Gdy byłem 10 letnim gnojkiem walki WWF podnosiły we mnie ciśnienie do tego stopnia że zdjęcia moich ulubionych wrestlerów wisiały nad łóżkiem. W tamtych czasach każda postać wydawała się barwna, miała swoją unikalną osobowość, unikalny cios kończący, unikalny przedmiot - Hulk Hogan (mówi samo za siebie), trzęsący linami Ultimate Warrior, Undertaker zamykający ofiary w trumnie, Erthquake skaczący wokół dogorywających ofiar i przygniatający je tłustym dupskiem, bracia Bushwalkers machający łapami, Hacksaw walący rywali swoją deską czy Bret "The Hitman" Hart w swoich różowych gaciach i z "mokrą włoszką" na łbie...można by wymieniać bez końca. Oglądałem z przyjemnościa i podwyższonym ciśnieniem newet jak dowiedziałem się że to jest na niby.
Dzisiaj w dobie UFC i prawdziwych nawalanek w oktagonie to co dziś zobaczyłem w WWF to tragedia. Nikt już nie uwierzy porównując sobie WWF z UFC że walki toczą się na poważnie, nawet mały brzdąc. Ale to co sie stało z charakterami postaci to istna komedia - co drugi wygląda tak samo, kiepsko zbudowany, naoliwiony jak łancuch w rowerze, ze zwisającą samarą i w czarnych gaciach. U minie na siłce 80% ludzi lepiej wygląda. Skoro wszyscy wiedzą że nie są oni wojownikami to mogliby chociaż się postarać o lepszą muskulaturę... Walki nie mają charakterystycznych ciosów wykończeniowych itp. itd. Więc się was k... pytam co jeszcze przyciąga tych amerkanów na WWF że hale są wypełnione po brzegi (w wiekszości dorosłymi chłopami)?
Zmieniony przez - lukerrr w dniu 2008-05-24 20:43:55