Idac po ulicy z kolegami (było nas razem 4) zobaczyliśmy kolesia okładanego przez grupe ok 10 osób - widok bardzo nieciekawy, koles co chwile łapał kopy na ryj
... nie zatanawiając sie zbyt długo któryś z kumpli rzucił pytanko ratujemy go? odpowiedz byla TAK, odstawiliśmy na bok co trzeba i ruszyslismy do ataku, dobieglismy do kolesi i zaczelismy ich nap*****lać - cała akcja odbyła się w dzień na najbardziej 'ogleganej' ulicy Łodzi, czyli Piotrkowskiej gdzie o policje można sie wy***ać (kto był to wie)... oprawcy po chwili uciekli, ale stwierdzilismy ze calkiem niezle nam poszlo i ruszylismy za nimi. Kolesie dobiegli do swoich znajomków (razem bylo ich z 15-stu)i zaczeli cos flugać. Po raz kolejny bez wiekszego zastanawiania (stupid)ruszylismy na nich...bez jaj, nie żartuje ale troche jak samobójstwo to wyglądało (kolesie byli dosyć konkretni), ale poszło jakl po maśle. Dorwałem tego koleżke co najwięcej gadał i się rzucał zapoznałem go z tzw. łokietkiem (królem Polski oczywiscie)i prawym sierpowym i panowie zaczeli tłumaczyć się jak dzieci!!! Jak sobie tak pomyśle że wystarczyła by połowa z nich żeby nas przekopać jak tamtego gościa to zle mi sie robi... ale co tam morda nie szklanka
... mam nadzieje że jeśli kiedykolwiek znajde się w sytuacji tego kolesia
(oby nie) to znajdą się tacy idioci jak ja i mi pomogą. Przerażający jest fakt ilu ludzi się temu przyglądało i nikt dupy nie ruszył...POZDRAWIAM


