Ostatnio nie czułam się najlepiej. Byłam osłabiona, trochę jakby przeziębiona. Wydaje mi się, że to przez przemęczenie. Jest już dobrze.
Ale przyznam się, że straciłam motywację do odchudzania po tym, jak zobaczyłam brak spadków po pierwszym tygodniu, wiec odpuściłam trochę z michą i ćwiczeniami. Ja niestety jestem z tych niecierpliwych. Ja chcę już teraz, zaraz. Brak szybkich efektów bardzo mnie demotywuje. Mam wpojony zły schemat myślenia w kwestii odchudzania, wiec muszę to zmienić. Usiadłam, pomyślałam i doszłam do wniosku, że u mnie może być wcale inaczej i wcale niełatwo. Muszę dać sobie szansę na postępy, choćby to miało trwać dłużej niż u większości osób.
Na swoją obronę dodam, że ostatnio dużo czasu i energii poświęcam na wykańczanie i urządzanie mieszkania. To wszystko ciągnie się już ponad rok. Ogólnie o robieniu remontu w dzisiejszych czasach mogłabym założyć oddzielny wątek. Krótko mówiąc: mocne wrażenia gwarantowane
Zabieram się za kontynuowanie dziennika. Przeszłam pierwszy kryzys wiary(po tygodniu ). Nie ręczę, że w nadchodzącym tygodniu będę miała czas na ćwiczenia, ale postaram się, co by się przed wyjazdem lepiej poczuć (i może wyglądać)