Trenuję Muay Thai w pewnym klubie od miesiąca 2 razy w tygodniu (wtorek i czwartek) i mam wrażenie, że treningi są prowadzone trochę kiepsko. Występuje tam następujący schemat: wtorek to trening kondycyjno siłowy w stacjach, na przykład jeden skacze na skakance, drugi robi wymachy workiem bułgarskim, trzeci brzuszki z piłką lekarską, następna para klepie trochę w tarcze itd. i zmieniamy się, bardzo intensywnie, prawie bez przerw. Alternatywą dla wtorkowego treningu są tarcze w parach, czyli technikę trenujemy tak naprawdę raz na dwa tygodnie - chyba zdecydowanie za mało.
Czwartek to zawsze sparingi, a brałem w nich udział od samego początku. Fakt faktem, że nie zawsze są mocne, to znaczy uderzamy tak aby celnie trafić ale nie z niewiadomo jaką siłą. Z resztą na początku nikt mnie nie tłukł nawet jak były "poważniejsze" sparingi, bo każdy z chłopaków widział, że jestem świeży, ale teraz po miesiącu treningów skończyła się dla mnie ulga. Gdy sparujemy z większą siłą dostaję oklep od każdego. Nie bez przesady, ale to irytujące.
Problem polega na tym, że oprócz mnie nie ma tam praktycznie świeżaków mojego pokroju. Każdy trenuje przynajmniej po parę miesięcy, a większość po kilka lat. Wszystko byłoby w porządku, ale ciekawe co mam robić podczas sparingów, jak moja technika to nędza, bo nie wiem niby kiedy się miałem jej nauczyć. Lewy i prawy prosty, jakiś koślawe low, front i middle kicki (które i tak są ciągle przechwytywane i lecę na glebę) i to wszystko co "próbuję". Trener niby obserwuje, ale nic nie koryguje, jedyne uwagi jakie usłyszałem to to żeby trzymać gardę.
Podstaw nauczyłem się z obserwacji, albo tego co pokazali mi starsi stażem. Na przykład tego jak stawiać kroki podczas walki nauczyłem się (albo wydaje mi się, że się nauczyłem) z filmików w internecie. Nikt mi tego tam nie pokazał. Ćwiczenia rozciągające znam z youtube i tego co podpatrzałem od starszych stażem. Czasem nawet trener nie dba o to, żeby zrobić rozciąganie na koniec treningu, a przed treningiem po rozgrzewce robimy to na szybko.
Kolega, który trenuje tam trochę dłużej i który namówił mnie na treningi twierdzi, że treningi wyglądają teraz tak a nie inaczej (nacisk na kondychę i spary), ponieważ kilku z chłopaków przygotowuje się na walki odbywające się w listopadzie, a potem wszystko wróci do normy i trener będzie więcej uwagi poświęcał każdemu. Nie chce mi się w to jakoś wierzyć. Salka jest mała i więcej jak kilkanaście osób jednocześnie tam nie trenuje, więc nawet pomimo przygotowań bardziej zaawansowanych chyba powinien zwracać uwagę na nowicjuszy.
Przyznam, że chodzę tam teraz już tylko dlatego, że w okolicy nie ma nic innego. Musiałbym dojeżdżać, a z tym jest lipa. Tracę chęci, bo moja technika stoi w miejscu, a w związku z tym nie mam motywacji do polepszania reszty aspektów. Dla MT zacząłem biegać. Dla sportu rzuciłem też swoje nałogi. Nigdy wcześniej nie miałem szansy na trening jakiejś SW bo mieszkałem na "zadupiu". Teraz jak już wyniosłem się w inne miejsce, to trafiłem na raczej niezbyt dobry klub.
Czy to ma sens? Nauczę się tam czegoś takimi metodami?