WnMPapa - miałam już wcześniej to napisać - czy znasz dziennik faftaqa i śledzisz to, co pisze on w artykułach na tematy suplementów, owoców, warzyw itp.?
https://www.sfd.pl/[BLOG]_Dziennik_faftaqa_Vol._2_-t1085434.html
Na pierwszej stronie masz zdanie:
"Jak widać multiwitaminy nie potrzebuję. Wszystkie witaminy po 200 - 500% zapotrzebowania, magnezu niemal 1g" itd.
Nie zauważyłam w jego wypowiedziach śladów czegoś takiego, aby sportowiec potrzebował jakichś niesamowicie dużych ilości witamin, rzędu kilku krotności w stosunku do "zwykłego śmiertelnika".
Raczej pamiętam wiele artykułów, gdzie pokazywał, że z konwencjonalnej żywności można spokojnie pokryć zapotrzebowanie na różne składniki, pod warunkiem używania dobrze dobranych, małoprzetworzonych produktów.
Sądzę, że gdyby owoce i warzywa były tak wyjałowione, jak to sugerują niektóre źródła, na pewno osoba zajmująca się zawodowo żywieniem sportowców, miałaby tego jaskrawe przejawy w postaci jakichś problemów zdrowotnych i problemów ze zdobywaniem formy u swoich podopiecznych. Przecież takie osoby niejednokrotnie robią szczegółowe badania - sądzisz, że to by nie wyszło, gdyby mieli ogromniaste braki, wymagające dużych ilości supli?
Najczęściej przewija się jako niedoborowa wit.D, wapń, była też mowa o selenie...
Natomiast nie ma żadnych artykułów, że przeciętny Kowalski, sportowiec amator, powinien co dzień łykać garść witamin, bo bez tego ani rusz...
Ja bym zwróciła do tego uwagę na to, że skoro statystyczny Polak unika ryb na rzecz omega3 w kapsułkach, lekceważy warzywa jako wyjałowione i nie jada ich zbyt wiele - to NIE DZIWNE, że będzie miał duże braki wit.D, która jest w rybach, wapnia - którego jest pod dostatkiem w warzywach, selenu - który również wchłaniamy z warzyw czy grzybów...
Mało warzyw i owoców - słaba flora bakteryjna - słabe rozkładanie pokarmów z wapniem w jelitach - słabe wchłanianie tego wapnia.
Podobnie z magnezem.
Utrzymując silną florę bakteryjną, ma się mniejsze szanse na niedobory, bo bakterie uwalniają więcej pierwiastków z zielska i innych pokarmów.
Zmniejszając ilość roślin na rzecz tabletek, osłabiamy florę bakteryjną , a to skutkuje gorszym uwalnianiem i mniejszym wchłanianiem mikroelementów i witamin z CAŁEGO POZOSTAŁEGO jedzenia... Czyli jakby podwójnie tracimy te lepiej przyswajalne przy pomocy bakterii na rzecz tych wątpliwie przyswajalnych (lub nieprzyswajalnych) z preparatów.
Nie jestem fachowcem i nawet nie chce mi się szukać dokładnych badań o obniżonych zawartościach witamin itp. w roślinach , ale uważam, że takie podejście, jak pokazał w linku trochę wyżej @krzykacz, jest bardzo mądre - jeśli warzywa czy owoce są "słabsze", to po prostu zjeść ich więcej, ewentualnie wybierać częściej te zasobniejsze w deficytowe składniki... Zamiast się od nich odwracać, właśnie trzeba poświęcić im więcej uwagi - kupić lepsze jakościowo, świeższe, przygotować na sposób, który nie pozbawia ich wartości bardziej, niż to niezbędne...
Robić tak, by "wyciągnąć" z nich jak najwięcej dobra.
Jeśli obróbka termiczna niszczy ogrom witamin - dlaczego nie skupić się na surowych?
Jeśli dłuższe przechowywanie powoduje wielkie straty - dlaczego nie kupować mniej a częściej...
Co do antyoksydantów, nie tylko wit.C w nadmiarze może szkodzić, ogólnie - ich nadmiar jest też zły, podobnie, jak i niedobór.
Jak uda mi się jeszcze znaleźć artykuł na ten temat, który czytałam , to wkleję link.
Są złe nie tylko w kontekście "przed i po treningu", ale ogólnie - w nadmiarze szkodzą zdrowiu, jak wszystko inne w nadmiarze...
Np. kiedyś zafascynowana sokiem z aronii (zachwalanym jako super źródło witamin), piłam go co dzień, aż dorobiłam się problemu, że bardzo bolał mnie po nim żołądek...
Podobne rzeczy dzieją się po nadmiarze innych zdrowych rzeczy - kakao, kawy, cytrusów... Flawonoidy są nam potrzebne, ale nie w uderzeniowych dawkach.
Przekonanie, że potrzebujemy jakichś niebotycznych dawek witamin, antyutleniaczy itp., nie ma racji bytu - są granice i co za dużo, to nie zdrowo.
Ja się o tym wiele razy przekonałam, w czasach gdy próbowałam jeść jakiś niby superfood w dużych ilościach, co rzekomo miało się przyczyniać do niesamowitych efektów zdrowotnych czy poprawy urody... Zawsze przychodził moment przesytu lub jakichś komplikacji.
Ludzki organizm potrzebuje tyle, ile potrzebuje i ani grama więcej - białka, witamin, błonnika, minerałów... Wszystko w nadmiarze szkodzi, zaburza pracę narządów, odkłada się niepotrzebnie w tkankach itp.itd.
Nie ma co popadać w przesadę, że nie mając udokumentowanych badaniami lub podejrzewanych na podstawie konkretnych objawów,
braków w organizmie, ciągle i bezpodstawnie wydaje się nam, ze jesteśmy niedożywieni...
Współczesny człowiek jest pod wieloma względami przekarmiony, ma taki szeroki asortyment produktów do wyboru, tak dużo jedzenia, że nasi przodkowie mogli o takim bogactwie tylko pomarzyć.
Być może nawet to przekarmienie przyczynia się do jakichś braków w organizmie, bo on , przy nadmiarze różnych substancji - musi się przed nimi bronić i zużywać niektóre swoje zasoby. Na przykład nadmiar produktów białkowych i innych "zakwaszających" - może przyczyniać się do tego, że organizm broniąc równowagi kwasowo-zasadowej - traci swoje rezerwy wapnia i magnezu z tkanek...
Czyli nadmiar jednych skutkuje niedoborami innych.
Przyznam, że nie wiedziałam o takich szkodliwych skutkach syntetycznej wit.C, choć miałam już wcześniej wątpliwości, czy suplementacja większymi ilościami, nie pochodzącymi z pożywienia , aby na pewno jest bezpieczna...
Czytałam w każdym razie i słyszałam od innych kobiet, że soki dla dzieci, konserwowane niby bezpieczną wit.C - kwasem askorbinowym (Kubusie itp.) - bardzo szybko niszczą dzieciom szkliwo i żeby im tego nie dawać.
Jeśli więc ktoś chce to łykać - chyba lepiej nie na pusty żołądek, żeby nie dorobić się wrzodów itp.
Pozdrawiam Wszystkich i sorry, jeśli coś nieskładnie popisałam...