Jak każdy Polak przed świętem wielkanony (->
) Małgosia poszła do spowiedzi.
Prosze księdza - mówi - popełniłam ciężki grzech. Nazwałąm jasia skur.wysynem.
- A dlaczego go tak nazwałaś?
- Prosze księdza, bo jaś zdjął mi bluzke.
- Czy tak Ci ją zdjął jak i ja teraz zdejmuje?
- Tak proszę księdza.
- Drogie dziecko to nie jest jeszcze powód żeby nazwać Jasia skur.wysynem.
- Ale Jaś zdjął mi potem majteczki!
- Czy tak Ci zdjął majteczki jak ja CI je zdejmuje teraz?
- Tak proszę księdza.
- Drogie dziecko to nie jest jeszcze powód żeby nazwać Jasia skur.wysynem.
- Ale on potem włożył swoje wie ksiądz co w moje wie ksiądz co.
- Czy tak włożył swoje wiesz co jak ja wkłądam teraz swoje wiesz co w Twoje wiesz co?
- Tak proszę księdza.
- Drogie dziecko to nie jest jeszcze powód żeby nazwać Jasia skur.wysynem.
- Ale Jaś potem powiedział że ma aids.
_ To skur.wysyn!
Jedzie małżeńśtwo drogą, jest zima, pada desz. Nagle ona patrzy za okno i mówi:
- Patrz jaki biedny skunksik. Zatrzymaj go weźmiemy go do środka.
Zatrzymali się, zabrali skunksa.
Ona mówi: jaki zziębnięty, cały się trzęsie. Co z nim zrobić?
- Włóż go między nogi.
- A co ze smrodem?
- Zatkaj mu nos.