Postanowiłem założyć coś w rodzaju dziennika treningowego właśnie tutaj, dlaczego?, bo bardzo lubię Firmę jak i całą markę Trec. Towarzyszy mi od początku mojej przygody z żelaznym sportem, ale do sedna.
Moja przygoda zaczęła się trochę ponad trzy lata temu. Długo zastanawiałem się czy to jest na pewno to co chce robić i czy na pewno chcę podążać taką ścieżką życiową. O moich rozterkach postanowiłem powiedzieć mojemu tacie, który w tym czasie regularnie ćwiczył na jednej z Bytomskich siłowni. Oczywiście usłyszałem że mam sobie dać z tym spokój bo to nie dla mnie i że nie dam rady.
No cóż podziałało to jak płachta na byka i decyzja zapadła natychmiast, przez zaciśnięte zęby wyszeptałem „jeszcze zobaczymy”.
I tak się to wszystko dość nietypowo zaczęło, startowałem z kosmicznej wagi 62kg
Teraz jak tak patrzę na to zdjęcie to rozumiem doskonale czemu ojciec powiedział mi że to nie dla mnie (Oświęcim i tyle).
I tak powoli budowałem swoją sylwetkę, jakieś 6 miesięcy później ważyłem już 74kg. Wierzcie mi mimo całkiem nie najgorszej diety nie były to czyste kilogramy, ale przecież na początku każdy ćwiczący jest najmądrzejszy i sam wie najlepiej co jest dla niego dobre.
Mijały kolejne miesiące a ja co chwile przekraczałem kolejne magiczne dla mnie granice wagowe. W międzyczasie były jeszcze jakieś mniej lub bardziej udane redukcje i tak doszedłem do Lutego 2012. Byłem na masie al’a Lee Priest:D ważyłem 85kg, poznałem wtedy ciekawą osobę, brązowego medalistę mistrzostw polski w klasyku do 185cm. Przy pierwszej rozmowie zaproponował mi żebym wystartował razem z nim ma mistrzostwach Śląska. Jak się później okazało propozycja ta była lekkim żartem z jego strony bo po pierwsze wyglądałem jak lukrowany pączek a po drugie do zawodów zostało 10,5 tyg.:). Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariata ale ja się już zdecydowałem.
Swój organizm znam całkiem nieźle i doskonale wiem że nawet przy niskim bf’ie wyglądam mało imponująco ze względu na dużą ilość wody pod skórą, więc przez te 10 tyg. zagryzałem zęby przy każdej wizycie przed lustrem i robiłem swoje. Pewnego dnia około tygodnia przed startem, spojrzałem w lustro i wiedziałem już że wstydu nie będzie :D.
Wszystko szło super wiedziałem że będę miał lekka niedowagę (startuje w klasyku do 171cm)
Ale jakoś się tym nie przejmowałem. Oczywiście coś musiałem spaprać no ale przynajmniej dostałem nauczkę na przyszłość, za mocno się odwodniłem mięśnie zaczęły puszczać wodę która dostała się pod skórę. Wyglądałem jakbym przez ostatnie 2 dni nic nie jadł:/, mały płaski i gąbczasty. Na szczęście sędziowie byli bardziej wyrozumiali i ostatecznie ważąc na scenie 69kg zająłem 7 miejsce tylko o punkt przegrywając wejście do finału.
Tydzień później ma mistrzostwach Polski było już znacznie lepiej. Poprawiłem błędy w pozowaniu a samo ładowanie i odwadnianie przebiegło już prawie po mojej myśli, waga na scenie 70,5kg. Zająłem 10 miejsce co było dla mnie dobrym wynikiem, zwłaszcza że pokonałem zwycięzcę zeszłorocznych debiutów :D.
W tym roku ten sam zestaw imprez, najpierw mistrzostwa Śląska, potem Polski. Myślę że dobrze przepracowałem sezon masowy i mimo dość poważnej kontuzji pleców powinienem ważyć na scenie koło 72kg, ale co z tego wyjdzie zobaczymy już za 2 tyg. w Żorach.