Myślę, że QUEBLO poruszyłeś dla niektórych bardzo czułą strunę. Mogą się posypać gromy na Ciebie za te uwagi o Saku, więc Cię jakoś wspomogę - w końcu w kupie raźniej, no nie?
Sakuraba to także moim zdaniem nieco przeceniany gość. Owszem - świetny z niego parterowiec. Pokonał też paru Graciech, co w tamtym czasie było osiągnięciem wybitnym. Ma on też na koncie wygrane - jak podałeś - z Rampage'm, Belfortem, Randlemanem, Newtonem. Ale jak dla mnie to tylko tę pierwszą walkę można zaliczyć do jego dużych sukcesów. Walka z Vitorem to był jakiś dziwoląg. Nie wiem czy nie ustawka. Mówi się też o tym, że Brazylijczyk był kontuzjowany. W każdym razie nie bardzo po dziś dzień rozumiem, co się właściwie tam stało. Tak samo walka z Randlemanem - jak dla mnie ustawka. Kevin był cieniem samego siebie. Natomiast walka z Newtonem była piękna, ale o tyle dziwna, że właściwie był to mecz grapplingowym. Uderzenia można policzyć na palcach jednej ręki. Panownie chcieli po prostu pokazać kto jest lepszy na glebie. Wygrał Saku i za to chociażby mu się należy respekt
Ale jednak gość jest przeceniany. Przegrał sromotnie z Rogerio, Aroną, 3x z Silvą, raz z przeciętnym Schembrim (aczkolwiek to był pewnego rodzaju wypadek przy pracy), Crocopem. Uważam, że Saku kiedyś był w czołówce (w swojej wadze), lecz od dawna już nie jest. Popularność zdobył w dużej mierze także dzięki widowiskowemu stylowi walki, wygłupom pozaringowym itd. To też miało według mnie duże znaczenie w jego statusie i wydatnie przyczyniło się do jego popularności. Osobiście uważam, że Saku był dobrym, naprawdę solidnym zawodnikiem, ale nie wybitnym, jak się go przedstawia.
Co do tego, co napisałem poprzednio - dodałem, że chodzi mi o 2 najwyższe kategorie wagowe. Tam jest tylko Yoshida i Fujita - obaj także przeceniani, zwłaszcza ten pierwszy. Jego główną zasługą, tym na czym "wypłynął" jest dobra postawa z Silvą w obu walkach (zwłaszcza w pierwszej). Gdy wszyscy myśleli (włącznie z Wandem), że będzie to kolejny łatwy łup dla mistrza, okazało się, że to jednak poważny zawodnik. Ponadto pokonał Hunta, ale ja tego za jakiś wielki wyczyn nie uważam. Twardo stoję na stanowisku, że każdy solidny parterowiec pokonałby Hunta (a zwłaszcza wtedy, gdy ten stawiał pierwsze kroki w MMA). A Yoshida jest właśnie takim solidnym parterowcem. Poza tym przegrana z Gardnerem, wygrana z Nishijimą, Frye'em, Ogawą i ulicznikiem - Abbottem. To są solidne osiągnięcia, ale też nic czym należałoby się zachwycać. Dla mnie Yoshida to nie jest czołówka, w każdym razie nie ścisła. Fujita natomiast jest solidnym i przede wszystkim twardym (bo niekoniecznie technicznie uzdolnionym) fighterem. Taki dobry, odporny rzemieślnik.
Podsumowując, Japonia naprawdę nie ma się czym chwalić. Ich "kadra" jest słaba, mierna. I gdyby obiektywnie podchodzili do ustawiania walk i angażu zawodników to zdecydowana większość fighterów z Kraju Kwitnącej Wiśni by się w PRIDE nie znalazło.