Pewnego dnia naszła mnie ochota na frytki i po myśleniu i kombinowaniu, koniec końców wyszło mi coś takiego.
Obieramy ziemniaki, kroimy w słupki.
Wkładamy je do garnka z zimną wodą, garnek na kuchenkę i czekamy aż woda się zagotuje.
Kiedy tak już się stanie nasze ziemniaki odcedzamy i w miarę możliwości odsączamy z nadmiaru wody - ja po prostu wrzucam je na ręcznik papierowy.
Później posypuję je solą himalajską oraz polewam łyżeczką oleju rzepakowego (nie wiem czy wierzyć temu co jest na opakowaniu i czy aby na pewno jest on rzepakowy, ale zakładam, że tak)
Mieszam tak, aby na każdej frycie był i olej i sól.
Następnie wykładam frytki na blache wyłożoną papierem do pieczenia, która wcześniej została spryskana olejem w sprayu "PAM".
Wkładam blache do nagrzanego piekarnika do jakichś 240-260 stopni i trzymam na oko jakieś 20 minut, co jakiś czas zerkając czy już są "ciemniejsze". Bez "PAM'u" mi się przyklejały, a nie psikam jakiejś grubej warstwy, więc chyba, aż tyle tłuszczu tam nie ma.
Makro generalnie nie wychodzi jakieś strasznie złe, bo tłuszczu jest tyle co nic, jeśli na porcję 400g ziemniaków mam 8g tłuszczu to chyba tragedii nie ma.
Tylko teraz tak, wiadomo, że lepsze to niż to ścierwo z biedronki czy innego lidla, bo wiem jaki jest proces "tworzenia" tego produktu.
Zastanawiam się tylko, czy taki olej w połączeniu z wysoką temperaturą no i jakby nie patrzeć warzywem nie wywołuje jakichś negatywnych efektów,związków czy czegoś co jest nie halo dla naszego organizmu i zdrowia, bo jeżeli o smak chodzi to nie mam nic do zarzucenia, a jeśli ktoś jest na masie to zdecydowanie łatwiej wejdą mu ziemniaczki zrobione w taki sposób niż zwyczajnie ugotowane i ubite z jogurtem ;)
Proszę w miare możliwości o ocenę i poparcie swojego zdania czymś więcej niż "tak myślę".
Z góry dzięki za przeczytanie moich wypocin ;)
Headliner