...
Napisał(a)
Jak kebab to ja robię inaczej:
Dzień wcześniej:
Mięso z piersi kuraka kroję w paski grubości ok 0,5-1cm, długość ok 3 cm, obtaczam je w przyprawie do kebaba, wrzucam do miski i zalewam oliwą.
Jazda z tym do lodówki, najlepiej na całą noc.
Dnia następnego, którego chcemy przyrządzić kebab:
Robię oba sosy
jogurtowy - jogurt naturalny+koperek+zioła prowansalskie+czosnek(z koprem i prowansalskimi delikatnie inaczej stłumią smak mięsa, niemniej ma być je lekko czuć w sosie)
ostry - ketchup+ostra papryka (ten sos musi być OSTRY)
Warzywa:
pomidor w półksiężyce
cebula w półtalarki
ogórek(szklarniowy) - w prostopadłościany o podst. kwadratu 1cm x 1cm podstawa długośc 2-3cm
Wyjmuję mięso, odsączam z oliwy, nabijam na patyczki do szaszłyka i piekę na elektrycznym grillu aż będzie solidnie przypieczone
Jednocześnie (i tu jest najmniej zdrowa część przepisu) bułkę do kebaba(pita) - są w każdym supermarkecie - podgrzewam do chrupkości albo w piekarniku, albo na grillu elektr.
Tera tak
Jedną część buły - smarujemy sosem łagodnym
Drugą częśc buły - smarujemy sosem ostrym
Potem dajemy warstwami mięso/cebula/pomidor/ogórek - polewamy sosami i znowu mięso/cebula/pomidor/ogórek.
Mm pycha
Dzień wcześniej:
Mięso z piersi kuraka kroję w paski grubości ok 0,5-1cm, długość ok 3 cm, obtaczam je w przyprawie do kebaba, wrzucam do miski i zalewam oliwą.
Jazda z tym do lodówki, najlepiej na całą noc.
Dnia następnego, którego chcemy przyrządzić kebab:
Robię oba sosy
jogurtowy - jogurt naturalny+koperek+zioła prowansalskie+czosnek(z koprem i prowansalskimi delikatnie inaczej stłumią smak mięsa, niemniej ma być je lekko czuć w sosie)
ostry - ketchup+ostra papryka (ten sos musi być OSTRY)
Warzywa:
pomidor w półksiężyce
cebula w półtalarki
ogórek(szklarniowy) - w prostopadłościany o podst. kwadratu 1cm x 1cm podstawa długośc 2-3cm
Wyjmuję mięso, odsączam z oliwy, nabijam na patyczki do szaszłyka i piekę na elektrycznym grillu aż będzie solidnie przypieczone
Jednocześnie (i tu jest najmniej zdrowa część przepisu) bułkę do kebaba(pita) - są w każdym supermarkecie - podgrzewam do chrupkości albo w piekarniku, albo na grillu elektr.
Tera tak
Jedną część buły - smarujemy sosem łagodnym
Drugą częśc buły - smarujemy sosem ostrym
Potem dajemy warstwami mięso/cebula/pomidor/ogórek - polewamy sosami i znowu mięso/cebula/pomidor/ogórek.
Mm pycha
...
Napisał(a)
Wiad , ja jestem empirykiem, i nie podaje nie zbadanych informacji Mysle ze jednak spozycie kalori nie jest o wiele wieksze Pamietaj ze podaje wynik w skali spolecznej a nie jednostkowej jak dotre do zrodla tych badan to podam
...
Napisał(a)
Ależ ja się zgadzam - niewiele mniej wówczas, czyli prawie tak samo. Z tym, że rozwarstwienie społeczeństwa powodowało nieco inną kulturę spożywania posiłków. Zatem w ujęciu społecznym możliwe, że w istocie jedzono niewiele mnie/więcej, czyli w efekcie prawie tyle samo co dziś. Tylko, że wtedy 90% ludzi żyło w skrajnej nędzy (chłopi), a 10% jadło dziesiątki tysięcy kalorii (szlachta). Postury tej drugiej warstwy społecznej zachowały się na portretach, w opisach kronikarzy, wreszcie odzwierciedlają je zbroje czy meble.
...
Napisał(a)
30 lat to za mało by mówić o społecznych zjawiskach tego czy tamtego, aczkolwiek w Polsce akurat politycznie krok był przeogromny. Niemniej w dietetyce nie sprawdzisz wpływu takiej czy innej diety na społeczność. Dopiero przy badaniach idących w dziesiątki i więcej lat można mówić, że nawyki żywieniowe danej społeczności doprowadziły do tego czy tamtego.
Zatem uściślijmy - 200 i więcej lat temu MOIM ZDANIEM ludzie mogli spożywać podobną liczbę "społecznych" kcal. 30 lat temu z całą pewnością jedli mniej niż dziś. Dlaczego - wyjaśniłem poprzednio. W moim przekonaniu nie ma cienia szansy by Polacy (tu też uściślam o jakiej narodowości mówimy) nie podnieśli liczby "społecznych" kcal po 90 roku. Dość powiedzieć, że choć siła nabywcza polskiej złotówki w ciagu 30 lat zdecydowanie poszła w górę (być może ktoś jeszcze pamięta, że w Polsce lat 70-tych pensja oscylowała w okolicach 20$), a nadal 80% Polaków żyje od pierwszego do pierwszego wskazując pożywienie jako największe źródło ich wydatków. McDonald'sy się zapełniły, powstały KFC, PizzaHut i tysiące mniejszych knajpek, w których niekoniecznie jedynym asortymentem jest ocet na półkach, powstały całe sieci hiper i supermarketów, które są nastawione tylko i wyłącznie na żywność itp. itd. Liczba Polaków gwałtownie nie wzrosła, zaś podaż żywności w ciagu ostatnich 30 lat wzrosła wielokrotnie. A ponieważ mamy wolny rynek - podaż musi odpowiadać w jakimś stopniu popytowi.
Zatem uściślijmy - 200 i więcej lat temu MOIM ZDANIEM ludzie mogli spożywać podobną liczbę "społecznych" kcal. 30 lat temu z całą pewnością jedli mniej niż dziś. Dlaczego - wyjaśniłem poprzednio. W moim przekonaniu nie ma cienia szansy by Polacy (tu też uściślam o jakiej narodowości mówimy) nie podnieśli liczby "społecznych" kcal po 90 roku. Dość powiedzieć, że choć siła nabywcza polskiej złotówki w ciagu 30 lat zdecydowanie poszła w górę (być może ktoś jeszcze pamięta, że w Polsce lat 70-tych pensja oscylowała w okolicach 20$), a nadal 80% Polaków żyje od pierwszego do pierwszego wskazując pożywienie jako największe źródło ich wydatków. McDonald'sy się zapełniły, powstały KFC, PizzaHut i tysiące mniejszych knajpek, w których niekoniecznie jedynym asortymentem jest ocet na półkach, powstały całe sieci hiper i supermarketów, które są nastawione tylko i wyłącznie na żywność itp. itd. Liczba Polaków gwałtownie nie wzrosła, zaś podaż żywności w ciagu ostatnich 30 lat wzrosła wielokrotnie. A ponieważ mamy wolny rynek - podaż musi odpowiadać w jakimś stopniu popytowi.
...
Napisał(a)
zaraz zaraz - twierdzisz , ze aby mowic o zjawisku spolecznym ,to musi ono istniec w jakiejs okreslonej rozciaglosci czasowej ? to sa jakies granice ? bylabym wdzieczna gdybys podal jakies wiarygodne zrodlo , bardzo mnie to interesuje
Napisales takie same truizmy jak ja, mimo to wciaz upieram sie przy swoim, nie mam jednak zadnych danych statystycznych na potwierdzenie tego co mowie. Wciaz twierdze , ze to nie ilosc jedzenia nas gubi, a styl zycia.
Napisales takie same truizmy jak ja, mimo to wciaz upieram sie przy swoim, nie mam jednak zadnych danych statystycznych na potwierdzenie tego co mowie. Wciaz twierdze , ze to nie ilosc jedzenia nas gubi, a styl zycia.
...
Napisał(a)
Nie wiem czy jest sens szukać teraz wiarygodnych źródeł, skoro wystarczy po prostu trochę pomyśleć. Założenia są przecież logiczne.
Jeśli chcesz badać wpływ nawyków żywieniowych na społeczeństwo, to warto zauważyć, że składa się ono z ludzi w różnymi wieku, a zatem już sam ten fakt determinuje rozciągłość czasową. Do tego weź pod uwagę, iż warto przeprowadzić badania na kilku pokoleniach. Wpisz w google np. dieta śródziemnomorska i sobie poczytaj, jeśli przedkładasz słowo pisane nad logikę. Tak samo możesz zbadać kazdy inny region świata czy danej społeczności. Ale jeśli ktoś pisze o odżywianiu Hiszpanów czy Greków wobec Polaków to jest oczywistym, że nie brał pod uwagę ostatniego weekendu :)
Co do trybu życia to ten akurat nie ma nic tu do rzeczy. Niby jak się ma wiązać z ilością kalorii? Ty przecież twierdzisz, że 'społeczne' kalorie się zasadniczo nie zmieniły, a zatem jeśli jest związek między kcal a trybem życia to ten też nie powinien się zmienić w ciągu ostatnich 30, 200 czy ilu tam lat... czyżby?
Jeśli chcesz badać wpływ nawyków żywieniowych na społeczeństwo, to warto zauważyć, że składa się ono z ludzi w różnymi wieku, a zatem już sam ten fakt determinuje rozciągłość czasową. Do tego weź pod uwagę, iż warto przeprowadzić badania na kilku pokoleniach. Wpisz w google np. dieta śródziemnomorska i sobie poczytaj, jeśli przedkładasz słowo pisane nad logikę. Tak samo możesz zbadać kazdy inny region świata czy danej społeczności. Ale jeśli ktoś pisze o odżywianiu Hiszpanów czy Greków wobec Polaków to jest oczywistym, że nie brał pod uwagę ostatniego weekendu :)
Co do trybu życia to ten akurat nie ma nic tu do rzeczy. Niby jak się ma wiązać z ilością kalorii? Ty przecież twierdzisz, że 'społeczne' kalorie się zasadniczo nie zmieniły, a zatem jeśli jest związek między kcal a trybem życia to ten też nie powinien się zmienić w ciągu ostatnich 30, 200 czy ilu tam lat... czyżby?
...
Napisał(a)
Kiedy mnie nie interesuje czas jaki wg Ciebie powinno brac sie pod uwage, by mozna zbadac nawyki zywieniowe, bo nie o tym mowie - ja twierdze najzwyczajniej , ze 30 lat to okres wystarczajacy by zauwazyc roznice w tym jak sie odzywiamy i ze ilosc spozytych kalorii nieznacznie odbiega od spozycia realnego. Sugerujesz badanie na pokoleniach i branie pod uwage zroznicowania wiekowego, ale Cala dyskusja poszla zupelnie nie w ta strone, bo ja nawykow zywieniowych badac nie chcialam, wciaz upieram sie przy jednym i rozpietosc w czasie obralam sama - bez namyslu ile lat wstecz powinnam wziac pod uwage, by udowodnic ze teraz jemy niewiele wiecej niz kiedys. Jemy z pewnoscia produkty bardziej zroznicowane, mamy o wiele wiekszy wybor i o wiele lepszy dostep, ale czy to spowodowalo ze teraz spedzamy wiecej czasu na jedzeniu ? Ze napychamy sie na zapas albo dlatego ze teraz mamy okazje a kiedys jej nie bylo ? Czy to ze masz do wyboru 10 rodzajow pieczywa a nie jeden jak kiedys, to powoduje ze zjadzasz po 10kromek chleba a nie jedna dziennie ?
Tryb zycia natomiast ma istotny wplyw, a juz w szczegolnosci wplyw ma zrodlo tych kalorii - czyli niezdrowa zywnosc - a czyz ona nie jest stylem zycia ?
A dlaczego styl zycia ? A dlatego, ze coraz wiecej czasu spedzamy przed tv lub monitorem komputera wpylajac pake chipsow zamiast isc na spacer, dlatego ze media zachecaja nas do jedzenia shitu , ktore ma za zadanie tylko i wylacznie odlozyc sie nam na biodrach, to ze zamiast witamin i skladnikow odzywczych jemy naszpikowane sterydami warzywa, napompowane bulki, zasolone i nawodnione mieso i wedliny, barwione i slodzone napoje wzmagajace apetyt, dlatego ze jemy w pospiechu , niedokladnie - zaliczajac przydworcowa knajpe z hot-dogami w ktorym parowka jest niczym innym jak odpadem z masarni mieszanym z woda, to ze zyjemy w o wiele wiekszym stresie , pod presja - bo przeciez wszystko ma byc szybko, cool, jazzy i trendy , dlatego ze w biurze gdzie pracujemy autormat z batonami to wyrocznia.
Reasumujac , zjadlabym kebaba
Tryb zycia natomiast ma istotny wplyw, a juz w szczegolnosci wplyw ma zrodlo tych kalorii - czyli niezdrowa zywnosc - a czyz ona nie jest stylem zycia ?
A dlaczego styl zycia ? A dlatego, ze coraz wiecej czasu spedzamy przed tv lub monitorem komputera wpylajac pake chipsow zamiast isc na spacer, dlatego ze media zachecaja nas do jedzenia shitu , ktore ma za zadanie tylko i wylacznie odlozyc sie nam na biodrach, to ze zamiast witamin i skladnikow odzywczych jemy naszpikowane sterydami warzywa, napompowane bulki, zasolone i nawodnione mieso i wedliny, barwione i slodzone napoje wzmagajace apetyt, dlatego ze jemy w pospiechu , niedokladnie - zaliczajac przydworcowa knajpe z hot-dogami w ktorym parowka jest niczym innym jak odpadem z masarni mieszanym z woda, to ze zyjemy w o wiele wiekszym stresie , pod presja - bo przeciez wszystko ma byc szybko, cool, jazzy i trendy , dlatego ze w biurze gdzie pracujemy autormat z batonami to wyrocznia.
Reasumujac , zjadlabym kebaba
...
Napisał(a)
Jeśli chcesz wyrazić swoją opinię w tej materii to uważam, że musisz poczynić podstawowe założenia. "Jemy" i "niż kiedyś" to za mało. Musisz określić grupę, a zatem kto i podać jakiś okres czasowy, bo inaczej będzie to dyskusja na widzi mi się.
Jeśli przyjmiesz lata 70-te czy 80-te i stan obecny oraz społeczeństwo polskie to ja twierdzę, że zdecydowanie jemy więcej.
"Jemy z pewnoscia produkty bardziej zroznicowane, mamy o wiele wiekszy wybor i o wiele lepszy dostep, ale czy to spowodowalo ze teraz spedzamy wiecej czasu na jedzeniu?" - czasu niekoniecznie, ale czas ma się nijak do 'społecznych' kalorii. Odżywkę wypiję dziś w 2 minuty i już mam w sobie 400kcal,zaś kalafiorem się będę delektował 30 min. i wrzucę w siebie tylko jakiś ułamek tego.
"Ze napychamy sie na zapas albo dlatego ze teraz mamy okazje a kiedys jej nie bylo?" - może nie tyle na zapas, co dla przyjemności. Zwróć uwagę, że wizyta w McDonaldsie czy KFC to często rodzaj nagrody dla dzieci, dla starszych nobilitacją jest spożywanie w restauracji, młodzież zaś wybierze knajpkę czy pub. Każde z tych miejsc zakłada spożywanie czegoś tam.
"Czy to ze masz do wyboru 10 rodzajow pieczywa a nie jeden jak kiedys, to powoduje ze zjadzasz po 10kromek chleba a nie jedna dziennie?" - chleb to jedno, ale trzeba na niego coś położyć. Dziś mam co - w latach 80-tych nie miałem. Skoro wprowadzono kartki na żywność to jest oczywistym, że popyt był większy niż podaż. A zatem zapotrzebowanie kaloryczne było wyższe niż kalorie dostarczane. Dziś tego nie ma, zaś różnorodność produktów, reklamy, kolorowe opakowania i przyjemność z jedzenia powodują, iż jemy więcej. Zauważ, że dziś kupujesz książkę kucharską czy shaker do drinków, tudzież jakiś mikser do ciasta i tego UŻYWASZ. Kiedyś potrawy z książki były obiektem jedynie westchnień, z octu drinka raczej nie zrobisz, a cukier choćby do ciasta był na kartki.
"Tryb zycia natomiast ma istotny wplyw, a juz w szczegolnosci wplyw ma zrodlo tych kalorii - czyli niezdrowa zywnosc - a czyz ona nie jest stylem zycia?" - pojęcie niezdrowej żywności jest często chwytem marketingowym, jednak tak bardzo utrwalonym w świadomości ludzi, że czasami ewidentne fakty powodują, że człowiek nie chce słuchać. Najlepszym przykładem jest właśnie fastfood. Masz tam jajko, sałatę lodową, pomidora, ogórka, marchewkę i sok owocowy. Jeśli kupię to w sklepie to OK, jeśli zjem w McD to shit, bo to wszystko smalec z dodatkiem chemii.
"A dlaczego styl zycia ? A dlatego, ze coraz wiecej czasu spedzamy przed tv lub monitorem komputera wpylajac pake chipsow zamiast isc na spacer, " - marketingowy bełkot. Mam wrażenie, że młoda z Ciebie osóbka, może po prostu zapytaj rodziców jak się żyło w latach 70 czy 80-tych. Zrób małą ankietę-zapytaj kto wtedy miał rower (stacjonarny też),kto chodził na siłownię czy fitness, kto biegał, chodził na imprezy techno i ruszał się do białego rana itp. A potem zadaj te same pytania dzisiejszym osobom... Tylko na tym forum padło już ponad 4 mln wiaodmości na temat zdrowia od żywienia do ćwiczenia. Kiedyś tego w ogóle nie było,a jedyną rozrywką było stanie w kolejce,bo właśnie rzucili salceson. Co do TV to zauważ, że wiernymi fanami wszelkich seriali są najczęściej ludzie starsi, często rocznik wojenny lub przedwojenny. To oni widzą magię TV lub Radia (często M. z Torunia). To oni są przyzwyczajeni do siedzenia, bo brak ruchu to niewielkie spalenie kalorii. Kalorii, które kiedyś nie bardzo było z czego dostarczyć.
"dlatego ze media zachecaja nas do jedzenia shitu , ktore ma za zadanie tylko i wylacznie odlozyc sie nam na biodrach, to ze zamiast witamin i skladnikow odzywczych jemy naszpikowane sterydami warzywa, napompowane bulki, zasolone i nawodnione mieso i wedliny, barwione i slodzone napoje wzmagajace apetyt" - normalnie jakbym słyszał Hare Kryshna z ostatniego Woodstocku... Następny demaskator teorii spiskowych? Sprawa jest prosta: dziś MASZ WYBÓR. Nie jesz tego, co akurat rzucili i nie musisz jeść ze sklepu X, bo masz dziesiątki innych w okolicy. Zatem masz prawo jeść w sklepach krisznowców, a kiedyś takiego wyboru nie było.
"dlatego ze jemy w pospiechu , niedokladnie - zaliczajac przydworcowa knajpe z hot-dogami w ktorym parowka jest niczym innym jak odpadem z masarni mieszanym z woda, to ze zyjemy w o wiele wiekszym stresie , pod presja - bo przeciez wszystko ma byc szybko, cool, jazzy i trendy , dlatego ze w biurze gdzie pracujemy autormat z batonami to wyrocznia.
Reasumujac , zjadlabym kebaba" - Właśnie! Kiedyś w ogóle nie było pojęcia kebaba, bowiem dostać mięcho to był cud nad Wisła, chyba że ktoś miał tyle czasu,że mógł wystać,albo po prostu miał układy. Zatem dziś jeśli się nie powstrzymasz to zjesz coś, co nie byłoby możliwe 30 lat temu. Co do reszty tego fragmentu to też nie przesadzałbym. Na początku lat 90-tych faktycznie był wysyp budek z zapiekankami czy hot dogami,ale teraz? Wcale nie jest ich wiele, a krajobraz architektoniczny miast zmienił się i dorwać przyczepę kempingową w roli baru nie jest wcale tak hyc i na każdym kroku jak to opisujesz. To biuro, w ktorym automat z batonami jest wyrocznią też mnie nie przekonuje. Nierzadko dziś jest przerwa na lunch, stają się modne posiłki kuchni domowej, na ciepło (nie jak kiedyś sucha kanapka z piwem), wreszcie następuje wysyp firm cateringowych, które często wszelkiej maści sałatki maja w swej ofercie. Zatem wcale nie jest tak źle, a już z pewnością lepiej niż było kiedyś.
Jeśli przyjmiesz lata 70-te czy 80-te i stan obecny oraz społeczeństwo polskie to ja twierdzę, że zdecydowanie jemy więcej.
"Jemy z pewnoscia produkty bardziej zroznicowane, mamy o wiele wiekszy wybor i o wiele lepszy dostep, ale czy to spowodowalo ze teraz spedzamy wiecej czasu na jedzeniu?" - czasu niekoniecznie, ale czas ma się nijak do 'społecznych' kalorii. Odżywkę wypiję dziś w 2 minuty i już mam w sobie 400kcal,zaś kalafiorem się będę delektował 30 min. i wrzucę w siebie tylko jakiś ułamek tego.
"Ze napychamy sie na zapas albo dlatego ze teraz mamy okazje a kiedys jej nie bylo?" - może nie tyle na zapas, co dla przyjemności. Zwróć uwagę, że wizyta w McDonaldsie czy KFC to często rodzaj nagrody dla dzieci, dla starszych nobilitacją jest spożywanie w restauracji, młodzież zaś wybierze knajpkę czy pub. Każde z tych miejsc zakłada spożywanie czegoś tam.
"Czy to ze masz do wyboru 10 rodzajow pieczywa a nie jeden jak kiedys, to powoduje ze zjadzasz po 10kromek chleba a nie jedna dziennie?" - chleb to jedno, ale trzeba na niego coś położyć. Dziś mam co - w latach 80-tych nie miałem. Skoro wprowadzono kartki na żywność to jest oczywistym, że popyt był większy niż podaż. A zatem zapotrzebowanie kaloryczne było wyższe niż kalorie dostarczane. Dziś tego nie ma, zaś różnorodność produktów, reklamy, kolorowe opakowania i przyjemność z jedzenia powodują, iż jemy więcej. Zauważ, że dziś kupujesz książkę kucharską czy shaker do drinków, tudzież jakiś mikser do ciasta i tego UŻYWASZ. Kiedyś potrawy z książki były obiektem jedynie westchnień, z octu drinka raczej nie zrobisz, a cukier choćby do ciasta był na kartki.
"Tryb zycia natomiast ma istotny wplyw, a juz w szczegolnosci wplyw ma zrodlo tych kalorii - czyli niezdrowa zywnosc - a czyz ona nie jest stylem zycia?" - pojęcie niezdrowej żywności jest często chwytem marketingowym, jednak tak bardzo utrwalonym w świadomości ludzi, że czasami ewidentne fakty powodują, że człowiek nie chce słuchać. Najlepszym przykładem jest właśnie fastfood. Masz tam jajko, sałatę lodową, pomidora, ogórka, marchewkę i sok owocowy. Jeśli kupię to w sklepie to OK, jeśli zjem w McD to shit, bo to wszystko smalec z dodatkiem chemii.
"A dlaczego styl zycia ? A dlatego, ze coraz wiecej czasu spedzamy przed tv lub monitorem komputera wpylajac pake chipsow zamiast isc na spacer, " - marketingowy bełkot. Mam wrażenie, że młoda z Ciebie osóbka, może po prostu zapytaj rodziców jak się żyło w latach 70 czy 80-tych. Zrób małą ankietę-zapytaj kto wtedy miał rower (stacjonarny też),kto chodził na siłownię czy fitness, kto biegał, chodził na imprezy techno i ruszał się do białego rana itp. A potem zadaj te same pytania dzisiejszym osobom... Tylko na tym forum padło już ponad 4 mln wiaodmości na temat zdrowia od żywienia do ćwiczenia. Kiedyś tego w ogóle nie było,a jedyną rozrywką było stanie w kolejce,bo właśnie rzucili salceson. Co do TV to zauważ, że wiernymi fanami wszelkich seriali są najczęściej ludzie starsi, często rocznik wojenny lub przedwojenny. To oni widzą magię TV lub Radia (często M. z Torunia). To oni są przyzwyczajeni do siedzenia, bo brak ruchu to niewielkie spalenie kalorii. Kalorii, które kiedyś nie bardzo było z czego dostarczyć.
"dlatego ze media zachecaja nas do jedzenia shitu , ktore ma za zadanie tylko i wylacznie odlozyc sie nam na biodrach, to ze zamiast witamin i skladnikow odzywczych jemy naszpikowane sterydami warzywa, napompowane bulki, zasolone i nawodnione mieso i wedliny, barwione i slodzone napoje wzmagajace apetyt" - normalnie jakbym słyszał Hare Kryshna z ostatniego Woodstocku... Następny demaskator teorii spiskowych? Sprawa jest prosta: dziś MASZ WYBÓR. Nie jesz tego, co akurat rzucili i nie musisz jeść ze sklepu X, bo masz dziesiątki innych w okolicy. Zatem masz prawo jeść w sklepach krisznowców, a kiedyś takiego wyboru nie było.
"dlatego ze jemy w pospiechu , niedokladnie - zaliczajac przydworcowa knajpe z hot-dogami w ktorym parowka jest niczym innym jak odpadem z masarni mieszanym z woda, to ze zyjemy w o wiele wiekszym stresie , pod presja - bo przeciez wszystko ma byc szybko, cool, jazzy i trendy , dlatego ze w biurze gdzie pracujemy autormat z batonami to wyrocznia.
Reasumujac , zjadlabym kebaba" - Właśnie! Kiedyś w ogóle nie było pojęcia kebaba, bowiem dostać mięcho to był cud nad Wisła, chyba że ktoś miał tyle czasu,że mógł wystać,albo po prostu miał układy. Zatem dziś jeśli się nie powstrzymasz to zjesz coś, co nie byłoby możliwe 30 lat temu. Co do reszty tego fragmentu to też nie przesadzałbym. Na początku lat 90-tych faktycznie był wysyp budek z zapiekankami czy hot dogami,ale teraz? Wcale nie jest ich wiele, a krajobraz architektoniczny miast zmienił się i dorwać przyczepę kempingową w roli baru nie jest wcale tak hyc i na każdym kroku jak to opisujesz. To biuro, w ktorym automat z batonami jest wyrocznią też mnie nie przekonuje. Nierzadko dziś jest przerwa na lunch, stają się modne posiłki kuchni domowej, na ciepło (nie jak kiedyś sucha kanapka z piwem), wreszcie następuje wysyp firm cateringowych, które często wszelkiej maści sałatki maja w swej ofercie. Zatem wcale nie jest tak źle, a już z pewnością lepiej niż było kiedyś.
Polecane artykuły