Ving Tsun w klatce

Uczeń Philipa Bayera - Ving Tsun wg. Wong Shun Leunga. Owszem przegrał.

no to Olo - o tym mówię. Trzeba mieć otwarty umysł na innych i na to co robią - widzieć w tym co się robi zalety i wady - próbować dostosować to co się robi do przeciwnika i realiów. I o to w tym wszystkim chodzi.

Problem natomiast polega na tym że oszołomstwa jest znacznie więcej i się natarczywie reklamuje - dlatego się nie dziwię że całe środowisko ma taką a nie inną opinię.

całkiem nieźle sobie radził - zwłaszcza że nie przygotował się po tą walkę ( sposób i strategia walki) ale wyszedł normalnie z VT.
Te zawody mają specyficzne reguły i by wygrywać konieczne jest przygotowanie konkretnie pod te zawody. Ktoś kto walczy inaczej po prostu nie ma szans.

Yang, nie przesadzaj z tymi specyficznymi regułami. Cała walka została rozegrana w stójce, a yonguchunowiec po prostu miał gardę dziurawą jak sito. Zero obrony przed ciosami bitymi z boku, a i prostych unikał tylko i wyłącznie cofając głowę do tyłu, co prz zasięgu rąk przeciwnika dawało kiepskie efekty.
Niestety kilka lekcji klasycznego, europejskiego boksu by się przydało.

Zmieniony przez - cynik75 w dniu 2009-11-02 14:05:16

Cynik - pisze tylko że widać, że nigdy wcześniej nie walczył z kimś walczącym inaczej niż VT (może się mylę, ale nie wydaje mi się) - problem yongchunów i nie tylko to ten że nie sparują z przedstawicielami innych styli, a więc nie mają doświadczenia w walce z kimś walczącym inaczej. On po prostu walczył tam jak by to robił z innym VT owcem - to był jego błąd. To że ta garda nie chroni przed sierpowymi to widać, ale z drugiej strony przeciwnikowi udało się wykonać ten sierpowy dopiero jak wepchał VT owca w narożnik i mógł skrócić dystans tak by ten się nie cofnął.

Żeby nie było to wysoko nie oceniam umiejętności ani jednego ani drugiego. Pochwała VT owacowi się jak najbardziej należy że w ogóle do tej walki przystąpił. Jeśli wyciągnie konsekwencje z tego co się podczas tej walki stało i lepiej przygotuje może być nieźle.

Ogladnalem ta walke 4-5 razy i jakos nie bardzo rozpoznalem u ktoregokolwiek z nich techniki z WT. W sumie to ten nizszy wykonywal jedynie krotkie serie uderzen na ksztalt uderzen lancuchowych, nie uzywał sierpów oraz staral sie trzymac glowe cofnieta do tylu. Troche to malo aby nazwac to Ving Tsun...

A weź ziutalek jakiegoś instruktora dowolnego Yongchunu co nigdy nie walczył z kimś trenującym inną SW i zobaczysz ile w tym co będzie robił będzie czystego yongchunu. Ewidentnie ten w niebieskim starał się walczyć zgodnie VT - co widać. To że mu nie wyszło to wynik tego że przeciwnik nie był adeptem VT

Yang, zrobilem to dokladnie tydzien temu na zlocie i bylo duzo duzo wiecej WT, niz w tym przypadku. Nasz kolega potrafil podczas "sparingu" trzymac normalna dla WT garde, poruszac sie w zupelnie inny sposob oraz trzymac ciezar ciala na tylnej nodze, czego na tym filmiku kompletnie nie ma.

Nie zmienia to faktu, ze nawet moje duze rekawice bokserskie znajdowaly swoj cel, choc i mi sie poobrywalo :)

może masz rację ja się aż tak na yongchunie nie znam - dla mnie od razu poznać ze VT owiec (te proste łańcuchowe). Poza tym może próbował przygotować się do tej walki i pozmieniał co nieco by wypaść lepiej ? Tego nie wiem. Ale plus ze w ogóle próbuje coś robić i zdobywać doświadczenie poza VT w walce.

Śmieszy mnie bardzo mówienie o tym jak w MMA reguły ograniczają zawodników tradycyjnych stylów. W pierwszych UFC nie można było wkładać palców do oczu i gryźć i żaden tradycyjny daleko nie doszedł (no, może z wyjątkiem ninjitsu, ale kto widział jak to było ten wie, że to przypadek ).

I dalej, nie na każdego każde techniki dochodzą. Mnie np trudno trafić obrotówką w głowę czy nawet highkickiem, nie zdarzyło mi się wyrwać już dobrych parę lat, z sierpami inaczej, chociaż to może kwestia obycia w boksie. Tym samym wykluczenie PARU marginalnych technik jak wydłubywanie oczu czy gryzienie w jądra jako argument o odebraniu stylowi całej skuteczności uważam za bezsensowny

Olo - w pierwszych UFC był obowiązek przysyłania kaset kilka tygodni przed walką z pokazem tego co się robi - można się było przygotować odpowiednio do walki po obejrzeniu.
dwa - zgłaszało się tam masę oszołomów którym wpajano na treningu ze są najlepsi, niepokonani i nieśmiertelni (typowy amerykański zawodnik tradycyjnego stylu), a oni u siebie w klubie albo nie sparowali w ogóle lub mało lub sparowali tylko między sobą - efekt walki był natychmiastowy niejednokrotnie.

Początkowe UFC zrobiły dużo dobrego - sporo ćwiczących obudziło się z przyjemnego snu że są niepokonani robiąc formy. To jest bardzo duża zasługa. By zawodnik tradycyjnego stylu mógł z kimś wygrywać to musi po pierwsze sparować u siebie w klubie a po drugie próbować sparować z tym co się nauczył w danym stylu z kimś kto walczy inaczej - żaden styl nie został stworzony do tego by walczyć z kimś z tego samego stylu - zatem trenowanie sparingów wyłącznie w obrębie swojego stylu na pewnym etapie ćwiczeń jest nieporozumieniem.

Można mówić wiele, ale i tak wychodzi na to, że tradycyjni z dziwnymi pomysłami nie mają szans z tymi co walczą regularnie w formułach pełnokontaktowych.