- Czy drzewo padając w lesie wydaje jakiś dźwięk jeśli nikogo nie ma w pobliżu?
Zapadło to pytanie w pamięć Mistrza i długo szukał on odpowiedzi.
Trapiony niepewnością zasiadł wreszcie pośrodku lasu przed Najstarszym Cedrem, który przeżył całe wieki. Stopniowo pogrążał się Kim-Lan w medytacji, aż osiagnął stan upragniony: był, a zarazem go nie było. W ten sposób czekał latami na upadek Drzewa. Brodę porósł mu mech, zaś we włosach ptaki uwiły sobie gniazda.
Wreszcie nadszedł ten wielki dzień. Cedr zaczął z wolna chylić się ku upadkowi. Majestatyczne konary podążały w absolutnej ciszy na spotkanie z ziemią. Pień giął się bezgłośnie i z wolna zaczynał pękać. Nagle coś chrupnęło i Drzewo z ogłuszającym trzaskiem zwaliło się na Kim-Lana.
- Nosz k*rwa, zauważyło mnie! - zdążył pomyśleć, nim ogarnęła go ciemność.