Boruta
"'Nie ma co fikać. Ale trenować obronę warto.'
---------------
Uwazam ze nie. Po pierwsze dlatego ze daje to zludne poczucie ze umie sie obronic. Po drugie dlatego ze marnuje sie czas ktory lepiej poswiecic na nauke bardziej realnych umiejetnosci."
Każdy ma prawo do swojego zdania.
Ja tam uważam, że warto. Trzeba tylko zachować realizm.
A jak dowodzą dość liczne przykłady sytuacji, w których przedstawiciele różnych sw z powodzeniem obronili się przed nożem - warto to ćwiczyć. Napisałeś, że to "wyjątki". Takich incydentów z nożownikami jest jednak współcześnie generalnie stosunkowo niewiele. (Np. w porównaniu do napaści z gołymi rękami, bójek itp.) A incydentów, w których uczestniczą jednocześnie miszczowie sw i nożownicy jest już bardzo malutko. Nie powinno się zatem chyba raczej mówić o żadnych regułach i wyjątkach. Po prostu owym miszczom udaje się niekiedy w takich sytuacjach skutecznie przed nożem obronić. (Być może nawet częściej niż polec - nie ma ścisłych danych co do tego.) I dlatego właśnie warto te obrony trenować.
Mądry miszcz wpaja swoim uczniom, żeby generalnie unikać walk ulicznych, uciekać przed nożownikiem aż się kurzy, jeśli to tylko możliwe.
Ale może się zdarzyć, że uciec nie można, albo że trzeba bronić kogoś, kto uciec nie da rady. I na tę właśnie okoliczność warto to ćwiczyć. Chodzi po prostu o zwiększanie swoich szans.
"'Owszem, ale "fachowiec" zada nożem cios silniejszy, precyzyjniejszy, szybszy itp., niż laik.'
---------------
Owszem. ale trzeba tez brac pod uwage nieprzewidzialnosc laika. Spotkalem sie z przyslowiem ze najlepszy szermierz bardziej niz drugiego w kolejnosci boi sie najgorszego, bo nie ma pojecia co mu moze do lba strzelic. Jest to oczywiscie pewne przegiecie, ale niosace przeslanie ze nieprzewidywalnosc laika potrafi byc bardzo grozna."
Też ten tekst słyszałem. I masz rację, że jest to przegięcie.
Zdecydowanie uważam, że wyrachowana nieprzewidywalność fachowca poparta znajomością rzeczy, jest znacznie groźniejsza niż dyletancka nieprzewidywalność laika. Gdyby tak nie było, to po co od wieków ludzie zajmujacy się zawodowo walką mieliby się szkolić i doskonalić latami swoje umiejętności szermiercze? Traciliby przecież przez to swoją laicką nieprzewidywalność, a to taki atut...
Fechtowałem z ludźmi doświadczonymi i z laikami. To kolosalna różnica. Analogicznie jest z
walką w parterze (przykład, jak tuszę Tobie dość bliski). Laika kończysz najprostszymi numerami, bo on ich zwyczajnie nie zna. Jak już nieco liznął parteru, to troszkę się pobiedzisz, zanim go skończysz. Jak jest na Twoim poziomie, to na dwoje babka wróżyła. A jak jest znacznie lepszy, to pracujesz raczej na to żeby on za szybko nie skończył Ciebie.
Z fechtunkiem jest bardzo podobnie. Znasz "sztuczki" (finty, zwody itp.). Laika kończysz bardzo szybko. I choćby nie wiem jak "nieprzewidywalny" nie był, jesteś w stanie zareagować na to co zrobi, bo nie ma w sumie zbyt wielu możliwości i robi to nieudolnie.
"Problem w tym ze jesli starasz sie przechwycic reke z nozem to wystawiasz tetnice na ciecie."
Oczywiście to zależy od tego, jak to zrobisz... Na szczęście nie wszędzie są tętnice.
"'Ale my rozważamy chyba, w tym przypadku, kto bardziej?'
----------------
Wiesz, wg mnie sa to dywagacje w stylu: "czy lepiej jak ci na glowe spadnie napalm czy bomba jadrowa".
Też tak uważam.
Ale wolałbym w sumie bombę, skoro już poruszyłeś tę kwestię.
"...teraz widze ze pomieszalem dwie wypowiedzi. Pierwsza kolesia z tzw mafii ktory nozem sie dosc czesto poslugiwal brzmio=al mniej wiecej: "wole sie bic z Toba wrecz nizbym mial z Twoja babcia podczas obierania ziemniakow zadzierac". Dodam ze facet byl raczej dobrego zdania o moich umiejetnosciach. Drugi byl Krzyska Plombonia, innego instruktora filipinskich styli noza i palki i brzmial: "Nie zaczepiaj kobiety ktora filetuje ryby". "
Teraz to brzmi zdecydowanie lepiej.
Na szczęście ani mi w głowie zaczepiać czyjeś babcie, ani nie wybieram się na Filipiny celem napastowania rybackich żon i córek.