Miałem
roczny cykl treningowy, gdzie na wiosnę priorytetowe były mistrzostwa Polski, a na jesieni/zimie zawody okręgowe. Gdy nie było takich zawodów, to ustalałem sprawdzian na koniec roku - taki sztuczny termin.
Na początku treningów nie odpuszczałem żadnej imprezy, ale w miarę wzrostu poziomu sportowego i konieczności formalnego wywoływania formy na zawody, co wiąże się z czasowym spadkiem formy po starcie, trzeba było niektóre zawody traktować z marszu. Chociaż na każdych zawodach robiłem tyle na ile mnie było w danym dniu stać. Za każdym startem starałem się zrobić jakąś życiówkę - a to w przysiadzie, a to w ciągu, czasami w wyciskaniu. W różnych kategoriach - w naturalnej na dany moment, zbijając lub dobijając. Tak by c z u ć, że idę do przodu.
Największa forma była na pierwsze zawody po dłuższym okresie bez zawodów, sprawdzianów (sprawdzianem są zawody, o czym wielu zawodników [i trenerów] zdaje się nie wiedzieć). Czyli po ok. 16 tyg. treningów.
Nie wyobrażam sobie trenowania bez periodyzacji treningów w cyklu rocznym. Trening bez tego, to tak jakby ktoś usiłować pracować kilka dni bez przerw wypoczynkowych, bez snu - w końcu taka praca kończy się gwałtownie i mogą byc problemyu zdrowotne. Jeśli chce się być sportowcem, trzeba o siebie dbać bardziej niż robi to przeciętny człowiek. Również w zakresie profilaktyki.
Oczywiście gdy łapałem kontuzję, to wszystko się chrzaniło. Tak jak Karol, chciałem trzymnać formę, zamiast zaleczyć kontuzję. Leczenie "domowymi sposobami" trwało długo, podczas gdy seria zabiegów fizykoterapeutycznych w przychodni sportowo-lekarskiej skracała ten czas kilkukrotnie. Przy tym lekarz nie zalecał przerwania treningów, a tylko zmniejszenie obciążeń treningowych do połowy.
Trenując PC nie trenowałem TS, bo go oficjalnie nie było - nie było Polskiego Związku, mało kto w Polsce słyszał o trójboju, uprawiała go garstka ludzi. Nie musiałem więc rezygnować.