Z dala od ringu i kamer Andrzej Gołota jest innym człowiekiem. Zrelaksowanym, dowcipnym, z poczuciem humoru, nawet na własny temat. DZIENNIK przedstawia Gołotę, jakiego polscy kibice nie znają.
Rafał Kazimierczak: Wraca pan do boksu?
Andrzej Gołota: Myślę o tym. Cały czas staram się utrzymywać w formie. Zobaczymy, jak będę się czuł.
RK: Pana menedżer Ziggy Rozalski twierdzi, że będzie pan walczył już w lutym.
AG: Jest taka możliwość. Ale na razie za wcześnie na szczegóły.
RK: Po co to panu?
AG: Coś było nie tak, skoro nie wyszło tyle razy. Trzeba będzie coś zmienić. Na razie zastanawiam się, co.
RK: Myśli pan czasami o walce z Lamonem Brewsterem?
AG: Tak, nawet ją obejrzałem.
RK: I jak się ogląda taką porażkę?
AG: Jak to jak? Szybko.
RK: Dlaczego przegrał pan w taki sposób?
AG: Ja go po prostu zlekceważyłem. Miałem do siebie pretensje. Wielkie pretensje.
RK: Zlekceważył pan przeciwnika w walce o mistrzostwo świata?
AG: To był koszmarny dzień, wszystko poszło nie tak. Każdy spieprzył swoją robotę. Sam Colonna dwa razy "tapował" mi ręce, bo za pierwszym razem źle to zrobił. Za późno wrócił z walki Adamka, nie mogłem się porządnie rozgrzać. Przed walką mięsień musi być rozgrzany, musi w nim krążyć krew. A ja zrobiłem się zimny, nawet szlafrok na mnie wysechł, bo przez 15 minut czekałem w holu w przeciągu. Okazało się, że mam za duże buty. Rozumiesz, 25 lat walczę, a wtedy założyłem za duże buty.
RK: Był pan na deskach trzy razy w niecałą minutę.
AG: Colonna mnie ostrzegał, że Brewster ma cios i może się na mnie rzucić. Wystarczyło, ze raz opuściłem rękę i było po sprawie. Kiedy leżałem pierwszy raz, nadal nie wierzyłem, że przegram.
RK: Podobno po walce nie wiedział pan, że już się odbyła?
AG: E tam, wszystko wiedziałem. Jeżeli przegrać w boksie, to już lepiej tak. Przynajmniej nic mi się nie stało. To były nokdauny, a nie nokaut.
RK: Jak się pan czuł na drugi dzień?
AG: Żyć mi się nie chciało.
RK: Podoba się panu to, co dzieje się w wadze ciężkiej?
AG: Nie wiem, co się dzieje, straciłem orientację. Nawet nie wiedziałem, ze Shannon Briggs pobił tego Liachowicza.
RK: Mistrzami jest trzech Rosjan. Co się dzieje z czarnoskórymi pięściarzami?
AG: Szok, nigdy bym się tego nie spodziewał. Może czarni się skończyli?
RK: Dzisiaj za najlepszego pięściarza wagi ciężkiej uchodzi Nikołaj Wałujew. Co pan o nim sądzi?
AG: Z Wałujewem problem jest taki, że nikt nie potrafi mocno trafić go w twarz. Jak ktoś to zrobi, to Wałujew przegra. Tylko że on wysoko podnosi ręce i wtedy nikt nie może zrobić mu krzywdy. Jego głowa jest na innym piętrze.
RK: Witalij Kliczko chce wracać.
AG: To dopiero będzie, jak dwóch braci zostanie mistrzami świata. To bardzo prawdopodobne.
RK: Evander Holyfield już wrócił i mówi o piątym mistrzostwie świata.
AG: Nie rozumiem tego. Na pewno nie chodzi o pieniądze. Przecież on za drugą walkę z Tysonem dostał około 45 milionów dolarów. Nienormalna suma.
RK: To dlaczego chce dalej walczyć?
AG: Może chodzi o sławę? Może chce, żeby nadal o nim mówiono? Naprawdę nie wiem.
RK: A Joe Frazier? Ma 62 lata i odgraża się, że jeszcze będzie boksował.
AG: Daj spokój, to jakiś żart. Przecież on walczył z Alim na początku lat 70. To już dziadek
RK: Kto jest pana ulubionym pięściarzem?
AG: Jako człowieka cenię George'a Foremana. Ale i jako pięściarz był niesamowity. Ta jego walka w Kinszasie z Alim... On tam miał kontuzję, dlatego w ogóle nie ćwiczył kondycji, nie biegał. Nie uważał tego za potrzebne, bo nokautował wszystkich bardzo szybko, Geniusz. Okładał Alego na początku, a ten skubaniec przetrwał i mu dołożył. Foreman nie był na to przygotowany. Ja okładałem tak Bowe'a. Dzisiaj i z Alim, i z Bowe'em ciężko się dogadać. Taka jest cena boksowania.
RK: Mówi pan też z respektem o Bernardzie Hopkinsie.
AG: To człowiek zupełnie oddany boksowi, wszystko, ale to wszystko mu podporządkował. Tarver pobił Roya Jonesa, a Hopkins robił w ringu z Tarverem, co chciał. Niech Tomek Adamek nigdy z nim nie walczy. Od Hopkinsa trzeba się trzymać jak najdalej. Wiesz, jak Hopkins trenuje? On przez 40 minut skacze na skakance. Przyśpieszenia, zmiany tempa, te wszystkie numery. Dopiero potem zabiera się za trening. Ja kiedyś poskakałem na skakance godzinę. Wróciłem do domu i głowa mnie rozbolała
RK: Mówił pan kiedyś, że przed wejściem do ringu adrenalina jest o wiele większa niż przed skokiem ze spadochronem.
AG: Bo tak jest. W ringu muszę mieć adrenalinę, nawet gdybym jej nie chciał. A kiedy skaczę, adrenalina po prostu jest, i to na własne życzenie. Ale skaczę, bo lubię. To jest niesamowite. Jak skakałem pierwszy raz i stanąłem w drzwiach na wysokości 4 tysięcy metrów, to pomyślałem: co ja tu robię? Skakanie może być niebezpieczne. Było takie wydarzenie - samolot wleciał w chmury, a pilot dał sygnał, że można skakać. I pospadali w tych uprzężach do wody. Na 30 skoczków zginęło ponad 20.
RK: Nie odstrasza to pana od skakania?
AG: Nie, bo tam, gdzie ja skaczę, nie ma wody. Poza tym teraz jest w Stanach przepis, że skakać można tylko przy dobrej widoczności. Przez pierwsze 50 m spada się w próżni. A potem jest rewelacja.
RK: To może namówi pan żonę?
AG: Co ty, ona nie może słuchać o moich skokach. Mówi, że zwariowałem, w ogóle nie chce o tym wiedzieć.
RK: Co będzie pan robił za 10 lat?
AG: Nie mam pojęcia. Naprawdę. Od bardzo dawna zajmuję się tylko boksem. Może jakieś biznesy?
RK: A dzisiaj co pan robi?
AG: Jeżdżę na nartach, gram w tenisa. Dawno temu kupiłem też cadillaca z lat 50. Już sobie wyobrażam, jak będę nim jeździł. Ale cały czas nie jest wyremontowany.
RK: Interesuje się pan polskim sportem?
AG: Tak sobie. Oglądałem pięć minut meczu piłkarzy z Belgią. Bardzo dobrze graliśmy. Kto jest teraz naszym trenerem?
RK: Leo Beenhakker.
AG: A kto to jest?
RK: Holender, trenował kiedyś nawet Real Madryt. W Polsce zarabia podobno 600 tys. euro rocznie, co oburza wielu ludzi.
AG: To nie tak dużo. A przynajmniej są wyniki i fajnie się ich ogląda.
RK: Słyszał pan o naszym nowym sportowym bohaterze, kierowcy Formuły 1 Robercie Kubicy?
AG: Słyszałem to nazwisko. Skąd on się wziął?
RK: Kiedy miał 13 lat, wyjechał trenować do Włoch.
AG: 13 lat? Co ty opowiadasz? Bardzo dziwne. W Ameryce popularny jest NASCAR. Sport dla białych. Chciałem kiedyś zabrać Ziggiego, ale trochę odstraszają te odległości. Byłem na meczu futbolu amerykańskiego. Przejechanie samego parkingu zajmuje dużo czasu. A przed końcem trzeba się spieszyć do samochodu, żeby godzinami nie czekać na wyjazd.
RK: Będzie o panu jeszcze głośno nie tylko przy okazji skandali?
AG: Boksuję od 25 lat... I mam zakończyć to w taki sposób jak z Brewsterem? Chciałbyś tak? To nie dziw się, że myślę o powrocie.
WWW.BOKSER.ORG
"I try to catch him right on the tip of the nose, because I try to push the bone into the brain." (M.Tyson)