SUPER EXPRESS
"Mordobicie w klatce
Inżynier elektronik jak bestia skatował karatekę
- Z kolana mu, lutuj! W ryja! - wrzeszczeli kibice. Zwycięski Jakubowski nawet nie zauważał, że rywal poddał mu się, klepiąc ręką w matę. Wciąż tłukł powalonego. Dopiero sędzia przerwał jatkę.
Foto / Piotr Liszkiewicz
Jakiś diabeł wstąpił w Jakubowskiego (u góry) i lał bez opamiętania powalonego rywala
Warszawa- Kiedy ludzie zaczęli krzyczeć, coś we mnie wstąpiło. Nie wiem co się ze mną działo - tłumaczy zwycięzca.
To jest właśnie vale tudo, sport, w którym jedyną regułą jest brak reguł. Kiedy za zawodnikami zamyka się klatka, wiadomo że o własnych siłach wyjdzie z niej tylko jeden. Vale tudo zawitał także do Polski.
Do niepozornego budynku z napisami "magazyn spożywczy" i "sala zapasów" trafili tylko wtajemniczeni. Atmosfera podziemia i nielegalnych walk. Na sali nie ma jupiterów, mrugają nieliczne jarzeniówki, ale za to po środku stoi metalowa klatka, w której zawodnicy skaczą sobie do gardeł. Publiczność wyraźnie czeka "na krew". Zaczyna się pierwszy turniej vale tudo w Polsce.
Do klatki najpierw wchodzi Jarosław Stachera, 24-letni... inżynier informatyk. To typ twardego chłopaka wychowanego na warszawskim Bródnie. Na co dzień wyluzowany. Potem pojawia się za kratkami Marcin Bartosiuk, spec od karate kyokushin.
Coś w niego wstąpiło
Bartosiuk to "kawał byka", potężna klata, łapy jak bochenki chleba. Po sygnale sędziego od razu rozpoczyna się łomot, w którym nie ma żadnej bokserskiej finezji. Po wymianie sierpowych okazało się, że nie taki karateka straszny, jak wygląda. Stachera łapie go wpół i "częstuje" kolanem w twarz, a następnie rzuca o kraty, aż klatka trzeszczy. - Jarek, kończ gościa! - krzyczą widzowie dopadając krat.
Walka nie trwa nawet trzech minut. Jarek kończy ją demolując przeciwnika serią kopnięć i uderzeń. Po ostatnim, w szczękę, Bartosiuk padł na matę.
Następna walka to popis akrobatycznych wyczynów. Zaczął się od "kulania" po macie w twardych uściskach. Jeden zakładał dźwignię na rękę, drugi - dusił nogami za gardło. Część publiki, wyjąc, doskakuje do klatki, gdy Grzegorz Jakubowski rzuca przeciwnikiem o kraty, dosiada okrakiem i zaczyna okładać seriami uderzeń w twarz.
- Z kolanka mu, lutuj! W ryja! - słychać było okrzyki.
Przyciśnięty do kraty przeciwnik przyjmuje ciosy z pokorą. Głowa odlatuje mu to na prawo, to na lewo. Po kilkudziesięciu sekundach poddaje się, klepiąc w matę. Zwycięski Jukubowski jakby tego nie zauważał, nadal z zapamiętaniem tłucze przeciwnika. Od ofiary odrywa go dopiero sędzia.
- Nie wiem, co się stało - mówi po walce zwycięzca. - Nigdy wcześniej nie walczyłem przy publiczności. Kiedy ci ludzie zaczęli krzyczeć, coś we mnie wstąpiło, nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.
Brudne chwyty
Turniej skończył się po kilku walkach, zabrakło bowiem zawodników. Nie dojechali. Publiczność odchodzi nienasycona.
- W paru takich turniejach chcemy wyłonić najlepszych chłopaków w Polsce, którzy po "obiciu się" mogliby powalczyć na światowych arenach - twierdzi Mirosław Okniński, trener vale tudo i organizator turnieju. - Marzy mi się, żeby w Polsce powstała liga z prawdziwego zdarzenia, z telewizją, z gwiazdami. Mamy paru chłopaków, którzy już teraz chętnie przyjmą wyzwanie od gwiazd boksu czy mistrzów karate albo aikido.
Vale tudo, czyli "wszystko uchodzi"
Techniki zapaśnicze też są dozwolone, tak samo jak chwyty za krtań
W walce w klatce rzeczywiście wszystko jest dozwolone, ograniczenia fauli są bardzo skromne - zakaz gryzienia, wkładania palców do oczu, uszu, ust i nosa oraz chwytania palcami za krtań. To taka mieszanina brazylijskiego jiu-jitsu, zapasów, judo oraz tajskiego boksu.
- Wszystkie chwyty, kopnięcia i uderzenia były sprawdzone w realnej walce. Powstały gdzieś w spelunach i zaułkach Sao Paulo. To esencja skuteczności w brudnej walce, na brudne chwyty - mówi Mirosław Okniński.
Walki w klatkach, szczególnie popularne w Japonii i Ameryce Południowej, przyciągają po kilkadziesiąt tysięcy widzów. Gaże gwiazd dochodzą do kilkuset tysięcy dolarów."
Leniwy i d****ny Kain
HIT Jedi
www.mma.sfd.pl