Na wstępie pragnę napisać że jestem fanem F.C Barcelony. Sympatyzuje z nimi już kilka ładnych lat, dokładnie od 1999 roku.
Początkowo moje kibicowanie można powiedzieć było sezonowe, ponieważ zainteresowałem się tym klubem, gdy wygrał rozgrywki ligowe. Spodobała mi się ich ofensywna gra, to że strzelali dużo bramek. Poza tym była tam tzw. "kolonia holenderska" z van Gaalem na ławce, a ja po MŚ świata we Francji bardzo polubiłem Pomarańczowych. Niestety po sezonie przyszedł kryzys mojego kibicowania. Złożyło się na to kilka czynników, m.in. to że odszedł Luis Figo, a na dodatek do znienawidzonego Realu.
Sezon następny nie był udany, Duma Katalonii zajęła dopiero 4 lokatę i to dopiero w ostatniej kolejce po pamiętnym hat-tricku Rivaldo i bramce w ostatniej minucie, która dała remis z Valencią. Barca nie odnosiła znaczących sukcesów przez kolejne trzy lata. A ja jako 13 latek chciałem się pochwalić sukcesami swoich pupili przed kolegami, niestety nie było czym. Mimo to nie załamywałem się, bo przecież sukcesy rodzą się w bólach.
Przełom nastąpił, gdy do klubu zawitał obecny prezes Joan Laporta, zatrudniając głodnego sukcesów trenerskich Holendra - Franka Rijkaarda. Laporta obiecał sprowadzenie wielkiej gwiazdy, mianowicie Davida Beckhama. Niestety nie udało mu się to, a sam zainteresowany wzmocnił wspomniany już wcześniej Real. To był kolejny policzek który musiałem przyjąć. Na osłodę prezes sprowadził młodego-gniewnego Ronaldinho. Początkowo nie znałem dobrze tego gracza, lecz po pierwszych jego meczach w Granatowo-Bordowych barwach zapomniałem o Angliku i wiedziałem, że to on w przyszłości pociągnie ten wózek. W pierwszym sezonie Roni z ekipa nic nie wygrał, ale miałem nadzieje ze następne rozgrywki będą przełomowe. Nie zawiodłem się. Po sprowadzeniu takich gwiazd jak: Eto'o, Deco, czy Giuly moja ukochana Blaugrana wreszcie cieszyła się ze zwycięstwa w rozgrywkach ligowych, a ja razem z nią.
Kolejny sezon, mianowicie 2005/2006, był tym na którego czekałem tak wiele czasu. Barca zarówno w lidze, jak i w LM szła jak burza nie dając szans rywalom. Po drugim z rzędu tryumfie w Lidze, przyszedł czas na LM. Po zwycięstwie w dwu meczu nad Ac Milan moje marzenia się spełniły. Mogłem obejrzeć Barce na żywo w finale LM!
To spotkanie pamiętam jak dziś. Mecz nie zaczął się szczęśliwie. Mimo gry w przewadze Katalończycy stracili bramkę. Na odpowiedz musiałem czekać aż do 75 min. A do tego czasu zjadłem wszystkie paznokcie. Wtedy kamień spadł mi z serca. Lecz to co najlepsze miało dopiero nastąpić. W 81min. piłkę wymienił Beletti z Larssonem. Brazylijczyk po otrzymaniu podania wpadł w pole karne i z ostrego kąta wpakował piłkę do siatki. Po tym strzale wpadłem w euforie! Nie mogłem w to uwierzyć, a to jak się cieszyłem nie da się opisać. Ten, jakże genialny sezon spowodował to, że nie wyobrażam sobie kibicowanie innej drużynie niż Barcelona.
Ubiegły sezon zakończył się klapą. Blaugrana nie wygrała ani LM, ani Ligi. Ale tak chyba musiało się stać. Po magicznym sezonie, przyszedł czas porażki.
Wnioskując po bardzo przemyślanych transferach, widać że zarząd chce kolejnych trofeów. A ja mam nadzieje, że nowi głodni sukcesów zawodnicy, a także "stara gwardia", podrażniona ostatnimi niepowodzeniami, stworzą zespól któremu nikt się nie oprze. Wierze w to, a wiara czyni cuda...