Płocka prokuratura oskarża Igora M., mistrza świata w armwrestlingu, o zbrodnię sprzed lat. W 1995 r. M. miał przywiązać nagiego księdza do stołu, polewać go wodą, razić prądem. I żądać pieniędzy.
M. to obywatel Ukrainy od lat mieszkający w Polsce, postać znana w środowisku sportowym. Jest mistrzem świata z roku 2011 w kategorii masters i prezydentem Polskiej Federacji Armwrestlingu. Organizuje zawody w tej dyscyplinie, także te o randze międzynarodowej. W 2001 za organizację XXII Mistrzostw Świata, w których wzięło udział 560 zawodników z 29 krajów, jego firma dostała nagrodę prezydenta Gdyni za imprezę roku. W sieci roi się od informacji na jego temat, są także zdjęcia z najbardziej znanymi polskimi sportowcami.
Płocka prokuratura twierdzi, że prócz tych tytułów i osiągnięć M. ma także mroczną przeszłość. W 1995 r. miał wraz z dwoma wspólnikami napaść na proboszcza parafii Wierciny (woj. pomorskie), torturować kapłana i zostawić go na pewną śmierć. Dla pieniędzy.
Sprawa wyszła na jaw przy okazji innego śledztwa. W 2010 r. pod Mławą z zaparkowanego tira skradziono ładunek. Mławska prokuratura wszczęła śledztwo, zaczęła zbierać informacje. Okazało się, że sprawa jest wielowątkowa i rozwojowa, postępowanie przejęła więc Prokuratura Okręgowa w Płocku. W trakcie ustaleń dotyczących kradzieży pojawił się wątek napadów sprzed lat.
W sumie chodziło o dwa zdarzenia. Pierwsze miało miejsce w noc wigilijną w roku 1995. W parafii Wierciny ludzie szeptali, że tamtejszy proboszcz ma dużo pieniędzy. - Widocznie te pogłoski skusiły podejrzanych - mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Płocku Iwona Śmigielska-Kowalska. - Zaczaili się na plebanii, zaczekali, aż ksiądz wróci z pasterki. Kiedy wszedł do domu, rzucili się na niego.
Sprawcy napadu działali niezwykle drastycznie. Bili i kopali proboszcza, grozili mu bronią, na głowę założyli mu plastikową torbę. "Gdzie są pieniądze, gdzie jest sejf!?" - pytali. Ponieważ ksiądz zapewniał, że nie ma sejfu, bandyci rozebrali go do naga, przywiązali do stołu, polewali wodą i razili prądem. Zranili go także nożem. Pod reklamówkę na głowie ofiary wpuszczali łzawiący gaz.
Kiedy zrozumieli, że nic nie wskórają, uciekli, zabierając ze sobą zegarek księdza i pieniądze z jego portfela, w sumie ok. 3 tys. zł. Swą ofiarę zostawili nagą, mokrą, przywiązaną do krzesła, w pokoju z pootwieranymi oknami. Prokuratorzy podkreślają, że gdyby proboszczowi nie udało się oswobodzić, prawdopodobnie by zamarzł.
Do drugiego napadu doszło w styczniu 1996 r., także na Pomorzu. Tym razem chodziło o żonę marynarza, o której także plotkowano, że jest bogata. Sprawcy wdarli się do jej mieszkania, bili, kaleczyli nożem, także grozili bronią. W domu były małe dzieci kobiety, bandyci początkowo znęcali się nad ich matką w osobnym pokoju, potem kazali malcom patrzeć na to, co robią. Ukradli także ok. 3 tys. zł.
Przez
17 lat nie wiadomo było, kto dopuścił się tych brutalnych napadów. Teraz - według płockiej prokuratury - udało się ustalić sprawców. Prowadzący śledztwo sporządzili już akt oskarżenia, wysłali go do sądu w Gdańsku. Igorowi M. oraz jednemu z jego kompanów (ostatni z podejrzanych jest poszukiwany) za napady z użyciem broni grozi od 3 do 15 lat więzienia.
M. zatrzymano w listopadzie. Było to ogromne zaskoczenie, M. nie był nigdy wcześniej karany, był w przededniu dużych zawodów w armwrestlingu, które organizował. W sądzie przekonywał, że ze względu na owe zawody powinien odpowiadać z wolnej stopy. Bez powodzenia - nakazano, by pozostał w areszcie.
Czyny, o które podejrzany jest sportowiec, przedawniają się po 20 latach.
Żródło: gazeta.pl