I jaki na razie wniosek: bjj nie sprawia na mnie na razie wrażenia stylu dobrego do samoobrony. Nie chcę tu nikogo wkurzyć, po prostu stwierdzam to co wiem na podstawie własnych doświadczeń. O walce nigdy pojęcia nie miałem, ale nie jestem też dupa wołowa - raczej wysportowany, choć nie paker. Nie mam zamiaru przestać chodzić na Bjj, bo mam nadzieję, że dopiero z czasem cyklu nauczania dojdą techniki, które uzupełnią ten styl. W każdym razie, z tego co dotychczas się nauczyłem, jestem przekonany w 99% że na ulicy bym sobie nie poradził. Zajęcia z boksu mieliśmy w tych trzech miesiącach 1 (słownie: jeden) raz. Wejścia w nogi - cóż - na "martwym" partnerze jakoś tam wychodzą, ale gdy są sparingi ze stójki, to ani ja nikogo w ten sposób nie obaliłem, ani mnie nikt. A same ćwiczenia w parterze - hmm.. niewątpliwie są skuteczne i nieco się nauczyłem, ale nadal sądzę, że w realnej walce polegałbym na uderzeniach, a nie na zakładaniu dźwigni czy duszeń.
Takie są moje wrażenia. Trzymiesięczna nauka BJJ leszczowi nic (niewiele) da, jeśli chodzi o uliczną samoobronę. Nie znaczy to, że Bjj jest złe/nieskuteczne - mam szczerą nadzieję, że jest dokładnie na odwrót. Sęk jednak w tym, że wbrew propagandzie np.Boruty, wypadki takie, że kobieta po 1-miesięcznej nauce BJJ obroniła się przed facetem to bardziej zasługa przypadku/cudu niż rzeczywistej wartości tego stylu.
P.S. Odpierając spodziewany zarzut powiem, że na zajęcia chodziłem niemal wszystkie, ćwiczyłem na maxa bez obijania się. Jak już zaznaczyłem jestem raczej wysportowany, ale słabo przypakowany i bez jakiegokolwiek pojęcia o sztukach walki. Z tym, że BJJ jest reklamowane jako superskuteczny styl właśnie też dla takich osób.