http://www.se.pl/iso/dzisiaj/Magazyn/reportaz_week/reportaz_week_5.shtml
Na wszelki wypadek cały artykuł poniżej bo pewnie po dzisiejszym dniu zniknie z witryny Super Expresu
Wojownicy w klatkach
W vale tudo zasada jest prosta: Kiedy za zawodnikami zatrzaskuje się klatka wiadomo, że o własnych siłach wyjdzie z niej tylko jeden. Ten brutalny sport zawitał już do Polski.
Vale tudo, to walka bez reguł. Zakazane jest tylko gryzienie, uderzanie w genitalia i ciosy w krtań. Wskazane - chamskie nadziewanie przeciwnika na kolano czy knajackie uderzenie "z główki".
W klatce stosuje się chwyty, kopnięcia i uderzenia sprawdzone w realnej walce. Wymyślono je w najgroźniejszych spelunach i zaułkach Sao Paulo.
Kiedy dwa lata temu Mirosław Okniński z Warszawy opowiadał znajomym, że zajmie się walkami w klatkach, ci pukali się w czoło.
- A jednak chwyciło - stwierdza Okniński. - Dziś w Warszawie trenuję grubo ponad sto osób. A do vale tudo zachęciłem tak znane osoby jak*********ący sumo Sławomir Luto, czy mistrz judo Paweł Nastula, który kilka razy zmierzył się ze mną w walce - dodaje. Okniński, w telewizji, na oczach telewidzów, rzucił wyzwanie samemu Przemysławowi Salecie, ale gwiazda nie odpowiedziała. Może była zajęta przygotowaniami do walki z Andrzejem Gołotą (z której Andrew koniec końców się wycofał), a może po prostu Saleta nie oglądał tego programu.
Brudne chwyty
Vale tudo narodziło się na ulicach Brazylii i z portugalskiego znaczy dosłownie "idzie wszystko". Walka w klatce rzeczywiście "idzie na wszystko", bo ograniczenia są bardzo skromne - zakaz gryzienia, wkładania palców do oczu, uszu, ust i nosa oraz chwytania palcami za krtań. Vale tudo to przedziwna mieszanina zapasów, judo, brazylijskiego jiu-jitsu, taiboxingu. Skaczący sobie do gardeł zamknięci w klatce mężczyźni to widok jakby żywcem wzięty z mrocznych scen tak ukochanych przez reżyserów rodem z Hongkongu.
- Wszystkie chwyty, kopnięcia i uderzenia były sprawdzone w realnej walce. Powstały gdzieś w najgroźniejszych spelunach i zaułkach Sao Paulo. To esencja skuteczności w brudnej walce, na brudne chwyty - opowiada Okniński.
Klatka jak brama
Na świecie pojedynki vale tudo są coraz bardziej popularne. Tym bardziej że przyjęło się, że zawodnicy biją się nie na ringu, ale w metalowej klatce. W Japonii na takie show przychodzi po kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wyzwanie do walki podejmują najwięksi mistrzowie judo, sumo czy taekwondo.
W Warszawie, póki co, jest skromniej. Klatka stanęła w obiektach Legii przy ul. Powązkowskiej. Do niepozornego budynku z napisami "magazyn spożywczy" i "sala zapasów" trafią tylko wtajemniczeni. Same treningi mają w sobie coś z atmosfery undergrundu. Nie ma prysznica ani szatni, w sali świeci się co druga żarówka, a dla rozgrzewki przygrywa stary, zakurzony magnetofon.
- Głównym celem szkolenia, który stawiam sobie w moim klubie jest poczucie bezpieczeństwa na ulicy u moich uczniów. Klatka, w której się biją to taki symbol ciemnej bramy, w której obstąpią cię menele, żeby wymusić pieniądze na wino. W takiej sytuacji nie zawsze oddanie drobnych ratuje skórę - Okniński do walk w klatce dorobił całą ideologię. Przekonuje: - Dlatego przychodzą do mnie 15-letni chłopcy, od których w szkole ściągano haracz. Ludzie, którzy boją się bandy dresiarzy stojącej pod domem. Prawnicy, lekarze, przedsiębiorcy, a nawet policjanci i strażnicy miejscy.
Krawaciarz na macie
30-letni Jacek Foltyn, koordynator sprzedaży w firmie komputerowej, na trening przyszedł w eleganckim garniturze. Rozluźnia krawat, zrzuca marynarkę, zakłada białe kimono.
- Do klatki wiedzie bardzo długa droga - śmieje się. - Trzeba najpierw zostawić na macie sporo potu. Poznać wszystkie triki, bo bez opanowania specyficznej techniki walki nawet zwykłe nadzianie przeciwnika na kolano jest trudne. A przecież nikt sam nie nadstawi pyska do bicia.
Foltyn przed laty trenował judo. Jest częstym bywalcem siłowni, ale, jak twierdzi, trening siłowy zrobił z niego kwadratowego robota.
- Byłem cały spięty. Nie potrafiłem się ruszać. Dopiero "kulanie się" po macie przywróciło mi sprawność. To mnie odmładza co najmniej o 10 lat.
- Biłeś się w klatce? - pytamy.
- Ledwo cztery razy - odpowiada. - Na co dzień pracuję w biurze. Nie wypada mi przyjść do klienta z podbitym okiem czy wybitym zębem. Ale cenię sobie te doświadczenia. W klatce i na macie daję upust całej swojej złości i agresji. Potem przychodzi całkowity spokój i opanowanie. Kiedyś na ulicy zaczepiło mnie trzech meneli szukających mocnych wrażeń. Powiedziałem wtedy: "Panowie, nie szukam zwady. Dajcie spokój albo was pozabijam". Odpuścili.
Chce być gwiazdą
Nie wszyscy zadowalają się tylko samoobroną. 24-letni Jarosław Stachera (inżynier informatyk) marzy o tym, by zostać bożyszczem tłumów. To typ twardego chłopaka wychowanego na warszawskim Bródnie.
- Dwa lata temu zobaczyłem pojedynki vale tudo na jakimś zagranicznym kanale w kablówce. Wtedy interesowałem się brazylijską capoeirą, kick boxingiem, ale walki w klatce wbiły mnie w fotel - opowiada. - W vale tudo pociąga mnie to, że walka nie ogranicza się tylko do pojedynku pięściarskiego, ale także są to zapasy w parterze, rzuty, zakładanie dźwigni w celu wyłamania stawów, duszenie. Masz w rękach cały arsenał rozmaitych broni.
Obecnie jest jednym z najsprawniejszych wojowników vale tudo.
- Za dwa lata puszczę cię na jakiś turniej - klepie go po ramieniu Okniński. W Polsce nikt nie organizuje, co prawda, jeszcze żadnych mistrzostw, ale na świecie zwycięzcy turniejów zarabiają duże pieniądze. Może więc i u nas znajdzie się drugi Ziggy Rosalsky (menedżer Gołoty) "od walk w klatce", który wyczuje w tym dobry biznes.
Póki co trening, trening i jeszcze raz trening.
Leszek, student pierwszego roku psychologii, ma około 170 cm wzrostu, ale za to dynamit w nogach. Gdy wchodzi do klatki, daje pokaz swoich akrobatycznych umiejętności. Jednym skokiem uwiesza się nogami na szyi Jarosława Stachery, dusi go łydkami, a dodatkowo zakłada dźwignię na rękę.
Oknińskiemu płoną oczy: - Masz dowód, że vale tudo działa na wszystkich - komentuje. - Nawet niewielki wzrostem chłopczyna może jednym chwytem udusić albo połamać kości 90-kilogramowemu osiłkowi.
W tym momencie rozlega się dzwonek telefonu komórkowego. Okniński musi lecieć na kolejny trening. Tym razem ma przyuczyć kilku VIP-ów z wojska. Szkolenie z technik samoobrony zamówiła też znana osobistość z TVP.
Tomasz Molga