Na słynnym Nepstadionie gospodarze nie zapewnili dziennikarzom biura prasowego. Konkretnie mówiąc, brakowało pomieszczenia, w którym można byłoby usiąść, napić się herbaty, podłączyć laptopa itd.
Po zakończeniu spotkania oddzielono ich od piłkarzy, tak skutecznie, że ledwie zdążyli dopaść kadrowiczów przed autokarem. Jeden z miejscowych ochroniarzy podszedł do grupy polskich dziennikarzy rozmawiających z Andrzejem Niedzielanem i zaczął brutalnie ich odpychać (żeby zrobić miejsce dla jakiegoś Węgra idącego korytarzem). Bez słowa uprzedzenia. Zapewne nie znał, podobnie jak wielu jego rodaków, żadnego słowa po angielsku. Po co" Podstawówka wystarczy, żeby zatrudnić się w zaszczytnej roli ochroniarza.
Przedstawiciele Węgierskiej Federacji Piłkarskiej nie wydali żadnego programu meczowego. Zapomnieli o drobnej książeczce, którą rozdaje się nawet podczas meczów polskiej drugiej ligi.
Po meczu przedstawiciele prasy otrzymali wydruk, opisujący mecz akcja po akcji: 1 min. - A lengyel valogatott kezdte a merkozest. 2 min. - Bal oldali magyar akcio vegen Dardai kisse... I tak dalej.
Znacznie większym skandalem było jednak zachowanie kilku tysięcy węgierskich kibiców w trakcie meczu i tuż po jego zakończeniu. Po zdobyciu wyrównującego gola jeden z nich krzyknął coś w kierunku polskich dziennikarzy, po czym pokazał na palcach "trójkę" (że niby strzelą nam trzy gole) i charakterystyczny gest oznaczający ścięcie głowy (że niby naszych głów).
Po ostatnim gwizdku sędziego zapanowała cisza, po czym w kilku sektorach gospodarzy nastąpił ogromny wybuch radości. Powód? Miejscowi fani dowiedzieli się właśnie o porażce Szwedów, co oznaczało oczywiście wykluczenie biało-czerwonych z dalszych gier.
Pozdro - Tomek
Pozdrawiam - Tomek