Chętnie bym się zapadła pod ziemię - może i nie było katastrofalnie (pizzy i lodów brak) ale plan dostał po dupie. Musiałam nagle wyjechać z domu i wzięłam ze sobą do podżerania orzechy z żurawiną (niestety wiem, że żuraw maczany w cukrze, a w domu było sprzed czasów sfd-fowych i nie miałam pomysłu na szybkie zabranie czegokolwiek innego) bo wiedziałam, że mogę być poza domem długi czas.
Ostatecznie okazało się, że co prawda samochód skasowany, ale ojcu nic takiego się nie stało i na dobrą sprawę mogłabym se nawet ryż na podróż ugotować i dodać indyka do pojemnika. Ale wtedy tego nie wiedziałam.
Po powrocie do domu postanowiłam nadrobić białko pomimo, że kalorycznie już wiedziałam, że jestem ponad planem. Nie wiem czy dobrze zrobiłam - jakby wyszło coś takiego następnym razem i już bym wiedziała, że przekroczyłam kalorie, to dobijać tego białka?
A na koniec dość stresującego dnia, w którego połowie przez myśl mi przeleciały jakieś domy pogrzebowe zapomniałam o całej tej redukcji i nażłopałam się wina. To 12 dzień i nie wyrobiłam jeszcze dobrych nawyków, nie mam jeszcze we krwi, że stresu się nie zajada ani nie zapija i to wszystko na moją obronę Wysoki Sądzie...
There's been a mistake.
You've accidentally given me the food that my food eats.