A więc sytuacja z peelingiem azjatyckim wygląda tak :
Przede wszytkim jest to peeling ziołowy ! Delikatny wygląd skóry można uzyskać dzięki głębokiemu złuszczeniu naskórka. Odmładza - po złuszczeniu mamy naskórek wygładzony, lepiej napięty. Komórki skóry, wyspecjalizowane w tworzeniu włókienek kolagenowych, zostają pobudzone do działania. Złuszczenie spłyca blizny po trądziku, zwęża pory. Rozjaśnia przebarwienia naskórka. Likwiduje rogowacenie okołomieszkowe - przykrą dolegliwość wyglądającą jak stała gęsia skórka. Jest znakomitym sposobem regeneracji także skóry wrażliwej, suchej (należy je wykonać delikatnie). Może być stosowane nie tylko na twarzy, także np. na dłoniach, plecach, dekolcie. Jest stosunkowo mało bolesne. Preparat złuszczający jest mieszanką kilkunastu ziół. Najważniejsze z nich to Arabat soma asiatica , dlatego zabieg bywa nazywany peelingiem azjatyckim. Inna popularna nazwa - Green Peel, "złuszczanie zielone" pochodzi od koloru ziół. Podany niżej opis doznań towarzyszących złuszczaniu może być dla wielu czytelników odstraszający. Warto się jednak przemęczyć przez kilka dni. Dowodzą tego komplementy na temat pięknego wyglądu skóry, które zbiera każdy, kto zaryzykował poddanie się zabiegowi.
Dzień pierwszy
W gabinecie kosmetycznym, po zmyciu twarzy i szyi preparatem dezynfekującym, rozpoczyna się masaż - wcieranie
papki z ziół. Początkowo odczuwamy coś w rodzaju tarcia piaskiem. Po kilku minutach skóra robi się bardzo gorąca, nasila się uczucie pieczenia. Z ulgą witamy koniec masażu, który jest dość bolesny. Twarz i szyja pokryte zostają kompresami z gazy, nasączonymi wyciągiem ziołowym. Pod nimi pieczenie łagodnieje. Zabieg kończy się rozprowadzeniem na twarzy i szyi maści, pod wpływem której powraca uczucie gorąca. Skóra piecze i jest napięta. Wieczorem pieczenie maleje, a wyglądamy jak po lekkim oparzeniu słonecznym.
Dzień drugi
Skóra jest bardzo napięta, obrzmiała, przy dotyku odczuwamy lekkie kłucie. Naskórek wokół ust zaczyna pękać. Ulgę przynosi każdorazowe posmarowanie skóry maścią, w którą zaopatrzyła nas kosmetyczka. Denerwujące jest swędzenie, bo oczywiście nie można się podrapać.
Dzień trzeci
Mija uczucie kłucia. Skóra nadal lekko piecze i swędzi. Tego dnia wyglądamy najgorzej - czoło jest zmarszczone jak u osoby w bardzo podeszłym wieku. Dół twarzy i szyja przypominają spękaną skórkę ziemniaka ugotowanego w mundurku. Wpadamy w "dołek psychiczny" - normalna reakcja po głębokim złuszczeniu.
Dzień czwarty
Widać większe obszary złuszczonych miejsc i nowy ładny naskórek. Należy zraszać twarz i szyję letnią wodą oraz ziołowym tonikiem, otrzymanym od kosmetyczki. Nareszcie poznajemy się w lustrze.
Dzień piąty
Ponowna wizyta w gabinecie kosmetycznym. Zabieg składa się z nawilżenia skóry, masażu i maseczki. Po jej zdjęciu, cera jest delikatna i gładka w dotyku, lekko zaróżowiona. W niektórych miejscach uwidoczniły się naczynka krwionośne. Wygląda jak muśnięta wiosennym słońcem.
Po kilku dniach rumień blednie. Skóra upomina się o odżywianie, chłonie nieskończoną ilość odżywczego kremu, który należy aplikować nawet kilka razy dziennie. Z perspektywy czasu nasze odczucia nie wydają się straszne, a wyglądamy kilka lat młodziej. Za takie odmłodzenie musimy zapłacić 400 - 500 zł.
^~.:WITAM!JESTEM TU NOWA!:.~^