Witajcie,szukałam czegoś w sieci na temat biegania po złamaniu trójkostkowym ze zwichnięciem kostki 3 stopnia, i trafiłam na to forum. Przeczytałam wasze wypowiedzi i wręcz nie mogę się powstrzymać aby wam o sobie nie opowiedzieć - przeczytajcie moją historię - podniesie was na duchu i da nadzieję na szczęśliwe zakończenie.
W zeszłym roku w lipcu będąc w ósmym miesiącu ciąży ! dodam,że trzeciej :) mój średni syn miał wówczas tylko półtora roku, więc jak wszyscy rodzice wiedzą ciężki wiek. Poślizgnęłam się idąc spokojnie i stało się. Ból masakra, skręcenie i złamanie trójkostkowe. Oczywiście szpital ,opetacja , 10 śrub ,płytka , rozcięcie po obu stronach kostki ogólnie masakra. No i końcówka ciąży. Dwóch synów, maż który musiał się nagle wszystkimi zająć. Stan psychiczny był mocno depresyjny. Wyłam i wyłam. Dodam że chodzić o kulach nie mogłam, jeździłam na wózku inwalidzki, gdyż w końcówce ciąży skakanie na jednej nodze jest nie możliwe :) Na porodówce byłam również ma wózku, stanowiłam nie lada sensacje, ale mi nie było do śmiechu, bo niedość że ta noga, a stawać nie mogłam bo bali mi się zrobić kolejne prześwietlenie przed porodem to jeszcze miałam cesarkę.Mialam problem żeby pójść pod prysznic, wejźć do wc czy wziąć córcie. Po wyjściu ze szpitala po porodzie,jak tylko dowiedziałam się że mogę lekko obciążać nogę i chodzić o kulach.Zostałam w domu sama.Mąż musiał w końcu wrócić do pracy po trzech miesiącach zwolnienia. Dodam że w polsce na żonę przysługuje w roku tylko 14 dni,więc było kombinowane. Był koniec września, starszy syn właśnie poszedł do pierwszej klasy,mlodszy chodził do żłobka musiałam ich zawozić i odbierać (na szczęście samochód ma automatyczną skrzynie więc dało się jechać) no i jeszcze miesięczna córcia w nosidełku, jeszcze dwie kule, a młodszego syna też musiałam trzymać bo mały i uciekał - a ręce przycież tylko dwie! O kulach chodziłam dwa dni! Zaczęłam kuleć bez, ale za to z nosidełkiem i drugim dzieckiem w drugiej dłoni. Po nie długim czasie nosiłam syna nia bioderku, różne zakupy itp. Bo malutką córeczkę od początku :) i co oczywiście bolało najgorzej było wieczorem noga puchła bolała. A do dziecka w nocy też musiałam wstawać. Słuchajcie jakoś to przeżyłam. Na rehabilitację, którą miałam przepisaną niestety ani razu nie poszłam sami rozumiecie brak czasu, dodam tylko, że maż pracuje na półtora etatu jak wychodzi o 7 do wraca też o19. Maluchy już są w łóżkach. Uważam, że sama się zrehabilitowałam: dużo chodziłam od samego początku, również po schodach z dość dużym obciążeniem około 12 kg - syn,wykonywałam ćwiczenia stopą jakie zalecił mi ortopeda, przedewszystkim ruch
góra dół, jadłam dużo nabiału, brałam wit. D, i trzymałam dietę zdrową bo jeszcze karmiłam piersią maleństwo. Dzisiaj chodzę normalnie nie utykam, nie kuleję owszem pobolewa czasem, ale mam nadzieję, że przestanie jak mi wyjmą śruby za pół roku bo blokują ruchomość stopy. Mało tego zaczęłam biegać choć nie jestem pewna czy powinnam:) przebiegam około 20 km dziennie 5 razy w tygodniu. Jestem dowodem na to że się da po takim poważnym urazie normalnie żyć, a nawet lepiej teraz mam troje dzieci i biegam, czego przed złamaniem nie robiłam, śruby jeszcze mam wszystkie (10). Grunt to pozytywne nastawienie i uporczywość w dążeniu do celu. Mam nadzieję, że podniosę was na duchu i dodam otuchy, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Ale najwieksza zasługa bez wątpienia jest lekarza który mnie operował w Toruniu, mam pierwszorzędnie poskładaną nogę!