No tak sobie właśnie baster w profilu napisałem, że się w komputerach uwsteczniam. Duże dzięki.
Niżej opisane operacje (a własciwie akcje) zostały opisane w książce Lestera W. Graua - "Bear went over the mountain: Soviet Tactics and Tactical Lessons Learned During Their War in Afghanistan"
Napisał on ją na podstawie materiałów zebranych przez rosyjską akademię Frunzego. Opis każdej akcji (z relacji uczestników) opatrzony jest komentarzem akademii i komentarzem autora.
Najpierw zasadzki, w związku z tym co napisałem na początku w każdej wojnie najważniejsza jest logistyka. Rosjanie nauczeni bolesnym doświadczeniem doszli do wniosku, że skutecznym sposobem sparalizowania operacji partyzantów może byc organizowanie zasadzek na karawany mudżahedinów z bronia, amunicja, narkotykami itd. Miał to byc sposób na odcięcie ich od źródeł zaopatrzenia. Do tych z reguły nocnych misji wyznaczano jednostki WDW, zwiadu, specnazu bądź pododziały którejs z dwóch Samodzielnych Brygad Piechoty Zmechanizowanej wyszkolonych specjalnie do walki z partyzantką.
1. Zasadzka putonu WDW w prowincji Helmand
Major A.A. Tołkaczew.
"Zadaniem naszego batalionu była kontrola odcinka granicy położonego 300 kilometrów na południowy zachód od Kandacharu. Po otrzymaniu raportów od KHAD d-ca batalionu podjał decyzję o rozpoczęciu przeprowadzania zasadzek przeciwko nieprzyjacielowi.
Moja grupa wracała śmigłowcem z zadania. W trakcie lotu wzdłuż koryta rzeki Helmand zauważyłem drogę biegnącą wzdłuz "zielonej zony" rzeki. Obniżylismy lot do 5-10 metrów i udało nam się na niej zauważyć ślady opon ciężarówek. Po powrocie do bazy, otrzymałem informację o pojawieniu się w naszej strefie działań nieprzyjaciela w sile ok. 50 ludzi poruszającego się ciężarówkami.
Udałem się więc do dowódcy batalionu i zasugerowałem przeprowadzenie zasadzki na nowo odkrytej drodze. Dowódca polecił przeprowadzic zasadzkę w okresie między 3 a 10 grudnia 1984. Grupa wypadowa składała się z 25 ludzi (2 oficerów) - były to trzy drużyny - każda podzielona na dwie trzyosobowe sekcje ogniowe + dowódca.
Sam wybrałem miejsce zasadzki w trakcie lotu śmigłowcem. Śmigłowce wykonały dwa pozorowane lądowania - jedno w odległości ok. 10-20 kilometrów od rzeczywistego a drugie ok. 5-6 km. Wylądowaliśmy o zmroku.
Mielismy racje żywnościowe i wodę na 10 dni. Dwu dniowe racje zatrzymaliśmy przy sobie a resztę zakopaliśmy i zamaskowaliśmy. Każdy dźwigał 35-40 kg. ekwipunku. Gdy zapadła noc przemieścilismy się na miejsce zasadzki. Po dotarciu tam sam ustaliłem stanowiska ognowe, wyznaczyłem żołnierzom sektory ostrzału i wybrałem rodzaj osłony i sposób maskowania. Każdy okopał się do poycji leżącej a wykopany piach wysypalismuy do juz biegnącej prostopadle do drogi depresji. Dwóch naszych saperów położyło pole minową przy użyciu potykaczy i min MON-100 (taki rosyjski Claymore - mina kierunkowa detonowana zdalnie lub potykaczem).
W nocy dwie trzecie grupy było na pozycjach a jedna trzecia odpoczywała. W ciagu dnia grupy strzegło trzech wartowników(obserwatorów) a reszta odpoczywała. W dzień rozbrajalismy miny by nie wyleciało na nich żadne zwierzę, i nie zdradziło zasadzki.
W ciągu pierwszej nocy nieprzyjaciel nie dał znaku życia.
Mijsce zasadzki było na płaskim terenie położonym nieco wyżej niż "zielona zona" w związku z tym w dzień było widac na 3-5 km, w nocy światła ciężarówek widoczne były z odległości 20-25 km a silniki było słychać z odległości 3-5 km.
Pierwszego dnia pasterz przeprowadził duże stado owiec między "zieloną zoną" a naszym polem minowym. Później przeszedł nomad z trzema wielbłądami. Obaj nas nie zauważyli. Żołnierze jedli dwa razy dziennie, rano po zejściu z pozycji i wieczorem przed wejściem. "stołówka i sypialnia" znajdowały się w depresji. Żołnierze dostawali litr wody na 24 godziny. Drugiej nocy też się nic nie wydarzyło. Drugiego ranka wysłałem dowódcę plutonu i kilku żołnierzy po zakopane racje żywnościowe.
5 grudnia (2 dzień) zaczęła się burza piaskowa kóra skończyła się 6 grudnia wieczorem. W nocy z 6 na 7 grudnia nagle usłyszeliśmy silniki pojazdów. Wydałem komendę "W boj". Żołnierze przygotowali broń i RPG-18.
Po okołu 30 minutach do zasadzki zbliżyły sie trzy ZIŁ-y 130 i dwie półciężarówki. Miały wyłączone światła. Gdy wjechały do "strefy śmierci" detonowałem dwie miny co miało być sygnałem do otwarcie ognia. Ja i dowódca plutonu kontrolowaliśmy ogień przy uzyciu flar i pocisków smugowych, którymi wskazywaliśmy cele. Wszystkie ciężarówki zostały trafione w ciągu pierwszej minuty. Jedna cieżarówka która próbowała odjechać - wjechała na minę. Żołnierze wroga znaleźli się wśród płonącego paliwa i eksplodujacej amunicji. Próbującyh się wydostac udało nam sie odciąc i zniszczyć.
W tej akcji nieprzyjaciel stracił 44 ludzi i cały ładunek broni, amunicji i ekwipunku. Moja grupa nie miała strat.
KOMENTARZ AKADEMII: Pododział WDW odniósł sukces, który był rezultatem prawidłowej fachowej organizacji zasadzki, dobrze wybranych i zmaskowanych pozycji, prawidłowego rozmieszczenia min, prowadzenia ognia na małe odległości i jego kontroli przy uzyciu pocisków smugowych i flar.
KOMENTARZ AUTORA:Odział wyruszyła na siedem dni z racjami na dziesięć. Pozostawał cztery dni w tym samym miejscu, cały czas wykonując te same rutynowe czynności. Miejscowi mieszkańcy poruszali się w poblizu, mimo to dowódca miał pewność, że nie został wykryty choć taka możliwość istniała.
Czy pozostawanie tak długo w tym samym miejscu to dobry pomysł, czy kuszenie losu?"
Mapki nie dam, bo po zmniejszeniu nic nie widać. Ale może linka dam. Kiedyś.
Na zdjęciu BWP-2
https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img] SFD FIGHT CLUB
![](https://bundles.sfd.pl/Content/buziaki/29.gif)
SFD FIGHT CLUB
![](https://bundles.sfd.pl/Content/buziaki/29.gif)
![](https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif)
SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />
Doradca w Rukopasznyj Boj/Samozaszczita