W tym problem, że ludzie chcą znaleźć dobre kung-fu, ale poszukiwania opierają na błędnych oczekiwaniach i fałszywych przesłankach, więc skazani są na błądzenie. Poważnych wyjaśnień i wskazówek nie chcą słuchać, bo nie odpowiadają ich wyobrażeniom. Ileś lat pobłądzą, dopiero wtedy zaczynają się orientować i dokonywać świadomych wyborów, chyba, że się całkiem rozczarują i odpadną.
Rady, dokąd się udać w Chinach też nie udzielę. Bo oczywiste dość jest, że jeśli uczę się u swojego mistrza, to dlatego, że uważam, że warto. Ale musiałbym kogoś uważać za osobistego wroga, żeby skierować go na dłuższą naukę do mojego mistrza, jeśli ta osoba nie zna chińskiego, nie zna chińskich realiów, chińskiego sposobu myślenia (czyli rzeczy, których poznanie zajmuje lata). A tu jeszcze jest stosunkowo łatwa sytuacja, bo mój mistrz mówi w dialekcie pekińskim, na którym oparty jest język państwowy. A jeśli ktoś chciałby się uczyć u jakiegoś mistrza na prowincji, to nawet znajomość standardowego języka chińskiego nie będzie wystarczająca (jeśli chce się poważnie uczyć, a nie liznąć trochę ściemy dla naiwnych) - jeśli uczeń nie zna lokalnego dialektu, lokalnych zwyczajów itp., to będzie traktowany jako obcy - czyli "krowa do wydojenia". Dopiero po latach, gdy pozna język, zwyczaje, mentalność, stanie się takim na wpół swojakiem, wtedy sytuacja się zmienia.
Oczywiście wielu naiwnych cudzoziemców przyjeżdża do mojego mistrza, z zamierzeniem intensywnej nauki przez pół roku, rok, dwa lata itp. Jak dotąd tylko jeden, który znał trochę chiński, i miał żonę Chinkę, która ćwiczyła z nim i pomagała mu w kontakcie z mistrzem, zdołał spędzić pół roku. Inni, przyjeżdżający bez dobrej znajomości języka, realiów i mentalności, a za to z głową pełną iluzji, wracali do domu po paru tygodniach, a czasem już po paru dniach.
Dla wyjaśnienia - ja kung-fu w Chinach zacząłem uczyć się po 3 latach intensywnego studiowania języka i kultury chińskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Gdy konkretnie rozpoczynałem naukę systemu
yiquan, było to już po 1,5 roku mojego pobytu w Pekinie, gdzie te studia kontynuowałem, jednocześnie nasiąkając miejscową atmosferą, i łapiąc specyfikę dialektu pekińskiego. Ale gdy udało mi się wreszcie dotrzeć do mistrza Yao, i uznać, że to wreszcie jest to, miałem za sobą już 12 lat od rozpoczęcia nauki chińskiego i studiów nad chińską kulturą, 9 lat od pierwszego przyjazdu do Chin i 7 lat od rozpoczęcia nauki yiquan.