Jasne, że można, ale mowa tu chyba o czymś innym.
Jeśli instruktor przestaje być trenerem, a aspiruje do roli jakiegoś guru i ma głębokie przeświadczenie o swojej misji dziejowej, grupa izoluje swoich członków od świata zewnętrznego i wpaja im jakieś własne przekonania życiowe, a poza treningiem każe robić jakieś rzeczy, to może to już mieć znamiona sekciarstwa.
Ja słyszałem o kilku dziwnych sztosach:
- pewien gość (kung fu) zabraniał swoim uczniom podczas obozu szkoleniowego (i nie tylko) pić alkoholu i jeść mięsa. Poza tym był absolutnie przeciwny trenowaniu w innych klubach. O ile pierwsze jestem w stanie jakoś zrozumieć (choć szczerze mówiąc nie widzę problemów w wypiciu sobie kilku piw
), to zabranianie spożywania mięsa jest w ogóle od pały (sam sobie dobieram dietę), tak jak i zakaz ćwiczenia w innych sekcjach (w końcu mamy wolną konkurencję, nie?, a każdy sam decyduje, co robi z czasem i pieniędzmi). Chyba była to próba stworzenia jakiegoś własnego Shaolinu, a przy tym monopolu na naukę i zyski
Słyszałem także o rodzimych sekcjach karate, gdzie obowiązkiem (!) była nauka języka japońskiego. Kurde, niezłe, zwłaszcza, że w Polsce, i w ogóle na świecie, bez znajomości japońskiego - to jest się jak dziecko we mgle
.
---------------------------
Gaworzenie o Szopenie
W plecak szmatę - i na matę!