Przede wszystkim trzeba rozgraniczyć funkcje różnych osób na zawodach.
Trenerzy zajmują się startem zawodniczek i zawodników, sędziowie zajmują się sędziowaniem, natomiast prezesi pełnią funkcje reprezentacyjne. Najlepiej gdy każda z tych osób w pełni wykona swoje obowiązki, nie starając się być omnibusem. Dlatego większa korzyść z każdego z prezesów jest przy zdobywaniu nowych kontaktów niż przy starcie zawodników. Działalnośc prezesów może skutkować nowymi organizatorami zawodów, lepszymi warunkami do startu na następnych zawodach, może sponsoringiem. Ich skutków ich działalności nie widać tak szybko jak działalności sędziów czy trenerów. Trzeba mieć to na uwadze.
Dopowiem tylko, że w Kościanie jeden z wiceprezesów nie miał czasu zjeść obiadu, bo prowadził spikerkę i zajmował się sekretariatem, natomiast drugi miał bardzo trudny egzamin sędziowski i też siedział na sali, choć niespecjalnie był widoczny dla wszystkich.
Obecność prezesów przy rozgrzewce czy starcie zawodnika chyba nie odgrywa dużej roli. Przy zawodniku są ludzie, którzy mu bardziej pomogą, jak choćby koledzy czy koleżanki z kadry. Prezesi niepotrzebnie dekoncetrowaliby zawodników. I mają tego świadomśc, bo sami również byli zawodnikami. Osobiście gdybym startował wolałbym nie mieć w bezpośredniej bliskości żadnych prezesów, z przyczyny jaką podałem wyżej.
Natomiast wiceprezes, o którym pisze Arctic brał już czynny udział na zawodach przy zakładaniu sprzętu, zwijaniu bandaża itp. W Kościanie były ręce do pomocy, a wiceprezes miał inne zadanie, wcale niełatwe, bo zdanie egzaminu sędziowskiego.
Co do kasy to nie jest różowo. Działacze sportowi nie mają zwracanych pieniędzy na komunikację ze związkiem, a trenerzy kadry z własnych subsydiów muszą opłacać rachunki telefoniczne, przeważnie na komórki. Przy tym jest to praca społeczna, obok normalnej pracy. Nikt im nie zwraca pieniędzy za urlopy i urlopy bezpłatne. Raczej można mówić o zabawie w sport za własne pieniądze, choć nie są wydawane na odżywki i sprzęt, a na działalność. Tak być nie powinno, ale takie mamy realia, w których przyszło nam żyć. I póki trzeba się z tym pogodzić.
Trójbój jest sportem dla fanatyków. Sądząc po postach należy do nich większość zawodników, trenerów klubowych, sędziów i działaczy. Rzadko się zdarza by ktoś miał za to pieniądze. Przeważnie bywa tak, że trenerzy i działacze sami inwestują pieniądze w zawodników, licząc że klub im za jakiś czas zwróci. A czasami stosują tzw. bezzwrotne pożyczki. Ale o tym nikt nie powie ani nie napisze. Ponieważ znam takich ludzi, więc mogę to z czystym sumieniem zaznaczyć.
Kwestia Stanaszka. Chociaż kiedyś startował w zawodach dla niepełnosprawnych to jednak przestałtam startować. Dlaczego? Bo jest pełnosprawny! Ma inne
proporcje ciała niż większość ludzi, ale nie ma defektów fizycznych, psychicznych czy umysłowych. Natomiast jest doskonale przystosowany dla uprawiania trójboju. O Worobjowie czy Kryłowej nikt nie powie, że nie powinni startować, bo mają stosunkowo krótsze niż większośc ludzi kończyny górne, co przekłąda się namneijsze dźwignie oporu, a co za tym idzie większy wyciskany ciężar.
Podobnie nikt nie patrzy krzywo na wysokiego koszykarza, który nie musi robić kolosalnego wyskoku by wrzucić piłkę do kosza. Jego natura obdarzyła wysokim wzrostem, który znajduje zastosowanie w koszykówce. Aczkolwiek niscy zawodnicy, czyli mniej przystosowani do tego sportu, mogąmieć mu za złe, że nie musi wytrenowac w tak dużym stopniu jak oni cech motorycznych by być dobrym koszykarzem. Spójrzcie na meczach w jaki sposób poruszają się ci najwyżsi, i ci o średnim (jak na koszykarzy) wzroście (170-185 cm). Różnica jest wybitnie widoczna! Ja się napatrzyłem na meczach I-szej ligii i extra klasy. Krótko mówiąc poruszają się niezgrabnie, ale są trudniejsi do ogrania - ze względu na wzrost. Ci niżsi musą się nabiegać i sprytem podejść wiyższych.
W trójboju jest identycznie: są lufdzi predystynowania porporcjami ciała i siłą mięśni, sąi ludzie pokrzywdzeni. Niestety, natura nie obdziela wszystkich równo! Jednemu bez problemu idzie siła i wyniki, drugi musi się nieźle napocić i włozyć wiele wiedzy teoretycznej w swoje przygotowanie by uzyskać wynik na pozimie tego lepszego genetycznie zawodnika.
Stanaszek właśnie idealnie nadaje się do trójboju, biorąc pod uwagę frekwencję w jego kategorii wagowej. Jednak to co jest jego mocną stroną, jest jednoczesnie słabą, bo w ciągach jedo proporcje nie wystarczają. Z czasem okazuje się, że jednak najlepsi są zawodnicy najwszechstronniejsi, a biorąc specyfikę trójboju przewagę uzyskują ciągacze, czyli zawodnicy o dłuższych kończynach górnych i dłuższym tułowiu.
Poza tym, chcemy gonić za państwami o wyższym standardzie życia, do lepszej demokracji. A tam dzieci niepełnosprawne fizycznie, psychicznie i umysłowo bawią się razem z dziećmi zdrowymi. Będąc kiedyś w Luksemburgu zwróciłem uwagę na jedno z przedszkoli, gdzie zauważyłem dziecko z zespołem Dawna. Bawiło się razem z innymi dziećmi i nie zauważyłem by te dzieci traktowały je jak kogoś nienormalnego. Podobnie jest w krajach skandynawskich. Takie postępowanie nie tylko powoduje wzrost tolerancji w stosunku do innych, ale zrozumienie dla ich odmienności.
Nie życzę nikomu z czytelników Forum dziecka z wadami rozwojowymi albo dziecka normalnego, ale innego niż pozostałe dzieci. Bo wtedy albo nauczy się tolerancji, albo dziecko będzie przeżywało piekło za życia.
Stanaszek rozsławił Polskę na świecie będąc przez lata niepokonanym, poprawiając rekordy, wygrywająć punktację Schwartz'a (pierwotna formuła, przed Wilks'em). Dołożył tym samym cegiełkę w budowie polskiego trójboju siłowego i nie można tego nie zauważać. Dobrze się stało, że wziął się za trójbój, a jego nazwisko stało się sławne, bo jego śladem podążyli inni, młodsi i mamy w Polsce mocny trójbój. Oczywiście nie sam Stanaszek przyciągał adeptów trójboju siłwoego, ale jego sława powodowała, że słyszało się, że coś takiego trójbój siłowy istnieje i Polska ma w nim niebagatelne sukcesy.
No i to co wspomniał Darooo. Stanaszek leży płasko na ławce, nie wygina się. Chwyta sztangę stosunkowo wąsko. Jest w 100% uczciwy w wyciskaniu. Przecież do nie dawna nie używał koszulki czy innych gadżetów poza pasem! Wygrywał zawody mając za przeciwników mostkujących zawodników, wyskwipowanych do granic możliwości. Nie można go ganić za to, że natura obdarzyła go i proporcjami, i siłą. Mając je nie ułatwiał sobie bojów sporzętem. Teraz nadeszła tego konieczność, bo są nowi zawodnicy, bardziej wszechstornni, chociaż bez sprzętu nie daliby rady Stanaszkowi.
---
Niunio, wiązania Znojka nikomu nic nie pomogą, jeśli nie będzie odpowiednio przygotowany do mocnego wiązania. Takie wiązania pomagają tym, którzy są na nie przygotowani. Co z tego, że zawodnik będzie mocno zabandażowany, gdy ze strachu nie zrobi przysiadu? Weź za przykład dziewczyny z Ryk. Gdyby ktokolwiek zabandażował im mocno kolana nie wykonałyby żadnego podejścia, bo nie byłyby w stanie ugiąć nóg. Nie są do tego przygotowane siłowo. Sprzęt pomaga tym, którzy mają wypracowaną siłę i psychikę własnie do sprzętu.
Wilk ma dużą, wypracowanę siłę, a zabandażowane kolana są tylko pomocne w uzyskiwaniu wyniku. Dlatego bandaż pomaga.
Jeśli chodzi o omawiany temat, to nadal podtrzymuję, że trener kadry jest w stanie zrobić 900 w trójboju - byłoby to tylko powtórzenie formy, która już miała miejsce. Wrócić do formy jest o wiele łatwiej niż uzyskać ją pierwszy raz. Gdyby forma była wypracowywana przez kilka miesięcy, myślę, że byłby w stanie przekroczyć 900 kg. Ale nie mógłby dotykać się do zawodników w czasie ich startu. A najlepiej przyjść na start w dniu swojego startu. A sami wiecie, że te warunki są nie do spełnienia, jeśli chodzi o trenera kadry.