Od pewnego czasu trwa polemika (nie tylko na łamach OMiI) na temat jakości szkoleń pracowników ochrony fizycznej i pracowników zabezpieczenia technicznego. Co niektórzy poddają w wątpliwość sens jakichkolwiek szkoleń skoro stawki za usługi w branży ochrony są takie jakie są. Ponadto, jak doświadczenie przynajmniej ostatnich 10 lat wskazuje, klientowi również nie specjalnie zależy na przygotowaniu zawodowym pracownika ochrony fizycznej tudzież pracownika zabezpieczenia technicznego, gdyż jedynym wskaźnikiem wyboru usługodawcy jest jak najniższa cena za świadczoną usługę.
To między innymi, a właściwie przede wszystkim, dążenie zleceniodawców do minimalizacji kosztów powoduje, że zarówno pracownicy ochrony fizycznej jak i zabezpieczenia technicznego prezentują w większości tak mierne przygotowanie zawodowe.
Trzeba pamiętać, że funkcjonuję tu „system naczyń połączonych". Zleceniodawca płaci marne grosze za usługę co powoduje, że pracodawca nie dysponuje żadnym funduszem na szkolenia więc nie realizuje żadnych zadań szkoleniowych ani nie pokrywa kosztów szkoleń zewnętrznych, w których ewentualnie mógłby uczestniczyć jego pracownik. Te minimalne, a wręcz głodowe stawki płacone usługodawcy przekładają się wprost na minimalne, a niekiedy uwłaczające nawet godności wynagrodzenia dla pracowników. Jest to przyczyna braku własnej inicjatywy pracowników w podwyższanie swoich kwalifikacji zawodowych.
Całości obrazu dopełnia przekonanie pracowników, że nie warto się szkolić bo koledzy „po kursach" zarabiają tyle samo, a wydają dodatkowo pieniądze na jakieś tam nikomu nie potrzebne szkolenia.
Po prostu obraz nędzy i rozpaczy.
Braki w wyszkoleniu i wykształceniu widać prawie na każdym kroku. Rzesze osób zatrudnianych tak ad hoc, prosto z ulicy, na umowę zlecenie lub umowę o dzieło, nie mających zielonego pojęcia o specyfice zawodu, o zadaniach, o roli o wyzwaniach jakie staja przed pracownikiem ochrony fizycznej czy też zabezpieczenia technicznego, pracują w tym zawodzie bo akurat nie trafiło się w tym miesiącu nic atrakcyjniejszego. Rzesze nielicencjonowanych pracowników, którzy niekiedy nawet nie słyszeli o funkcjonowaniu takiej ustawy jak ustawa o ochronie osób i mienia. Rzesze niedouczonych, niewykwalifikowanych, nieprofesjonalnych. Pół biedy jeżeli niektórzy z nich mają choć odrobinę dobrych chęci i przyzwoitości. Masa ludzi nie zdająca sobie sprawy ze swoich praw, a co gorsza z obowiązków, odpowiedzialności i ryzyka zawodowego.
Szokujące kiedyś były dla mnie sytuacje, w których instalator systemu alarmowego okazywał się złota rączką, która to (jak w kółko powtarzam) raz flizy położy innym razem instalację elektryczną, wczoraj instalował system sygnalizacji włamania i napadu w kantorze, a dzisiaj u sąsiada muszlę klozetową przetyka.
To było szokujące. Ale w związku z tym, że stało się codziennością, przestało szokować.
Przestało szokować również to, że opinię, o projekcie systemu sygnalizacji włamania i napadu przygotowanym przez licencjonowanych pracowników zabezpieczenia technicznego, którzy dodatkowo ukończyli kilka specjalistycznych kursów zawodowych, posiadają m. in. autoryzację TECHOM-u i ukończone studia kierunkowe, opiniuje .... konserwator. Pan Henio, co to klamkę dokręci, gwoździka przybije, żarówkę zmieni. Bo, według słów zleceniodawcy, zna się na wszystkim.
Przestało szokować to, że system TV dozorowej instaluje firma elektryczna wykorzystująca w tym celu powiązania ze szkołą średnią o profilu elektroenergetycznym i ten system wykonują uczniowie tej szkoły w ramach pracy dyplomowej. Oczywiście oni pracują za darmo. Firma bierze kasę. To, że sprzęt lichutki to nie koniecznie wina firmy instalacyjnej bo klient przeznaczył na to jakiś mały lub jeszcze mniejszy budżet ale to, że „instalatorzy" nie mają zielonego pojęcia o zasadach współistnienia pracownik ochrony fizycznej - systemy zabezpieczeń technicznych to już na pewno wina tejże firmy. Toteż trudno się dziwić, że widać, że „coś" weszło do obiektu i się po nim porusza. W niektórych miejscach nawet da się ustalić, że to prawdopodobnie mężczyzna bo kobiety rzadziej posiadają łysinę. A podobno założeniem systemu miała być identyfikacja osób poruszających się po wydzielonych strefach obiektu.
Nie lepiej jest z ochroną fizyczną obiektów. Przetarg na ochronę obiektu o szczególnej wartości kulturowej wygrywa firma, której zarząd nie tylko, że pierwszy raz słyszy o tym, że jej przedstawiciel powinien legitymować się zaświadczeniem o ukończeniu, organizowanego przez Ośrodek Ochrony Zbiorów Publicznych, szkolenia z zakresu organizacji ochrony fizycznej obiektów i obszarów posiadających szczególną wartość kulturową oraz muzeów i innych obiektów, w których gromadzone są dobra kultury, to nigdy nie słyszał o takim Ośrodku i nie będzie przejmował się „jakimiś tam dyrdymałami".
Znam przypadki, w których ochronę fizyczną osób realizują ludzie, którzy wprawdzie posiadają licencje pracownika ochrony fizycznej lecz na temat ochrony osób pojęcie mają nawet nie mgliste. Jak sami przyznali, na kursie puszczono im „film przegrany z kanału Discovery ale oglądali też „Bodyguarda" i „Na linii ognia", więc wiedzą jak to trzeba robić".
Nic tylko siąść i płakać.
Jak już wspomniałem jest to wynik swoistego systemu naczyń połączonych. To nic innego jak też wynik braku etyki zawodowej usługodawców. Wprawdzie ktoś powiedział „Tak krawiec kraje jak mu materii staje" ale, na Miłość Boską, nie za wszelką cenę !!!!
Chciałbym przypomnieć pracodawcom, że wprawdzie ustawa o ochronie osób i mienia wraz ze stosownym rozporządzeniem określa tylko minimalny zakres szkolenia i to w dodatku wyłącznie kandydatów na licencjonowanych pracowników ochrony jednakże na podstawie Kodeksu pracy przedsiębiorca ma obowiązek ułatwiania pracownikom podnoszenia kwalifikacji zawodowych. Podnoszenie tychże kwalifikacji może odbywać się w formie kształcenia szkolnego i pozaszkolnego. To mogą być szkolenia i kursy zawodowe oraz studia licencjackie, magisterskie i podyplomowe. Zasady i warunki podnoszenia kwalifikacji zawodowych pracowników określa rozporządzenie ministra edukacji narodowej oraz ministra pracy i polityki socjalnej z dnia 12 października 1993 r. w sprawie zasad i warunków podnoszenia kwalifikacji zawodowych i wykształcenia ogólnego dorosłych (Dz. U. nr 103, poz. 472 z póżn. zm).
Odezwa się zapewne głosy mówiące, że stawki niskie, że nie ma z czego brać na szkolenia. Jest na to prosta rada. Nie zaniżać stawek. Dyktować uczciwe ceny. Rugować z branży tych, którzy schodzą poniżej pułapu przyzwoitości, a znajdą się pieniądze na szkolenia.
Skoro jest możliwość dlaczego jej nie wykorzystać, dlaczego nie szkolić pracowników ? To naprawdę nie są wyrzucone pieniądze. Kiedyś zacznie to przynosić wymierne efekty. Wprawdzie jest w Polsce kilka firm poważnie traktujących swoje zadania, pretendujących do miana profesjonalistów ale w tym zalewie tandety i bylejakości stanowią tylko maleńką wysepkę.
Tutaj mój apel do właścicieli, dyrektorów, prezesów, menagerów firm. Eliminujmy u siebie braki, szkolmy personel, wymagajmy od siebie i pracowników zasad etyki zawodowej.
Dążmy „KU NORMALNOŚCI W OCHRONIE" !!!!
mgr inż. Paweł Pajorski
artykuł ukazał sie w OMiL
Przystoi aby Ojczyzna droższa nam była niz my sami sobie.