Proces przygotowawaczy do operacji zaczynał się już tydzień przed terminem akcji od wydania zaleceń wstępnych, podczas których podawano dowódcy patrolu datę i cel misji. Następnie amerykańscy członkowie patrolu (patrol składał się też z górali lokalnych plemion, Montagnardów - o tym wyżej) brali udział w odprawie. Później dowódca patrolu leciał na rekonesans, by znaleźć miejsce na lądowisko, zrobić zdjęcia oraz zapoznać się z terenem. Kolejny etap przygotowań to studiowanie map, zdjęć lotniczych i zapoznanie się z treścią meldunków rozpoznawczych. Dopiero po tej fazie wstępnych przygotowań dowódca patrolu przygotowywał szczegółowy plan działania, który przedstawiał dowódcy bazy SOG. Jak widać, dowódca patrolu miał większe pole do działania i większą samodzielność niż niektórzy starsi rangą oficerowie w jednostkach piechoty amerykańskiej.
Dowódcą patrolu był zazwyczaj żołnierz wojsk specjalnego przeznaczenia z jednostek Green Berets i oznaczano go kodem 1-0 (one-zero). Tytuł one-zero stał się najbardziej znaczącym w środowisku żołnierzy wojsk specjalnego przeznaczenia. Komandos, który otrzymał to stanowisko musiał wcześniej sprawdzić się w walce w czasie działań specjalnych w ekstremalnych warunkach. Żołnierze SOG zawsze odnosili się z szacunkiem i poważaniem do one-zero. Dowódcy patrolu musieli bowiem tak dowodzić patrolem, by wywieść w pole nieprzyjaciela i wymknąć się z każdej sytuacji, choćby była ona zupełnie beznadziejna. Nie było wcale ważne, czy dowódca miał wyższy, czy niższy stopień od swoich podwładnych. Nikt nie kwestionował również podejmowanych przez niego decyzji, zwłaszcza zaś tych dotyczących ewakuacji patrolu. Jak mówił major Scotty Crerar z SOG: "Gdy dowódca patrolu się nie sprawdzał zawsze można było go zmienić, ale w czasie trwania zadania nikt nie powinien był podrywać jego autorytetu".
Po zatwierdzeniu planu przez dowódcę bazy, patrol przystępował do szkolenia przygotowawczego. Dla przykładu: jeżeli zadanie polegać miało na założeniu urządzeń podsłuchowych, ewakuacji zestrzelonego pliota lub zdobyciu "języka", to trenowano to do całkowitego i bezbłędnego przygotowania patrolu. Ustalano także sposób działania patrolu. Starano się dopracować nawet najmniejsze szczegóły, gdyż to właśnie od szczegółów najczęściej zależało życie poszczególnych żołnierzy, jak i całego patrolu rozpoznawczego. Żołnierze SOG mieli zawsze starać się wyprzedzić Wietnamczyków o conajmniej jeden krok i jedną sekundę.
Jedną z najbardziej istotnych spraw było mistrzowskie opanowanie umiejętności posługiwania się posiadaną bronią. Szef SOG, pułkownik Jack Singlaub, zawsze powtarzał swoim ludziom: "Tylko żołnierz, który ufa w stu procentach swojej broni i wyszkoleniu może w pełni efektywnie wykonywać powierzone mu zadania".
Na koniec patrol pobierał potrzebny specjalistyczny sprzęt, sprawdzał broń i przeprowadzał trening strzelecki. Żołnierze SOG trenowali i tak właściwie każdego dnia, strzelając głównie z etatowego CAR-15, ale i także z innych rodzajów broni. Ćwiczono przede wszystkim strzelanie instynktowne, tak aby odruch mógł wyprzedzić myśl. Uratowało to życie niejednemu żołnierzowi patrolu.
Każdy element oporządzenia oraz wyposażenia miał swoje miejsce. I tak np.:
Zapasowe magazynki umieszczano po lewej stronie, w ten sposób, aby można było nawet w ruchu i bez patrzenia odłączyć pusty magazynek i podpiąć pełny.
Granaty umieszczano po prawej, odginając im zawleczki i okręcając je taśmą klejącą, tak aby nawet ranny żołnierz mógł ją łatwo wyciągnąć.
Kompas zakładano na lewą rękę, tak aby nie było potrzeby odrywania prawej od karabinu.
Każdy element oporządzenia zabezpieczano taśmą klejącą, aby w czasie marszu patrolu nie zdradził najmniejszy nawet hałas.
" certum est,quia impossible est"
doradca w dziale Combat/Samoobrona,
https://bundles.sfd.pl/../../buziaki/29.gif[/img]SFD FIGHT CLUB
SFD FIGHT CLUB
SFD FIGHT CLUB [img]../../buziaki/29.gif" alt="" />