"Nie sugeruje, że trzeba wygrywać w "oficjalnych walkach" żeby być dobrym na ulicy."
To dobrze. To dowodzi, że jesteś rozumny
"...ale jeśli nawet w klatce dostawało sie w******l, to wole nie myślec co by się działo przy mniejszej ilości zasad."
1. Rozumiem, że dysponujesz listą mistrzów tak krytykowanego przez Ciebie aikido, którzy taki w******l dostali.
Czy mógłbyś ją zamieścić?
2. Uważam, za błędne Twoje twierdzenie, że osoba przegrywająca przy większej "ilości zasad" przegra także przy mniejszej "ilości zasad" (czyli na licy).
Obraz walki bez zasad jest siłą rzeczy bardzo odmienny od obrazu walki prowadzonej z JAKIMIKOLWIEK zasadami. Inne techniki okazują się efektywne.
Ktoś kto wygrywa w MMA, wcale nie musiałby pokonać swojego przeciwnika na ulicy, w sytuacji gdy np. walczą na nieograniczonej przestrzeni i mogą stosować wszystkie zabronione w klatce techniki.
Te techniki zostały zabronione w MMA, bo są właśnie najskuteczniejsze (czyt. najbardziej niebezpieczne dla przeciwnika). Osoba, która dobrze się nimi posługuje mogłaby wygrać walkę na ulicy, choć przegrałaby w MMA.
"Zapewne nie byłoby mi dane spotkać się w takim celu z panem Wysockim"
Mnie również. Na szczęście dla nas jak podejrzewam...
"Co do "paru kolesi", to nie ma stylu, który by tu wiele pomógł a jak jest, to na pewno nie aikido, bo ten styl nawet z jednym to samobójstwo"
Rozumiem. Bronisz uparcie swojego zdania. Ale przyznaj chociaż, że opierasz się jedynie na swoich przypuszczeniach, nie popartych żadnym praktycznym doświadczeniam w walkach w zaawansowanymi aikidokami...
"Tak, postawiłbym własnie na styl, który szybko sprowadza do parteru"
Mówimy o walce z KILKOMA przeciwnikami. Sprowadzisz ich do parteru wszyskich na raz?
Bo jeśli nie, to Ci pozostali zapewne będą Cię strasznie kopać.
Widziałem już kiedyś coś takiego. Mojego kolegę "sprowadzono szybko do parteru" i okropnie obrywał. Drugi kolega (który nie trenował żadnej sztuki walki poza... piłką nożną) po prostu podbiegł i kopnął napastnika w głowę. I było po "walce". Skończyło się to podobno wstrząsem mózgu. (Dobrze, że niczym gorszym).
Napisz proszę, co przeszkodzi pozostałym napastnikom w atakowaniu Cię, kiedy już sprowadzisz jednego z nich do parteru? Miłosierdzie
"Do parteru jest banalnie łatwo sprowadzić. Znowu się posłużę przykłdem Royca"
Ale Ty chyba Roycem nie jesteś. Powiedz: nie jesteś? Bo się trochę zaniepokoiłem...
To tak jakbyś napisał, że banalnie łatwo jest przywalić skuteczne kopnięcie boczne z doskoku i posłużył się przykładem Bruca Lee
Albo, że banalnie łatwo jest znokautować szarżującego byka i posłużył się przykładem Oyamy
Poważnie rzecz biorąc:
Jednym jest łatwiej sporwadzać do parteru a innym trudniej. Jednych łatwiej w ten sposób pokonać, a w przypadku innych może się to wcale nie udać. Jak już zresztą pisałem.
Tak, czy siak nic to nie wnosi do rozmowy o walce z kilkoma przeciwnikami na raz.
Czy sprowadziłbyś ich wszystkich do parteru, jednego po drugim? Tak szybko, żeby nie nadążali cię w miedzyczasie atakować?
A jeśli nawet, to jak, w takim pośpiechu, przekonałbyś ich, żeby wszyscy grzecznie w tym parterze pozostali?