Generalnie mieszkam w niezbyt ciekawej okolicy, czasem trafiają się tu nieprzyjemne sytuacje. Mi osobiście, choć raczej robię ile się da, by takowych uniknąć zdarzyło się już parę. Dwa razy udało mi się uciec, raz obezwałdniłem napastnika celnym sierpowym, innym razem musiałem siegnąć po nóż, bo było ich dwóch i dopiero odpuścili...
Generalnie trenowałem sobie w życiu parę rzeczy, jakieś muay-thai, trochę bawiłem się w mma, walki nożami, kijami. Specjalistą żadnym nie jestem, ale wiem jak się z tym skutecznie obchodzić.
Do tej pory jakoś na tym bazowałem (czyli schemat ucieczka, ubezwładnienie, ostatecznie nóż, który zawsze mam przy sobie), ale od jakiegoś czasu myślę o jakimś środku wspomagającym. Bo nóż ma to do siebie, że jak człowiek wie jak uderzać to może w przypływie emocji zrobić trochę zbyt dużo krzywdy i mieć potem problem... Poza tym walka nim mimo wszystko wymaga pełnej sprawności ruchowej, a tu przechodzimy do sedna sprawy - czyli kwestii solidnego uszkodzenia kolana, które uniemożliwia mi bieganie, wręcz przenoszenie ciężaru na prawą nogę, co czyni mnie stusunkowo bezbronnym... Operacja dopiero za kilka miesięcy, potem kolejne kilka rehabilitacji zanim będę w stanie normalnie funkcjonować, stąd szukam jakiegoś dodatkowego zabezpieczenia.
Pierwszą myślą jest oczywiście gaz żelowy, choć noszenie takowego na wierzchu jest dość nieporęczne, a schowany w kieszeni, czy gdziekolwiek indziej ma (przynajmniej moim zdaniem) zbyt długi czas dostępu.
Rozmyślałem na pistoletem (atrapą z nabojami gazowymi), w kaburze na szelkach pod pachą - głównie ze względu na efekt psychologiczny, ale z drugiej stony nie wiem, czy faktycznie jest on wystarczający, by zniechęcić/przestraszyć, żeby nie było konieczności używania gazu? Poza tym idzie lato, przy krótkim rękawku to raczej kiepska opcja nosić coś takiego na wierzchu...
Pałka teleskopowa? Gdzieś chyba nawet jeszcze mam jedną, ale to kolejna rzecz, która wymaga poruszania się w ew. starciu, a kolano mi na to nie pozwoli. Nie próbowałem nigdy używać takowej stojąc i próbując po prostu uderzać napastnika, ale sądzę, że byłoby to raczej nieskuteczne?
Paralizator zupełnie odpada. Kwestia zbliżenia się do napastnika, problem jeśli będzie ich dwóch, lub więcej...
Jeśli chodzi o barierę psychologiczną, to raczej została zniesiona podczas pracy w ochronie, gdzie zdarzało się, że trzeba było przejechać gazem po oczach i trzepnąć o podłogę.
Choć oczywiście pojawia się w przypadku noża (zawsze mam przy sobie rozkładaną survivalówkę, a jak jest gdzie schować (kurtka, bojówki) to także Glocka 81), bo już sobie udowodniłem, że po wyciągnięciu go bałem się go użyć, żeby nic nie zrobić poważnego... Na szczęście wtedy sobie odpuścili, ale nie chciałbym sprawdzać czy w innym przypadku byłbym w stanie przeprowadzić skuteczny atak...
Co będzie najlepszym wyjściem w takiej sytuacji waszym zdaniem? Jakie widzicie plusy i minusy poszczególnych opcji?