Mam 17 lat i od około miesiąca jestem na ostrej diecie. Miesiąc temu ważyłem niecałe 97 kg przy 186 cm wzrostu.
Zaczęło się od wyjazdu na wakacje - upał. Przez 2 tygodnie jadłem co popadło, ale tylko 3 posiłki - jak to w hotelu. Codziennie pływałem a temperatura powietrza rzadko spadała poniżej 20 stopni Celsjusza.
Kolejny tydzień to mocna grypa przywieziona z wakacji i jak to u mnie w czasie choroby - brak apetytu. Jadłem bardzo mało, 3 razy zdarzyło się, że tylko 2 skromne posiłki dziennie - ostra głodówka, której nie odczuwałem. No i organizm się przyzwyczaił... Teraz 2 tydzień (bez choroby) ciągnę na 3 skromnych posiłkach (max 1000 kcal na dzień, tłuszcze niemalże całkowicie wyeliminowane z diety, dużo białka, trochę węgli: tuńczyk, twaróg, serek wiejski, ryba, kurczak, jarzyny z patelni co 2 obiad..., ). Do tego powróciłem do treningu (4 razy w tygodniu niby typowa masówka, ale raczej na regenerację przetrenowanych przed wyjazdem mięśni oraz powrót do formy... Trening o średniej intensywności. Do tego 3/4 razy w tygodniu aerobowy przez minimum 30 minut. Na siłownię dojeżdżam rowerem 15 minut w jedną stronę (z górki i pod górkę), 1 godzina tygodniowo na basenie).
Waga obecna? 91 kg.
Tylko mam "MAŁY" problem... Za góra 2 tygodnie chcę z tym skończyć i zacząć przechodzić do normalnego odżywiania i treningu... Możecie mi poradzić jak to zrobić, żeby znowu nie przytyć?
Zdaję sobie sprawę z tego, że parę kg może mi w górę pójść, ale oby jak najmniej.
Jak przejść do zrównoważonej diety stopniowo i rozsądnie?
W dalszej perspektywie (ok. października-listopada chcę zrobić masówkę z kretą/białkiem).
Z góry dziękuję za mądre i pomocne wypowiedzi. Pozdro