Ok, widzę, że jednak będę musiał więcej powiedzieć - w sumie, od informacji, o które zapytałeś, zacząłem pisać posta... Ale później stwierdziłem, że skoro pytanie jest ogólne, to nie będę się wdawał w szczegóły.
Może zacznę od tego, że swoją wędrówkę zacząłem od otyłości - a było to niedawno.
19 lat, 1,77 m wzrostu
waga początkowa -> 106 (wiem, tragedia)
waga obecna ->83 (wiem, nadal tragedia, z tego 19,3 kg to tłuszcz, 35,4 to mięśnie - wyniki przybliżone, więc kolejna tragedia)
waga docelowa:
1)75 (wtedy, wedle moich wyliczeń, będę miał 15% tkanki tłuszczowej)
2)później zamierzam zejść do 68 (myślę też o 65, ale wtedy musiałbym spalić mięśnie, a ich i tak mam wystarczająco mało...)
Tego jednego kilograma utraconych mięśni jestem raczej pewien - w międzyczasie miałem dwa pomiary metodą bioimpedancji, pomiędzy nimi schudłem 12,9 kg, z czego 0,6 to były mięśnie - zatem myślę, że na łączne 23 zrzuczone kilogramy, z kilogram mięśni przypadnie. Reszta to tłuszcz : ].
Że na ujemnym bilansie siła spada, to ja wiem, że tak się mięśni nie zbuduje, również. Sporo postów czytam na tym forum ; ). Ale wydaje mi się, że jednak - skoro dopiero co zacząłem zabawę - powinno mi iść dużo lepiej... Wspomnę, że nigdy wcześniej nie miałem poważnego kontaktu z siłownią. A ja po tych czterech miesiącach postęp miałem minimalny...
Od połowy września zupełnie zmieniłem swój tryb życia. W skrócie: diametralnie inny sposób odżywiania, jednego dnia idę na 1,5 godziny aerobów, następnego na 10 minut aerobów (rozgrzewka), nieco ponad godzinę siłowni i znowu godzina aerobów. Aeroby to głównie bieżnia, kiedyś crosstrainer. Po dniu pierwszym dzień drugi, po drugim pierwszy - i tak mniej więcej codziennie, chociaż czasami zdarzy się, że po prostu trening mi wypadnie.
Moim priorytetem jest zrzucenie wagi (najpierw do 75, potem do 68), myślałem, żeby jednak zostać na dłużej na siłowni i popracować nad sobą.
Czyli: otyły -> gruby (to dzisiaj) -> normalny/szczupły -> a później chciałbym nabrać trochę mięśni
"jesli masz kumpla wegetarianina" - kumpla wegetarianina widzę od 7 lat w lustrze ; ). Gdy miałem 12 lat, zrezygnowałem z mięsa i ryb. To powoli zaczyna być problemem (kwestia nieszczęsnego białka, aminokwasów itd.) , ale nie wyobrażam sobie jeść mięso. Kwestia głównie przyzwyczajenia, poniekąd też etyki i estetyki.
Jeżeli chodzi o opis diety, to ciężko, bo jej nie posiadam - nie jestem w stanie ułożyć i egzekwować diety, nie mam na to czasu i możliwości. Trzymam się (a przynajmniej wiem, że powinienem się trzymać) podstawowych zasad zdrowego odżywiania. Dla przybliżenia...
Np.:
śniadanie - miska mleka 0% z otrębami granulowanymi ALBO chleb z serem żółtym/białym
kolejny posiłek: jabłko,
obiad: kotlety sojowe z surówką, plus może jajecznica z 2-3 jajek, raczej bez żółtek(albo zupa twarogowa, albo chilli sin carne - wtedy dochodzi jeszcze pieczywo razowe),
jakaś przekąska (np. kanapka z serem albo i dwie, albo ryżowe, niezdrowe krążki),
do tego na 3 godziny przed snem zjem coś (staram się, aby było w tym ostatnim posiłku jak najwięcej białka, a jak najmniej węglowodanów i tłuszczu, ale różnie to bywa).
Przypuszczam, że zapewne nie bardzo rozjaśniłem sytuację...
Powracając do mojego głównego pytania: czy mogę usprawiedliwiać
brak postępów na siłowni (albo ich żałosny wymiar) deficytem energetycznym? Albo jestem beztalenciem genetycznym ; ). Dieta zapewne nie jest perfekcyjna, ale myślę, że na początku nie powinna być ona warunkiem sine qua non. Trening miałem układany (niestety, ciężko przepisać, bo ćwiczenia na atlasach (tak się nazywa ta dziwna machineria?) a nie wolnych ciężarach).
Zmieniony przez - aeger w dniu 2011-01-15 20:47:36
Zmieniony przez - aeger w dniu 2011-01-15 20:47:55
Zmieniony przez - aeger w dniu 2011-01-15 20:49:15