Jak dotąd bilans Salaverry’ego wynosi 11-4. W UFC jest to 3-2 : wygrane z Riggsem, Fryklundem, Semenovem…przegrał jedynie ostatnią walkę z Marquardtem oraz z zawodnikiem Team Quest Mattem Lindlandem.
Komentarz Salaverry’ego: „Przegrana była z mojej winy i tylko z mojej. UFC dało mi ważną walkę, a ja okazałem zbyt wiele szacunku dla przeciwnika. Co zrobić. (...) Był to taki sam kontrakt z UFC jak każdy inny. Jeśli przegrasz, mogą zerwać umowę. Powiedziano mi, że mogę jeszcze kiedyś zostać zaproszony w przyszłości i jak dla mnie to jest ok. Bardziej mam pretensje do siebie samego, niż do kogokolwiek innego".
------------
Ja osobiście uważam, że to zagrywka poniżej pasa. Salaverry to dobry zawodnik i jedna walka niczego tu nie zmienia. Zresztą ta walka (może ktoś oglądał?) wcale nie była specjalnie nudna. Owszem, ciekawa też może nie, nie działo się wiele. Ale była to typowa wojna strategiczna. No ale oczywiście prymitywna publiczność UFC wciąż buczała na nich. Według mnie było to żenujące. Podobnie jak komentarze na sherdogu na temat tej walki. Doszło nawet do tego, że w ankiecie na najnudniejszą „walkę główną" wszechczasów była opcja Salaverry-Marquardt. Gdyby to była najnudniejsza „główna walka" w historii to moglibyśmy czuć się szczęśliwcami!!! Moim zdaniem Dana White (którego nigdy nie lubiłem) dał ciała. Mam nadzieję, że PRIDE podpisze kontrakt z Salaverrym, bo warto. Mógłby nawet wystartować w GP. Myślę, że Japończycy - którzy bądź co bądź umieją docenić wysokie umiejętności - by się na nim nie zawiedli. Ponadto Salaverry to człowiek z klasą, który nie narzeka i zawsze wypowiada się z szacunkiem o przeciwniku czy kimkolwiek innym (widać to choćby na podstawie powyższego fragmentu; dla zainteresowanych polecam wywiad z nim, który niedawno spostowałem).
Źródło: http://www.mmaweekly.com/absolutenm/templates/dailynews.asp?articleid=403&zoneid=1