"W ostatnim numerze magazynu LOL ukazal się artykul o Vale Tudo. Czytal ktos te bzdury? Jak bede mial czas, to jutro rano przepisze co "lepsze" fragmenty."
---
CAGE FIGHTING
(...) Większość woli wyżyć się przefasonowując twarz kolegi, niż odpocząć w zaciszu własnego domu, nago celebrując każdą nutę relaksacyjnych dźwięków muzyki Feng Shui, przepływających przez nasze ciało. Reasumując: łatwiej strzelić komuś lepę w mordę, niż uspokoić skołataną duszę w bardziej humanitarny, cywilizowany sposób. A najtragiczniejsze w tym wszystkim jest to, że człowiek potrafi to obrócić w całkiem niezły sposób na zarobek...
Redaktorzy LOL-a wspólnymi siłami podjęli się ryzyja ujawnienia czegoś, co w mniemaniu ogółu powinno pozostać w cichociemnych głębinach nieświadomości. Długotrwały okres obserwacji i nieustannego drązenia zaowocował powstanie poniższego tekstu. (...) Tu i teraz będziesz świadkiem ujawnienia niezwykłego okrucieństwa. (...)
Zagłębiając się w groźny świat nielegalnych pojedynków odkryliśmy ich powiązania w różnych punktach świata - Brazylii, Portugalii, Argentynie, Tajlandii, Niemczech, Czechach, Stanach Zjednoczonych, Rosji czy wreszcie Polsce. Choć rozpowszechnione w różnych punktach i kulturach świata, łączą się w jednym tragicznym elemencie: walce na śmierć i życie. Tu już nie chodzi o bajońskie sumy przelewające się z rąk do rąk wśród burżuazyjnej widowni. Tragizm ludzki zakleszczonych w pułapce mafijnych rozrywek leży znacznie dalej. Wystarczająco daleko, byś mógł o nim nie usłyszeć.
(...) Wyspecjalizowani w swoim fachu undergroundowi zawodnicy to prawdziwe maszyny do zabijania - bez zbędnych skrupułów z zawodowego boksera (dop. o RJJ) pozostawiliby skołtuniny, lekko drżący kawałek bezużytecznego mięsa. Mając to na uwadze wyzwania nie podjął również "Brooklyński Zabijaka", Mike Tyson, który podobnie jak Roy zrezygnował z łatwego zarobku. KHEM "łatwego"...? (...)
Prymitywne zachowanie na ringu, bestialskie traktowanie oponenta - jaki czynnik mobilizujący doprowadził człowieka do powrotu ku antagonistycznym modelom zachowania? Pogoń za pieniądzem zmienia ludzką mentalność. Młodzi napaleńcy , cierpiąct na chorobliwy brak gotówki, podejmują się najróżniejszych form zwiększenia objętości portfela. Idąc po linii najmniejszego oporu wybierają drogę, jaka według nich jest najprostsza i przynosi największe zyski. Naiwniacy! Wielu nastolatków w ten właśnie sposób trafia w huragan następujących po sobie kataklizmów życiowych, upadku moralnego i sponiewierania psychicznego
(...) 21 letni Pawel B. znalazł w Internecie ciekawe ogłoszenie. Łatwy, szybki zarobek kusił go jak cholera, a wymagania sprawność fizyczna nie stanowiła żadnej przeszkody. Był wysoki, bardzo dobrze zbudowanym silny. Cóż pozostawało? Z braku laku... - jak mawiają. Po 3 latach nieobecności Pawla, zrezygnowana rodzina otrzymała informację o miejscu pobytu syna: brazylijska kostnica w Mato Grosso. Z przeprowadzonej sekcji zwłok wynikało, że ogół połamanych kości w niele delikwenta wynosił imponujący procent, natomiast po dokonaniu trepanacji czaszki mózg delikwenta wylał się na podłogę. Zupełnie tak samo, jak mcdonaldsowy milk-shake. (...)
Okrutne, nieprawdaż? Niestety, podobny los podziela większość młodych ludzi nastawionych na kolosalne zyski przy minimalnym nakładzie wysiłku. Ponad 90% z nich staje się mięsem armatnim , workiem treningowym dla profesjonalnych fighterów i doskonałym dostarczycielem emocji dla głodnej rozlewu krwi publiki.
Światła reflektorów, wrzask rozentuzjazmowanej , łakomej rzeźni publiczności - rozwścieczonej bardziej niz walczący na arenie przeciwnicy -krew, pot i łzy. Ogarniające uczucie osaczenia i bezsilności wobec napompowanej emocjami burżuazji. To oni płacą, oni wymagają, stawiają warunki i ustalają reguły. Tutaj nie ma miejsca na podziały wagowe, nie jest ważny stan zaawansowania zawodników - liczy się jedynie rozlew krwi, nasycenie atmosfery narastającym przerażeniem, szelest uderzających o matę zębów, zgrzyt łamanego kręgosłupa... Czy istnieje recepta na poskromienie zachcianek publiczności i ujarzmienie szarżującego przeciwnika? Zasięgnęliśmy rady u jednego z byłych zawodników, będących jednocześnie jednym z niewielu, jakim udało się wyrwać z potrzasku vale tudo (w gazecie tez byl bold) Dla własnego bezpieczeństwa, bohater prosił o zachowanie anonimowości.
LOL: Wśród ludzi krążą różne opinie dot. walk w klatkach. Jedni postrzegają je jako fascynujące widowisko rozrywkowe, inni jako przejaw wyjątkowej brutalności, jeszcze inni jako mordercze pojedynki na śmieć i życie. Jak jest naprawdę?
Gal: Doskonale o tym wiem. Ludzie lubią opowiadać sobie różne bajki, zabarwiać rzeczywistość, naginać fakty byleby tylko ominąć prawdę. Niektórzy ten sport zanebują, a inni oddadzą wszystkie pieniądze, by obejrzeć taką walkę. Wiadomo, uczestnicy zapytani o to, czym takie walki są - złego słowa na ich temat nie powiedzą. To normalne. Nikt nie chce stracić możliwości łatwego zarobku. Tym bardziej wiedząc, co go może spotkać przy wyjawieniu prawdy...
LOL: A co może?
Gal: Hm, zemsta? Ja też się jeje boję. Wiem, co się może zdarzyć, kiedy prawda wyjdzie na jaw...
LOL: A jaka ona jest?
Gal: W każdej z wymienionych przez ciebie opinii jest nieco prawdy. Podsumowując, walki można nazwać niezwykle brutalnym widowiskiem rozrywkowym. Zbyt brutalnym, by można było chwalić się uczestnicwem w nim swoim dzieciom.
LOL: Jak te pojedynki wyglądają od kuchni? Przygotowania, treningi i wreszcie sama walka?
Gal: Nie wiem jak u innych, ale moje przygotowania to moje wcześniejsze życie.. Chuliganka, uliczne bijatyki... Sama walka w moim wykonaniu to jedynie postawienie na wygraną. Nic więcej mnie nie interesowało.
LOL: Ile zgarniałeś za każdy pojedynek?
Gal: Było to uwarunkowane od wielu czynników: hojność publiczności, spektakularności walki, metody "wykończenia" przeciwnika. Im walka była bardziej widowiskowa, tym więcej można było wrzucić do portfela. To była chyba główna mobilizacja do szybkich, widowiskowych i skutecznych ataków. Czasami we wspólnym gronie organizowaliśmy pojedynki i obstawialiśmy zakłady. Bywało, że do kieszeni wlatywały przyzwoite sumy.
LOL: A konkretnie?
Gal: Najwięcej zarobiłem, w przeliczeniu, około 10.000 złotych. To bardzo dużo jak dla mnie. Oczywiście na zwykłych sprzeczkach nie zarabialiśmy ani grosza. Ot, biliśmy się przez sprzeczność poglądów czy czegoś innego...
LOL: Co czułeś przed każdym starciem?
Gal: Strach.
LOL: Nie obawiałeś się tego, że może on cię wreszcie zgubić? Że stres zeżre cię do tego stopnia, iż nie będziesz wiedział, co robić? Że przegrasz?
Gal: Nie dopuszczałem do siebie myśli o możliwości poniesienia klęski. Nie wtedy. Młody umysł funkcjonuje zupełnie inaczej. Kierowałem się pychą, agresją. Stawiałem sobie warunek wygrania za wszelką cenę. Wiedziałem, że przegrany może się już nigdy nie podnieść.
LOL: A zdawałeś sobie sprawę z tego, że krzywdzisz drugiego człowieka? Że krzywdzisz drugiego człowieka? Że krzywda jakiej sam się obawiałeś, była wyrządzona Twojemu oponentowi?
Gal: Tak. I właśnie to było takie podniecające.
LOL: Wiele osób wpada w sidła undergroundowych walk całkiem przypadkowo. Jak było w twoim przypadku?
Gal: Z góry wiedziałem jak to wygląda, ale konflikt z prawem w kraju i ucieczka z niego zaprowadziły mnie od razu na ring. Ciekawe propozycje zarobku, lepsze życie, lepsze pieniądze. To *****sko kusi...
LOL: Jak wygląda sprawa z przedziałami wagowymi?
Gal: (śmiech) Jakimi przedziałami? Facet, tamte mordoklepki nie miały żadnych przedziałów. Wystawiali Cię na walkę i już. Byłem kiedyś świadkiem pojedynku między Bobem Sappem, takim wielkim czarnym kolesiem, a innym kilkakrotnie lżejszym typem. Różnica wagowa była wręcz kolosalna. Nie było dla nikogo żadnym zaskoczeniem, że Bob powalił gościa jednym cepem. O jakich przedziałach my tu mówimy?!
LOL: Skoro tak widoczny jest ich brak, to na pewno uczestniczyłeś w pojedynku z dużo cięższym od siebie rywalem?
Gal: Nie było możliwości tego uniknąć. Skoro promotorzy ustawiają ci taką walkę, to nie masz wyjścia. Musisz stawić czoła chociażby dziesięciokrotnie większemu bydlęciu. Samobójstwem byłoby się nie stawić, samobójstwem wyjść i podjąć wyzwanie. Co mogłem innego zrobić?
LOL: Zrezygnować?
Gal: Nie! Podnieść rzuconą rękawicę. Vale tudo to nie tylko bijatyka. To również honor, którego musisz za wszelką cenę bronić. Ja to uczyniłem. Niezwykle zdziwiłem się, kiedy... jak mu tam było... Steven Vaggilis runął na ziemię jak ścięta sekwoja. Cała walka trwała niespełna 15 sekund. Po jej zakończeniu byłem równie zamroczony, jak sam Steven. Totalny szok!
LOL: Jak w takim razie wygląda Twoja przegrana. Kierując się honorem podejmujesz się pewnej formy zrehabilitowania przeciwników? Starasz się w jakimś stopniu zemścić czy wyzwać na rewanż?
Gal: Zaden rewanż, czy to z mojej strony, czy ze strony kogoś innego, nie zostaje podjęty i stoczony na ringu. Kolejna klęska przed publiką zdeklasuje cię jako dobrego zawodnika i przyniesie kolejne porażki. Wszystkie tego typu sprawy załatwiamy w szatni.
LOL: Ludzki krąg?
Gal: Nie, Sam na sam, bardzo często przy użyciu wszystkiego, co leży pod ręką. Skaczesz na faceta z zaskoczenia i wymierzasz stosowną karę. Bywa i tak, że po całym pojedynku kulturalnie umawiamy się i z daleka od ludzkich oczu klepiemy po ryjach. Tylko że w takim przypadku mam nad nimi przewagę. Zawodowy kibic wie jak "to" sie robi (śmiech)
LOL: Ile walk stoczyłeś?
Gal: (cisza) Uuu... Ciężko powiedzieć. Nie prowadziłem żadnych rejestrów (śmiech). Dużo.
LOL: Ile trwała najkrótsza walka, jaką widziałeś?
Gal: (śmiech) Trzy sekundy. Jeden gość, nie pamiętam nazwiska, zmiażdżył przeciwnika jednym porządnym hakiem.
LOL: A najdłuższa?
Gal: Widziałem walkę Royce'a Gracie z Sakurabą. Matko, walka trwała chyba z półtorej godziny. Ale się chłopaki tam namęczyli...
LOL: Czym, w twoim mniemaniu, rózni się zawodowe vale tudo od pojedynków rozgrywanych przez tyle osób w prymitywnych klatkach, piwnicach, na ulicy?
Gal: Zawodowe vale tudo i nasze walki to niebo a ziemia. Większość pojedynków jakich się podejmujemy nie spełnia wymagań narzucanych przez Światową Federację Vale Tudo. W - jak to nazwałęś - ludzkich kręgach nie ma sędziego, który może wyratować typa z opresji i uwolnić od niebezpiecznego chwytu. Bardzo często brakuje także chwytów czy zejść do parteru. Wygląda to jak zwykła uliczna nawalanka. Z tym że ludzie to kochają i zawsze mamy dziesiątki widzów. Jedynym problemem jest Policja...
LOL: To znaczy...?
Gal: W Niemczech czy Brazylii pojedynki na ulicach są bardzo surowo karane. Kiedy do szmat dojdzie informacja o czymś takim, natychmast zjawiają się w ilościach hurtowych. Niejedno dziecko chciałoby mieć tyle resoraków, co radiowozów stawiających się na podobne wyzwania.
LOL: My nie mieszkamy w Brazylii. Jak to wygląda u nas, w Polsce?
Gal: (śmiech) Nie wygląda.
LOL: Byłeś kiedykolwiek świadkiem czyjejś śmierci na ringu?
Gal: Tak. Chociaż nie wiedziałem, że facet zginął. Jak często: gość dostał kopa w potylice i padł zamroczony. Nikt z nas nawet się nie spodziewał... Nie chcę o tym mówić.
LOL: Może to perfidne pytanie, ale... zabiłeś kogoś w trakcie pojedynku?
Gal: W trakcie pojedynku nie zastanawiałem się czy mogę kogoś zabić. Biłem żeby wygrać. Niezależnie od konsekwencji...
LOL: Zabiłeś?
Gal: Nie chcę odpowiadać na to pytanie...
LOL: Czym są dla ciebie nielegalne pojedynki?
Gal: W chwili obecnej walki te nie mają dla mnie większego znaczenia, lecz gdy walczyłem - były chwilą zapomnienia, przetrwania i dania upustu kumulującej się agresji.
LOL: Jest jakiś sposób, aby przestrzec tobie podobnych przed popełnieniem podobnego błędu?
Gal: Jeśli będzie to dla kogoś sposób na zarabianie pieniędzy, to nie uważam tego za błąd. I nie zamiarzam nikogo przestrzegać. Trzeba sobie tylko zdawać sprawę, jak ciężko jest się z tego wyplątać.
LOL: Czy twoje przeżycia odbiły się w jakiś sposób na twoim obecnym życiu?
Gal: Na pewno tak. Negatywnie czy pozytywnie? Sam nie jestem w stanie tego osądzić.
LOL: Dziekuję za rozmowę.