ciag dalszy historii, poniewaz uplynal juz ponad miesiac od wypadku.
jezdzilem sobie przez ten czas do przechodni na kontrole i punkcje (za kazdym razem inny lekarz bo urlopy, skandal)
badania USG ani zadnego innego nie zrobiono mi.
gdy juz krew prawie calkowicie zniknela z kolana zdjeli mi szyne i dali skierowanie na rehabilitacje.
lekarz rehabilitant (juz w mojej wlasnej przechodni) stwierdzil jednak ze ciezko mu zalecic rehabilitacje poniewaz nie wie jakie wiazadlo mam
uszkodzone i ze potrzebuje wynik badania USG albo najlepiej rezonansu magnetycznego zeby stwierdzic ktore wiazadlo. ale ze badan niebylo to zalecila mi rehabilitacje cwiczenia symetryczne, jonoforeze i krioterapie miejscowa oraz dala zlecenie na stabilizator calej nogi.
dzisiaj bylem znow w firmie ortopedycznej, gadalem z ichniejszym technikiem i powiedzial mi ze rowniez nie moze zalecic dobrego stabilizatora nie wiedzac ktore wiazadlo puscilo i jeszcze lepiej, powiedzial mi ze zeby to stwierdzic potrzebuje rezonans magnetyczny albo najlepiej artoskopie.
No to ja juz pelny najgorszych mysli polecialem do przechodni gdzie sie leczylem. Jeszcze inna lekarka mnie z wielka laska przyjela, powiedziala ze USG nie jest potrzebne a jak chce to musze sie udac do pierwszego lekarza ktory mnie leczyl (a teraz jest na urlopie) po skierowanie na badania.
Gdy zaczalem sie wyklucac ze musze wiedziec ktore wiazadlo poszlo i to jak najszybciej, wziela mi kolano, najpierw sprobowala zgiac je w lewo, pozniej w prawo i stwierdzila ze uszkodzone mam wiazadlo lewe poboczne boczne (bodajze LCL).
Co mam robic? nie stac mnie za bardzo (w koncu nie pracuje juz ponad miesiac) na prywatne USG, chodzi mi przedewszystkim o to na ile taka diagnoza jest miarodajna bo musze dojsc do zdrowia jak najszybciej, bo zaczynam zyc na kredyt :( :(
Zmieniony przez - DinthKSC w dniu 2007-07-19 16:12:58