Hej Eveline - dzięki bardzo
obiektywnie zdaję sobie sprawę, że: a) nastolatką to ja już daaawno nie jestem; b) w latach głupiej młodości zrobiłam mojemu organizmowi takie kuku, że mało prawdopodobne, że mi zapomni; c) pewnych rzeczy i tak nie zmienię (np. budowy moich nóg, no chyba, że maczetą obciosam); d) mogło być gorzej. Ale czasem, w tych słabych dniach wzmaga się bunt : bo kurna tak się staram, a efekty są niewspółmierne do starań. I zazdrość - bo ktoś tam nie dość, że wygląda jakby pół życia na siłowni spędził, to jeszcze wystarczy mu odstawić słodycze i chudnie 5 kilo.
Nie zamierzam rezygnować - dla korzyści w przyszłości, choćby kręgosłupa, kolan, które dostają w kość codziennie w pracy biurowej. Nie chcę być czterdziestoletnią letnią staruszką.
Trening modyfikuję, coś tam zmieniam - przez te 9 miesięcy, kiedy ćwiczę w domu, wiem, że na pewno wolę trening samotny. I z mniejszym obciążeniem, ale o większej objętości. Taki ze mnie antyspołeczniak
Nom. Rzekłam.
____________________________________________________________________________________________________
Wczoraj DNT - albo się czymś strułam albo już przeddzień @ - brzuch n a p i e r d a l a tak, że kręci mi się w głowie (od wczoraj). Wzięłam nospę i czekam, może przejdzie. Wczoraj ledwo dojechałam do domu - korki, upał (a samochód bez klimy), nie miałam siły targać torby z laptopem. Odpuściłam trening. Druga rzecz, że po poniedziałku, wtorku i środzie mięśnie są mocno zmęczone.
Suple i napoje jak zwykle. Micha biedna wieczorem - jadłam co weszło i na co miałam ochotę - tona warzyw, w tym młoda fasolka szparagowa i ser z surowego mleka.
Oby dziś był dobry dzień - dla wszystkich