Kilka tygodni temu robilem klate i przy wyciskaniu strzelilo jakby mi cos w szyi i zaczelo bolec juz na treningu. Ale pomyslalem ze dokoncze i to byl moj blad.
Po silowni mialem juz taki ból ze ledwo wsiadlem do samochodu. Nie moglem w ogole ruszac szyja i prawą reka bo czulem straszny ból.
Nasmarowalem mascmi, typu nurofen i z dnia na dzien po tygodniu ból przeszedl, ale do tej pory (ciagnie sie juz 3ci tydzien) mam cos takiego jak moze czasami miewacie, jak sie zle spi, to potem tak szyja boli przy skrecaniu. Ból jest znosny, raczej powiedzialbym ze jest taki no meczacy juz. Bylem u rodzinnego a to durne babsko rozklada rece i nie wie co ma robic, mowi ze przejdzie. Rozumiem po paru dniach ok. Ale to juz kilka tygodni mija a ona pali jana ;/ szkoda gadac. Jak myslicie co moze byc tak ?
Probowalem ostatnio cos tam pomachac i na drugi dzien po cwiczeniach troche mnie bolalo.
Dodalem zdjecie zeby pokazac gdzie mniej wiecej mnie boli. To jest taki przeszywajacy ból przy pochylaniu glowy w dół i tylko kiedy obracam ja w niektorych kierunkach. Tak jakbym cos mial przestawione nie wiem.
Impossible Is Nothing
Pomogłem ? Daj SOG'a :)