Te słowa wzięte z filmu zwiastującego Speedway Grand Prix najlepiej opisują to, co dzieje się ostatnio na polskich i światowych torach. Bez hamulców i bez strachu... tak jeżdżą zawodnicy na początku XXI wieku. Zdrowie i kości rywala nie są już wartością, jedyną wartością jest zwycięstwo i udowodnienie przeciwnikowi, iż jest się lepszym. Żużel coraz mniej przypomina sport, a coraz bardziej wojnę. Dotychczas częściej miało to miejsce w Grand Prix, lecz ten trend szybko przeniósł się na polskie tory.
Ostrą jazdę na pograniczu faul zapoczątkował w ostatnim czasie mistrz świata Nicki Pedersen. Duńczyk wyjeżdżał na tor, niczym gladiator walczący o przetrwanie. Efektem kilka upadków z jego winy, wiele kontrowersji i wzbudzenie ogólnej niechęci pozostałych uczestników cyklu. Tyle, że mistrz świata nie jest w tym przypadku odosobniony. Hans Andersen, który niedawno triumfował w Goeteborgu, w czasie jednej z rund Grand Prix spowodował swoją jazdą dwa niezwykle groźne karambole. Podczas Grand Prix Skandynawii nadmierną ambicją wykazał się natomiast lider cyklu Jason Crump, który kopał motocykl Pedersena, aby utorować sobie drogę do zwycięstwa. Wszyscy startujący w Grand Prix twierdzą, iż jest on turniejem niezwykle specyficznym, nerwowym, zupełnie niepodobnym do pozostałych. Tylko czy ogromna stawka i podniesiona adrenalina powinna prowadzić do zachowania, które trudno nazwać fair play? Najgorsze jest jednak to, że zawodnicy nawet po ewidentnym faulu są przekonani o swojej niewinności i uważają się za kozły ofiarne (patrz Grand Prix Danii i faul Pedersena na Crumpie).
Ostatnio podobną sytuację mamy na naszym krajowym podwórku. Wiele kontrowersji wzbudziła walka Tomasz Gapińskiego z Rune Holtą podczas finału IMP. "Gapa" dwukrotnie bezpardonowo zamykał przy bandzie Norwega z polskim paszportem. „To było zbyt niebezpieczne. Tomek doskonale wiedział, czym grozi taka jazda" - powiedział na konferencji prasowej brązowy medalista IMP. "Ja jechałem swoim torem jazdy, a że Rune próbował mnie wyprzedzić, ja go tam nie widziałem, nie słyszałem, no i trudno. Taki jest sport, trzeba sobie trochę zajeżdżać." - odpowiada Gapiński. Może faktycznie Tomek nie widział Holty, fakt jechał z przodu, ale zastanawiający jest sposób w jaki to mówi. Uśmiechnięty, rozluźniony, puszczający "oczko" swojemu mechanikowi czy koledze. Nie odczuwa żadnych wyrzutów sumienia, a przecież jego rywalowi mogło się coś stać. Zero poszanowania rywala i postawy godnej sportowca. "Gapa" nie został wykluczony i nie dostał upomnienia, więc nie miał powodów do smutku Poza tym trzeba przyznać, że Tomek rzadko jeździ tak ostro.
Wielkim pechowcem jest natomiast Damian Baliński. Nie wiedzieć czemu uparli się na niego wszyscy polscy sędziowie i w ostatnich czterech meczach wykluczali go czterokrotnie za: niesportową jazdę lub spowodowanie upadku rywala. Mało tego, "Bali" ma na koncie jeszcze jedno, piąte wykluczenie za upadek z własnej winy! Kolejny zawodnik, któremu brakuje wyobraźni i nie wie czym grozi niebezpieczna jazda. Na dodatek po kolejnej nieprzemyślanej szarży "Baliego" w Rybniku do dalszej jazdy nie był zdolny Roman Chromik. Czy w żużlu chodzi o to by unicestwić rywala, czy żeby go pokonać? Damian sam powiniem sam sobie odpowiedzieć na to pytanie, a nie tłumaczyć się tym, że sędziowie nie darzą go sympatią. Obie sytuacje łączy jeszcze jedno. W obydwu przypadkach taka jazda ma przyzwolenie kibiców, spragnionych oglądania "krwawych" widowisk. O jeździe Balińskiego wielu mówi, że jest bardzo widowiskowa. Po finale IMP niektórzy kibice nie widzieli nic złego w postawie Gapińskiego, co więcej twierdzili, iż był to piękny bieg. Mam nadzieję, że przytoczone przeze mnie wypowiedzi Gapińskiego i Holty pokażą niektórym, że nie do końca mają rację.
Ostre spięcia na torze bardzo często wywołują agresję wśród publiczności oraz co gorsza zawodników i działaczy. Ci ostatni sami starają się wymierzyć sprawiedliwość, tak jak Tomasz Gollob w Tarnowie i tak jak Roman Jankowski w Rybniku. Kolejny element żużlowej wojny, o której wspominałem. Wojny w każdej chwili mogącej przenieść się na trybuny, czego sportu żużlowemu potrzeba najmniej. Czy są sposoby, aby ograniczyć brutalną jazdę? Oczywiście, że są, tyle, że arbitrzy rzadko sięgają po przysługujące im prawa. Wykluczenia do końca zawodów czy wykluczenia z kolejnego biegu można w czasie sezonu policzyć na palcach jednej ręki, a warto zauważyć, iż kary te były kiedyś wymierzane znacznie częściej. Poza tym warto zastanowić się nad karaniem zawodników po kilku wykluczeniach odsunięciem od kolejnego spotkania. W piłce nożnej po trzech żółtych kartkach zawodnika czeka przymusowa pauza, podobnie można uczynić w żużlu np. po trzech wykluczeniach, ale tylko takich, które spowodowały upadek rywala lub były następstwem niebezpiecznej jazdy. Proste, ale efektywne, bo dla każdego zawodnika jeden mecz ligowy mniej, to znaczna strata finansowa.
Przytoczeni w tekście zawodnicy nie są odosobnionymi przypadkami. Gapiński i Baliński to tylko wierzchołek góry lodowej. Trudno też spodziewać się nagłej zmiany podejścia niektórych zawodników i kibiców. Sport, w tym żużel, jest dla większości ludzi taką małą namiastka wojny, tylko trzeba zadbać o to by tylko nią pozostał. Zawodnicy niech wyjeżdżają na tor bez strachu, ale pełni odpowiedzialności za zdrowie swoje i rywala. Żużel to piękny, ale bardzo niebezpieczny sport i oby żaden zawodnik nie musiał tego zrozumieć, patrząc bezradnie na błyskawicznie zbliżającą się bandę z napisem "No brakes, no fear...".
Podaruj dzieciakom coś od siebie http://www.pajacyk.pl/ <--------- just do it !!!