Ok, więc postanowiłem zacząć leczyć się sam i na własną odpowiedzialność- mój problem to obniżone libido i "miękka faja" po dobrych kilku latach łykania SSRI. Od pół roku już tego nie biorę, jest poprawa, ale nędzna. Zrobiłem wyniki, które razem z objawami moim zdaniem wskazują na hipogonadyzm wtórny:
Testosteron: 280,72 (241,0 - 827,0)
Estradiol: 38,29 (0? - 39,8)
FSH: 3,66 (1,4 - 18,10)
LH: 1,88 (1,5 - 9,30)
Zacząłem brać 1x20mg Tamoxifenu + 2x50mg Clostilbegytu. Po pięciu dniach zaczęły mnie lekko boleć jądra. Samopoczucie dobre, ale czułem się trochę inaczej, jak nie ja. SSRI brałem na fobię społeczną, piszę o tym, bo następnego dnia w robocie miałem wrażenie, że zaraz zeświruję ,karetka, szpital itp. Porządny atak lęku z jakąś depersonalizacją? Czy to może być od Clomidu?
Teraz biorę tylko Tamoxifen 1x20mg. Czuję się dobrze, nawet bardzo dobrze. Mam wrażenie, że idzie w dobrą stronę.
Planuję łykać 20mg Tamoxifenu przez te przysłowiowe 45 dni, później 10mg przez 2-3 miesiące, 5 mg może przez pół roku. Cel to rozruszać oś, doprowadzić to do jakiejś równowagi.
To co z grubsza mam to PSSD, nikt tego nie leczy, nikt się na tym nie zna. Nie brałem testosteronu, więc podejrzewam, że klasyczne dawki na odblok są dla mnie za wysokie. Teraz pytanie jak brać Tamoxifen. Czy tak jak rozpisałem? Czy może w kilku krótszych cyklach. W jaki (znany) sposób mogę sobie tym zaszkodzić? Czy mam się przejmować wysokim estradiolem? Czy te 20mg to nie jest końska dawka? Generalnie chciałbym wiedzieć jakie może być ryzyko skopania sprawy jeszcze bardziej?