SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Zielone Diabły w Wietnamie

temat działu:

Sztuki Walki

słowa kluczowe: , ,

Ilość wyświetleń tematu: 9391

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 40 Napisanych postów 997 Na forum 22 lat Przeczytanych tematów 5493


SOG była elitarną jednostką specjalnego przeznaczenia podlegającą bezpośrednio Połączonemu Komitetowi Szefów Sztabów w Pentagonie. SOG odpowiadał za operacje prowadzone z Wietnamu Południowego i Tajlandii w Laosie, Kambodży i Wietnamie Północnym. W Wietnamie tylko pięć osób wiedziało o działalności SOG, a jej istnieniu zaprzeczał nawet rząd Stanów Zjednoczonych. Taktykę działania SOG wykorzystuje obecnie m.in. US Navy SEAL oraz Australian Special Air Service Regiment.

Z wielu sytuacji właściwie bez wyjścia żołnierze SOG wyszli cało dzięki doświadczeniu, rozwadze, spostrzegawczości dowódcy patrolu, bardzo dobremu indywidualnemu wyszkoleniu oraz właściwemu przygotowaniu do wykonania powierzonego zadania. Przykładem tego jest chociażby akcja patrolu Maine, który został omyłkowo desantowany ze śmigłowca prosto w środek obozu wojsk północnowietnamskich. Doskonałe opanowanie żołnierzy pozwoliło całkowicie wykorzystać zaskoczenie nieprzyjaciela. Skupiony i precyzyjny ogień prowadzony przez żołnierzy SOG pozwolił patrolowi wytrzymać do ewakuacji 42 minuty podczas których patrol SOG wystrzelił ponad 4000 pocisków i zużył 50 granatów. Żołnierze patrolu Maine zabili conajmniej 50 żołnierzy północnowietnamskich i ranili ponad setkę. W patrolu Maine tylko dowódca, David Baker, został lekko ranny.


" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img]SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
SFD FIGHT CLUB

Ekspert SFD
Pochwały Postów 686 Wiek 32 Na forum 11 Płeć Mężczyzna Przeczytanych tematów 13120

PRZYSPIESZ SPALANIE TŁUSZCZU!

Nowa ulepszona formuła, zawierająca szereg specjalnie dobranych ekstraktów roślinnych, magnez oraz chrom oraz opatentowany związek CAPSIMAX®.

Sprawdź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 40 Napisanych postów 997 Na forum 22 lat Przeczytanych tematów 5493
Żołnierze SOG rekrutowali się z żołnierzy Green Berets, SEAL i komandosów podporządkowanych USAF.
W skład każdego patrolu wchodziło 2-3 amerykańskich komandosów i 9 wojowników zwerbowanych do współpracy z lokalnych górskich plemion. Miało to zapewnić połączenie w jednym zespole techniki i doświadczenia - nowoczesnej technologii i starodawnych technik walki i umiejętności poruszania się i przetrwania w terenie. Górale nie byli Wietnamczykami, przez nich zresztą uważanych za ludzi niższej rasy. Nie wcielali ich nawet do armii. Już w trakcie wojny francusko- -wietnamskiej Nungowie okazali się być doskonałymi żołnierzami wykonującymi działania specjalne w głębi terytorium przeciwnika. Amerykanie bardzo dobrze ich opłacali. Najniższy w hierarchii wojskowej Nung (w skrócie nazywany też skrótowo Yardem od francuskiego słowa Montagnard - góral) otrzymywał żołd wysokości równej wynagrodzeniu kapitana armii południowowietnamskiej, czyli około 60 dolarów.
Patrole otrzymywały nazwy stanów USA. Pierwsze pięć patroli sformowanych w 1965 roku otrzymało nazwy: Alaska, Dakota, Idaho, Iowa i Kansas.

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img]SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
SFD FIGHT CLUB

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 40 Napisanych postów 997 Na forum 22 lat Przeczytanych tematów 5493
Proces przygotowawaczy do operacji zaczynał się już tydzień przed terminem akcji od wydania zaleceń wstępnych, podczas których podawano dowódcy patrolu datę i cel misji. Następnie amerykańscy członkowie patrolu (patrol składał się też z górali lokalnych plemion, Montagnardów - o tym wyżej) brali udział w odprawie. Później dowódca patrolu leciał na rekonesans, by znaleźć miejsce na lądowisko, zrobić zdjęcia oraz zapoznać się z terenem. Kolejny etap przygotowań to studiowanie map, zdjęć lotniczych i zapoznanie się z treścią meldunków rozpoznawczych. Dopiero po tej fazie wstępnych przygotowań dowódca patrolu przygotowywał szczegółowy plan działania, który przedstawiał dowódcy bazy SOG. Jak widać, dowódca patrolu miał większe pole do działania i większą samodzielność niż niektórzy starsi rangą oficerowie w jednostkach piechoty amerykańskiej.
Dowódcą patrolu był zazwyczaj żołnierz wojsk specjalnego przeznaczenia z jednostek Green Berets i oznaczano go kodem 1-0 (one-zero). Tytuł one-zero stał się najbardziej znaczącym w środowisku żołnierzy wojsk specjalnego przeznaczenia. Komandos, który otrzymał to stanowisko musiał wcześniej sprawdzić się w walce w czasie działań specjalnych w ekstremalnych warunkach. Żołnierze SOG zawsze odnosili się z szacunkiem i poważaniem do one-zero. Dowódcy patrolu musieli bowiem tak dowodzić patrolem, by wywieść w pole nieprzyjaciela i wymknąć się z każdej sytuacji, choćby była ona zupełnie beznadziejna. Nie było wcale ważne, czy dowódca miał wyższy, czy niższy stopień od swoich podwładnych. Nikt nie kwestionował również podejmowanych przez niego decyzji, zwłaszcza zaś tych dotyczących ewakuacji patrolu. Jak mówił major Scotty Crerar z SOG: "Gdy dowódca patrolu się nie sprawdzał zawsze można było go zmienić, ale w czasie trwania zadania nikt nie powinien był podrywać jego autorytetu".
Po zatwierdzeniu planu przez dowódcę bazy, patrol przystępował do szkolenia przygotowawczego. Dla przykładu: jeżeli zadanie polegać miało na założeniu urządzeń podsłuchowych, ewakuacji zestrzelonego pliota lub zdobyciu "języka", to trenowano to do całkowitego i bezbłędnego przygotowania patrolu. Ustalano także sposób działania patrolu. Starano się dopracować nawet najmniejsze szczegóły, gdyż to właśnie od szczegółów najczęściej zależało życie poszczególnych żołnierzy, jak i całego patrolu rozpoznawczego. Żołnierze SOG mieli zawsze starać się wyprzedzić Wietnamczyków o conajmniej jeden krok i jedną sekundę.
Jedną z najbardziej istotnych spraw było mistrzowskie opanowanie umiejętności posługiwania się posiadaną bronią. Szef SOG, pułkownik Jack Singlaub, zawsze powtarzał swoim ludziom: "Tylko żołnierz, który ufa w stu procentach swojej broni i wyszkoleniu może w pełni efektywnie wykonywać powierzone mu zadania".
Na koniec patrol pobierał potrzebny specjalistyczny sprzęt, sprawdzał broń i przeprowadzał trening strzelecki. Żołnierze SOG trenowali i tak właściwie każdego dnia, strzelając głównie z etatowego CAR-15, ale i także z innych rodzajów broni. Ćwiczono przede wszystkim strzelanie instynktowne, tak aby odruch mógł wyprzedzić myśl. Uratowało to życie niejednemu żołnierzowi patrolu.
Każdy element oporządzenia oraz wyposażenia miał swoje miejsce. I tak np.:
Zapasowe magazynki umieszczano po lewej stronie, w ten sposób, aby można było nawet w ruchu i bez patrzenia odłączyć pusty magazynek i podpiąć pełny.
Granaty umieszczano po prawej, odginając im zawleczki i okręcając je taśmą klejącą, tak aby nawet ranny żołnierz mógł ją łatwo wyciągnąć.
Kompas zakładano na lewą rękę, tak aby nie było potrzeby odrywania prawej od karabinu.
Każdy element oporządzenia zabezpieczano taśmą klejącą, aby w czasie marszu patrolu nie zdradził najmniejszy nawet hałas.


" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img]SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
SFD FIGHT CLUB

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 40 Napisanych postów 997 Na forum 22 lat Przeczytanych tematów 5493


IA DRILL
Patrol w przerwach między misjami, jak i przed pierwszą misją przechodził szereg szkoleń i ćwiczeń, które miały zgrać perfekcyjnie żołnierzy patrolu, wyszkolić ich i pozwolić doskonale opanować poszczególne elementy działania.
W działaniach wykorzystywano podstawową zasadę działania grup partyzanckich: zaskoczenie - ogień - odskok.
Działania z zakresu IA Drill rozpoczynał zazwyczaj strzał oddany przez komandosa na posterunku obserwacyjnym. Nawet w przypadku, kiedy to nieprzyjaciel otworzył jako pierwszy ogień, nigdy nie zmieniało to kolejności wykonywanych przez żołnierzy patrolu czynności. Nieparzyści w szyku patrolu odskakiwali krok w prawo, a parzyści w lewo, w ten sposób aby wszyscy mogli prowadzić ogień w kierunku przeciwnika. Żołnierz, który znalazł się najbliżej pozycji wroga, prowadził ogień krótkimi seriami po trzy pociski, a następnie wycofywał się, by wyprowadzić patrol spod ognia nieprzyjaciela. Jego funkcję przejmował następny w szyku prowadząc również ogień seryjny aż do wyczerpania amunicji w magazynku i wycofywał się za swoim poprzednikiem. Dla wzmocnienia efektu, w pierwszym załadowanym magazynku znajdowały się tylko pociski smugowe.
Otrzymywano w ten sposób nieprzerwaną, ciąglą serię wystrzałów karabinowych, która w połączeniu z granatami z gazem łzawiącym, granatami fosforowymi i minami Claymore'a, zakładanymi z zapalnikiem z 60-sekundową zwłoką przez ostatniego żołnierza w szyku patrolu, pozwalała na zaskoczenie przeciwnika conajmniej półminutową nawałą ogniową. Stwarzała ona wrażenie ataku prowadzonego przez dziesięciokrotnie silniejszego przeciwnika. Ten sposób działania patrolu ćwiczono stale, nawet między przerwami w wykonywaniu misji, wiele razy w ciągu tygodnia. Jak wspomina John L. Plaster stosowano także niekonwencjonalne metody zaskoczenia przeciwnika. On sam, kiedy wpadł w zasadzkę ze swoim patrolem, z której nie sposób było się wydostać, uruchomił trąbkę sygnałową używaną na meczach futbolowych. Przerażeni żołnierze północnowietnamscy uciekli w popłochu. Tego typu niespodzianki niestety można było wykorzystać właściwie tylko raz.
Patrol wycofywał się biegiem przez około 200 metrów. Następnie dokonywano raptownej zmiany kierunku, by zaskoczyć nieco atakujących Wietnamczyków. Potem oddalano się z zagrożonego rejonu tak, aby zostawiać jak najmniej śladów nawet kosztem szybkości marszu.
Nie było korzystne ściganie się z przeciwnikiem obciążonym jedynie bronią osobistą. Pozwalało to nawet Wietnamczykom na wyprzedzenie patrolu SOG (patrol poruszał się najkrótszą drogą, Wietnamczycy wykorzystywali sobie tylko znane ścieżki i skróty). Oprócz tego nieprzyjaciel mógł powiadomić swoje posterunki drogą radiową. Jeśli patrol miał 30 sekund przewagi to miał pewne szanse przetrwania. Jeśli czas ten zmniejszał się o dziesięć sekund mogło oznaczać to okrążenie lub likwidację całego patrolu. W rejonie, gdzie występowało duże nasycenie wojskami północnowietnamskimi do pościgu za patrolem SOG, co 10 minut dołączało kolejnych 40 i więcej żołnierzy, a nawet do kilkuset, jeśli działo się to w okolicach szlaku przerzutowego czy drogi.






" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img]SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
SFD FIGHT CLUB

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 40 Napisanych postów 997 Na forum 22 lat Przeczytanych tematów 5493
By przyspieszyć marsz, żołnierze SOG porzucali nawet plecaki. Przeciwnik nie mógł się oprzeć temu, by nie sprawdzić zawartości plecaków. W miarę możliwości komandosi zakładali pułapki.
Wietnamczycy stosowali swoistą nagonkę na komandosów SOG. Pojedyncze strzały, głośne okrzyki, uderzanie w różne przedmioty miało spowodować panikę wśród żołnierzy patrolu. Musieli oni był bardzo odporni psychicznie, aby nie ulec atmosferze nagonki. Wymknięcie się z takiej pułapki było szczytem pomysłowości i szczęścia. Przerwanie okrążenia nie zawsze się udawało.
Jeśli w patrolu byli ranni, zajmowano pozycję do obrony na szczycie wzgórza lub w kraterze po wybuchu bomby lub pocisku i przyjmowano walkę. Starano się jednocześnie by miejsce do obrony było blisko lądowiska skąd patrol mógł być łatwo ewakuowany. Czas był tu najważniejszy. Z każdą minutą siły przeciwnika rosły i jeśli walka przeciągała się do zmierzchu, najczęściej Wietnamczycy dysponowali taką bronią (w tym działkami plot kal. 37 mm) i siłami, że dalsza walka i ewakuacja nie była możliwa.
Żołnierze pólnocnowietnamscy starali się podejść do pozycji patrolu na tyle blisko, żeby ewentualne wsparcie z powietrza zagrażało także żołnierzom patrolu. Jednak nawet wtedy patrole SOG wzywały wsparcie lotnicze, po to by zadać jak największe straty przeciwnikowi nie licząc się z własnymi stratami. Wezwanie ognia artylerii czy lotnictwa "na siebie" w US Army, czy US Marines w czasie działań wojennych w Wietnamie było uważane za akt bohaterstwa i nagradzano to najwyższymi odznaczeniami. W SOG takie postępowanie było sprawą zupełnie normalną, za którą nigdy zresztą nie odznaczono żadnego żołnierza SOG.



" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img]SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
SFD FIGHT CLUB

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 40 Napisanych postów 997 Na forum 22 lat Przeczytanych tematów 5493
Pięć dni takiego patrolu mógł wytrzymać jedynie bardzo silny psychicznie żołnierz, doskonale opanowany i wyszkolony.
Dowódca patrolu jako pierwszy opuszczał pokład śmigłowca na lądowisku i jako ostatni wsiadał do niego. Gdy zwiadowca idący z przodu patrolu nie chciał iść dalej (bo np. bał się) lub nie mógł iść dalej, to dowódca go zastępował. Dowódca zawsze musiał pociągnąć za sobą żołnierzy osobistym przykładem.
Żołnierze SOG nigdy nie pozostawiali swoich kolegów w niebezpiecznej sytuacji. Na przekór wszystkiemu, w chwili gdy patrol atakowały przeważające siły wroga, żołnierze podejmowali walkę, mimo że instynkt nakazywał natychmiast uciekać.
Rannych żołnierzy patrolu nigdy nie pozostawiano. Było to nie do pomyślenia. Przyjęto jednak zasadę, że jeśli chodzi o ewakuację patrolu, czy odbicie ciał poległych, żołnierze nie ryzykują życiem i bezpieczeństwem więcej niż jest to konieczne. Główną zasadą postępowania było przede wszystkim najlepsze wykonanie postawionego zadania i w drugiej kolejności wyjście z tego cało.
Dowódca zawsze starał się przewidzieć działania przeciwnika. Zawsze też starał się dopasować sposób działania patrolu stosownie do zaistniałych okoliczności. Ustalał miejsce spotkania na wypadek, gdyby patrol musiał się rozdzielić. Chodziło o to, aby mieć zawsze opracowany scenariusz, który precyzyjnie trzeba było zrealizować i żeby to nieprzyjaciel musiał improwizować


" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img]SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
SFD FIGHT CLUB

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 40 Napisanych postów 997 Na forum 22 lat Przeczytanych tematów 5493
PORUSZANIE SIĘ
W ciągu dnia patrol przemieszczał się o około 500 metrów. Jest to mniej więcej 50 metrów na godzinę, czyli jeden krok na minutę. W ciągu tej minuty żołnierz patrolu musiał bardzo uważnie rozglądać się na boki nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów i powinien kontrolować teren przed sobą, tak aby wykryć wszelkie oznaki obecności przeciwnika. Broń powinna być skierowana zawsze w kierunku, z którego atak przeciwnika był najbardziej prawdopodobny. Miejsce, gdzie żołnierz miał postawić stopę należało wpierw dokładnie obejrzeć. Należało się też co chwila zatrzymywać, słuchać i wąchać. Zwisające pnącza należało ostrożnie odsuwać na bok lewą ręką, a puszczało się je dopiero po ich minięciu, tak aby nie zaplątały się o szelki oporządzenia lub plecak. Przed postawieniem kolejnego kroku najpierw należało czubkiem buta zbadać grunt i dopiero przenieść ciężar ciała na tę nogę. Wszystkie te czynności wykonywano krok po kroku, godzina po godzinie. Zachowanie ciszy było absolutnie bezwzględne!

Kamuflaż nie był specjalnie skomplikowany, ale doskonale sprawdzał się w działaniu. Tuż przed wyruszeniem na patrol maskowano elementy munduru i wyposażenia za pomocą roślinności. Następnie kolega z patrolu czarną farbą w sprayu malował czarne smugi na mundurze i wyposażeniu, które powodowały rozmycie się ostrych konturów i krawędzi. Dawało to bardzo dobre rezultaty w dżungli. Na twarze nakładano specjalną farbę/szminkę maskującą. Co godzinę, na każdym możliwym postoju patrolu, poprawiano maskowanie twarzy oraz maskowanie całego żołnierza. Zdarzało się, że żołnierze SOG o jasnych włosach farbowali je na czarno.

KOMUNIKOWANIE SIĘ
W czasie pięciodniowego patrolu na jakie wyruszali żołnierze SOG porozumiewano się niemal wyłącznie szeptem. Większość sygnałów przekazywano przy pomocy rąk i dłoni, przez wyraz twarzy, ruch ciała. Takie sygnały jak kiwnięcie głową, cmoknięcie, wzruszenie ramionami, wskazanie głową kierunku, specyficzne spojrzenie, czy nawet uśmiech były czytelnymi dla żołnierzy patrolu rozkazami, sygnałami czy komunikatami. Stosowano też równoczesne połączenie kilku takich elementów np. ruch głową, wyraz twarzy, obrót części ciała, etc.
Dużą rolę ogrywał instynkt. W normalnym świecie ludzka intuicja jest ignorowana na rzecz rozumu i rozsądku. W SOG było inaczej. Jeśli któryś z żołnierzy patrolu miał poczucie niebezpieczeństwa, czy niepewności - nie lekceważono tego. Traktowano to jako istniejące w podświadomości ostrzeżenie, które niemal zawsze się sprawdzało. Żołnierzowi przebywającemu jakiś czas w takich warunkach wyostrzały się po prostu pierwotne instynkty, które w cywilizowanym świecie nie mają racji bytu.
SOG nauczył się dowierzać własnemu instynktowi.


" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img]SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
SFD FIGHT CLUB

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 40 Napisanych postów 997 Na forum 22 lat Przeczytanych tematów 5493
LIKWIDACJA ŚLADÓW
Od chwili wylądowania patrol dokonywał tzw. "sterylizacji", czyli bardzo dokładnie zacierał i likwidował własne ślady. Dowódca patrolu doskonale zdawał sobie sprawę, że od momentu wylądowania Wietnamczycy będą szukali wszelkich śladów i tropów pozostawionych przez patrol. Dokładnej "sterylizacji" pilnował zastępca dowódcy patrolu. Zbierano wszelkie pozostałości patrolu, poprawiano wygniecioną roślinność i zacierano ślady butów. Jak tragicznie może się skończyć niedbałość i lekceważenie zasad bezpieczeństwa świadczy przykład dwóch patroli, które zostały wytropione i zlikwidowane dzięki pozostawionym przez żołnierzy SOG papierkom po cukierkach i niedopałkom papierosów.
Oprócz "sterylizacji" tworzono także fałszywe ślady oraz często zmieniano kierunek marszu. Nie zawsze jednak pomagało to w zmyleniu doświadczonych tropicieli. Dlatego patrole SOG stosowały taktykę "haczyka" (buttonhooking). Polegała ona na wykonaniu dużego koła i powrocie w to samo miejsce, aby stwierdzić, czy za patrolem nie podąża nieprzyjaciel. Dodatkowo wykorzystywano też czasami miny typu M-14 Toe Popper.
Mina M-14 miała średnicę puszki z wodą sodową i około jej 1/3 wysokości oraz masę około 100 gramów. Była zaprojektowana tak, aby powodować rany jednej stopy.
Stosowano też zasadzki na tropicieli używając broni z tłumikami.
Znacznie gorzej szło z zespołami tropicieli wykorzystującymi psy tropiące. Aby je zmylić używano różnych substancji, które rozsypywano/ rozpylano na własnych śladach. Wykorzystywano m.in. pieprz i gaz łzawiący CS.
By zmylić tropicieli SOG używał butów o podeszwach w kształcie ludzkiej stopy, podeszwach z kawałkami opony (upodobnić to miało ślady do "sandałów Ho Chi Minha"), czy też butów z podeszwami używanymi w armii północnowietnamskiej.
Dla wprowadzenia zamieszania oraz by zwiększyć szanse w przypadku niespodziewanego kontaktu z nieprzyjacielem, niektóre patrole SOG stosowały elementy umundurowania żołnierzy północnowietnamskich (mundury, oporządzenie, hełmy, a także AK-47). Niektóre patrole całkowicie przebierały się za żołnierzy północnowietnamskich. Dawało to chwilę czasu, kiedy to przeciwnik musiał ustalić z kim ma rzeczywiście do czynienia. Patrole SOG spotykały się również z zespołami tropiącymi armii północnowietnamskiej, które były za to całkowicie ubrane jak amerykański oddział!

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img]SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
SFD FIGHT CLUB

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 40 Napisanych postów 997 Na forum 22 lat Przeczytanych tematów 5493
BROŃ
Dowódca patrolu oprócz umundurowania, decydował o rodzaju zabieranego na patrol uzbrojenia i wyposażenia. Najczęściej odbywało się to w ten sposób, że dowódca szedł do magazynu i pobierał taką broń, jaka mogła być przydatna w wykonaniu patrolu. Patrole zazwyczaj gromadziły też własne małe arsenały broni. Na jednego żołnierza patrolu przypadało zwykle trzy sztuki różnej broni. Bywało też i tak, że liczba ta sięgała nawet dwunastu sztuk. Arsenał grupy zawierał m.in. karabiny maszynowe i granatniki.
Charakterystycznym dla SOG rodzajem szeroko wykorzystywanej broni był "obrzyn" powstały ze skrócenia lufy chińskiego km RPD oraz odcięcia dwójnogu. Zmodernizowany magazynek mieścił 125, zamiast 100 pocisków i był wytłumiony kawałkiem llinoleum. Była to tak lekka, poręczna i precyzyjna broń, że żołnierze SOG mówili, że z jej pomocą można wystrzelać na ścianie własne imię.
Niektóre patrole (New York i California) zabierały 2 takie "obrzyny" RPD, sowieckie granatniki RPG, a czasem także moździeże kal. 60 mm, co zwiększało 4-krotnie siłę ognia patrolu w stosunku do konwencjonalnej drużyny.
Patrole SOG używały m.in. charakterystyczne dla tej formacji holenderskie ręczne granaty V-40 o wadze ok. 100 gramów. Z niekonwencjonalnych broni można wymienić m.in. nunchaku, łuk i rzeźnicki topór (jego ostrze miało zahipnotyzować przeciwnika, jak mówił jego właściciel, dowódca Ed Wolfcoff)...
W karabinach maszynowych M-60 składanych z wybrakowanych i zużytych części, SOG zastępował kolbę uchwytem typu pistoletowego, a zamiast szyny podajnika montowano uchwyt z puszki z racji żywnościowych. Zastosowanie mocniejszej sprężyny powrotnej umożliwiało łączenie 70 taśm z nabojami, co dawało około 7000 pocisków i bardzo efektywny środek walki.

To właśnie w SOG powstał znany i rewolucyjny wynalazek jakim był zestaw McGuire'a umożliwiający ewakuację patrolu z zagrożonego rejonu. Był to zestaw, w skład którego wchodziła lina o długości 30 metrów zakończona dwumetrową pętlą i siedziskiem pokrytym brezentem. Wkrótce bazując na tym pomyśle, trzech instruktorów z ośrodka szkolenia 5. Grupy Sił Specjalnych opracowało zestaw nazwany STABO, od pierwszych liter ich nazwisk.


" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img]SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
SFD FIGHT CLUB

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 40 Napisanych postów 997 Na forum 22 lat Przeczytanych tematów 5493
NOC
Dużą rangę poświęcano zagadnieniu jakim była ochrona patrolu przed wykryciem i atakiem ze strony nieprzyjaciela w nocy. Armia północnowietnamska szybko dostrzegła, że patrole SOG rzadko nawiązują łączność radiową w nocy (wykorzystując sprzęt pelengacyjny Wietnamczycy mogli ustalić pozycję patrolu z dokładnością do 200 metrów). Patrol starał się wyszukiwać miejsce na nocny postój RON (Rest-Over-Night Position) tam, gdzie było najwięcej cierni i parzących roślin, najczęściej na zboczu wzgórza, aby masymalnie utrudnić przeciwnikowi przeszukanie terenu. Patrol starał się zająć jak najmniejszą powierzchnię, by przeciwnik nie domyślił się, że w małej kępce roślinności znajduje się patrol. Pod głowę żołnierze podkładali plecak i zasypiali w całym oporządzeniu z bronią gotową do strzału. Co najwyżej luzowano lub odpinano paski oporządzenia, ale tak aby móc je jak najszybciej założyć z powrotem.
Przed noclegiem dowódca patrolu wyznaczał sektor ognia poszczególnego żołnierza, osobiście podchodząc do niego i wskazując mu ręką sektor. Pokazywał też, gdzie należy rzucać granaty oraz gdzie należy rozmieścić miny Claymore'a. Według instrukcji i ze względu na bezpieczeństwo armia Stanów Zjednoczonych nakazywała umieszczać te miny co najmniej w odległości 15 metrów, nawet tam gdzie istniały rozbudowane pozycje pod względem inżynieryjnym. W SOG miny Claymore'a rozmieszczano już w odległości niespełna 4 metrów. Było to spowodowane tym, że w przypadku rozmieszczenia min w większej odległości nieprzyjaciel mógł je wykryć, obejść, zmienić położenie lub nakierować na patrol SOG.
Patrol SOG atakowano w nocy tylko wtedy, gdy Wietnamczycy od dłuższego czasu tropili patrol. Używali do tego specjalnie wyszkolonych żołnierzy przygotowanych do walki w nocy. Najczęściej Wietnamczycy starali się sprowokować Amerykanów strzelając na oślep z AK-47.
Zmniejszona czujność w nocy mogła oznaczać śmierć. Należało być cały czas w półśnie, tak by być gotowym w każdej chwili do działania, wychwytywać najmniejszy szelest mogący oznaczać podkradanie się wroga pod pozycje patrolu.
Rankiem, o świcie, doprowadzano wszystko do porządku. Żołnierze szybko jedli posiłek i sprawdzali postawione miny. Potem sprawdzano przez radiostację łączność z oficerem naprowadzania lotnictwa. Dopiero wtedy rozbrajano miny i dokonywano "sterylizacji".

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img]SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />

" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
SFD FIGHT CLUB

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 10 Napisanych postów 2201 Na forum 21 lat Przeczytanych tematów 15791
Hmmm, dośc wszechstronny jesteś.
Całkiem ciekawy tekst, nie powiem.

Tylko czemu oni wszyscy się upieraja, żeby być zielonymi diabłami?

Ostatni prawdziwy zielony diabeł to pewnie pod Dien Bien Phu zginął (i to jescze pod francuskim dowództwem).

To był taki mój mały militarny żarcik, jak ktoś zgadnie o co mi chodziło zdobędzie moje wielkie uznanie.

Nie gniewajcie sie, ale mam zamiłowanie do sprawdzania poziomu wiedzy z dziedziny mi nieźle znanej.

https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img] SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />

Doradca w Rukopasznyj Boj/Samozaszczita

So give it up you bloody sods you'll not be getting laid
And the sooner that you're out the door the sooner we'll be paid

Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

Wszystko o Karate Tradycyjnym

Następny temat

Jubileuszowa narada w polskim Kyokushin

WHEY premium