Temat może wydać się niektórym głupi, ale jestem ciekaw czy ktokolwiek z forumowiczów musiał nauczyć się kontrolować swój strach w prawdziwej walce. Tzn. w moim przypadku jest tak, że od zawsze (od pierwszych tzw. gówniarskich solówek w podstawówce) podczas prawdziwej potyczki z przeciwnikiem atakował mnie przypływ paniki i adrenaliny - tzn. typowe objawy: nogi z waty, przyspieszone tętno, brak kontroli nad czymkolwiek. Czasami nie potrafiłem nawet zapamiętać co się właściwie stało. Było to dla mnie straszną przeszkodą, dlatego zapisałem się na KM. Treningi są świetne, bardzo pomagają w zdobyciu kondycji i pewności siebie, do tego moja przeszłość sportowa (bieganie, pływanie) pozwala mi być jednym z lepszych z grupy początkujących. Jednakże wyczuwam w sobie, że w sytuacji zagrożenia, pomimo zdobytych umiejętności, taki przypływ paniki mógłby mnie zbić z nóg i byle kto z doświadczeniem z podwórka mógłby mi porządnie naklepać (choć oczywiście "ciało pamięta", więc pewnie jakoś bym się obronił). Takich odczuć nie mam na samych sparingach (których mamy bardzo dużo), ale wiadomo jak to jest na treningu - nie jest to sytuacja zagrażająca.
Pytanie czy ktoś z Was tak kiedyś miał i czy są jakieś sposoby by radzić sobie z takim atakiem paniki. Wiem że to jest efekt nagłego przypływu adrenaliny, jednak zamiast to obracać na swoją korzyć, to chyba tylko mi szkodzi. A nie chciałbym jak jakiś pseudo-kozak zaczepiać kolesi na ulicy i zdobywać doświadczenie.