamiary sie skoksowac dziesiatkami cyklu. Ale ze tak powiem z głowa...kto wie moze 2-3 cykle w zyciu? Czy to bedzie az tak karygodne w porownaniu z wiara ktora czerpie z zycia wszystko co dobre? ja po czesci trace te piekne chwile z mojej mlodosci na korzysc wspanialego trybu zycia jakim jest kulturystyka....co wy na to ?
"Jeżeli ktoś Cie nadepnie przeproś go"