Były mistrz świata wagi ciężkiej znów siądzie na ławie oskarżonych. Tym razem za posiadanie narkotyków i prowadzenie samochodu pod ich wpływem. Grozi mu nawet do siedmiu i pół roku więzienia
Mistrza zatrzymano w Scottsdale (Arizona) dwa tygodnie temu o 1.45 w nocy, gdy wyjeżdżając z nocnego klubu staranował swoim BMW policyjny patrol. Miał podwójnego pecha, bo wjechał w samochód szeryfa. Sierżant Larry Hall twierdzi, że bokser był pod wyraźnym wpływem środków odurzających, ale bez problemów zgodził się na poddanie testowi, który wskazuje na obecność w organizmie zabronionych substancji. Test nie wykrył alkoholu, ale potwierdził przypuszczenia, że Tyson prowadził samochód pod wpływem narkotyków. W tylnej kieszeni dżinsów miał dwie torebki z kokainą. Trzecia była w paczce po papierosach, leżącej na przednim siedzeniu auta. Podczas wstępnego przesłuchania Tyson przyznał się do zażywania narkotyków, powiedział, że nie może się bez nich obejść i korzysta z nich przy każdej okazji. Rano został wypuszczony z więzienia. Wychodząc z niego, powiedział tylko: "Dzień dobry, Arizono!". Wiedział chyba, że tu wróci, na dłużej.
Nigdy nie był szczęśliwy
Tyson wygłosił kiedyś znamienne zdanie: "Dobry bokser to szczęśliwy bokser." A on nigdy nie był szczęśliwy. Pozostawiony sam ze swoimi sekretami i bólem był przegranym człowiekiem, który rozpaczliwie próbuje odnaleźć siebie. Często mówił o tym, że upokarzał rywali, chciał, by czuli ból. Taki sam, jaki on odczuwał w młodości. Dlatego odgryzł Evanderowi Holyfieldowi ucho w walce, która przyniosła obu pięściarzom majątek. "Zrobiłem to, by cierpiał" -powie później w jednym z wywiadów. On, który w ringu zarobił ponad 400 mln dolarów, faktycznie miał pieskie dzieciństwo. Ojciec był sutenerem, matka prostytutką. Pamięta mały pokoik, w którym mieszkał z matką, siostrą i bratem. Matkę często odwiedzali mężczyźni, niektórzy zostawali na dłużej. Zmarła, kiedy miał16 lat. O ojcu, który szybko opuścił rodzinę, mówi, że zawsze jeździł cadillacami i miał rękę do kobiet. Mike'owi nawet nie dał nazwiska. Umarł, kiedy Tyson siedział w więzieniu.
Terapeutka Marilyn Murray twierdzi, że traumatyczne dzieciństwo odcisnęło piętno na życiu Mike'a Geralda Tysona. Mając 11 lat, okradał ludzi, by zarobić na życie. Był bezwzględny, silny i pozbawiony skrupułów. O poprawczaku, gdzie szybko trafił, powiedział: "To było jak kwadratowe pudło, z garstką niechcianych dzieciaków w środku. Czasami było tam okropnie, czasami cudownie".
Tam wypatrzył go Bob Stewart, były
zawodowy bokser. Zadzwonił do Teddy Atlasa, młodego trenera, który od razu poznał się na talencie Tysona. "Miał 13 lat i przypominał czołg, który miażdży wszystko po drodze" - tak Atlas wspominał pierwsze spotkanie.
Tyson najwięcej zawdzięcza jednak Cusowi d'Amato, starszemu, doświadczonemu nauczycielowi boksu, który go usynowił i ulepił na nowo. To on stworzył innego człowieka i dobrego boksera. D'Amato nie doczekał jednak zwycięskiej walki o mistrzostwo świata z Trevorem Berbickiem, zmarł kilka miesięcy wcześniej. Kiedy śmierć zabrała też menedżera Jima Jacobsa, jednego z nielicznych uczciwych ludzi w otoczeniu Tysona, mistrz znalazł się na rozdrożu. Opuściła go żona, młoda, śliczna aktoreczka Robin Givens, która na oczach całej Ameryki przypięła mu łatkę damskiego boksera. Na ringu w Tokio znokautował go James Buster Douglas, kilka lat później trafił do więzienia za domniemany gwałt.
Trzy lata za kratami zniszczyły mu psychikę. Tyson po wyjściuz więzienia nigdy nie był już taki jak wcześniej. "Strach, który wcześniej był moim przyjacielem, stał się moim wrogiem" -powtarzał przy każdej okazji. Coraz częściej mówił o śmierci.
Kwiat na kamieniu
Nie zapomniał jednak, jak się walczy. "Jestem jednym z tych nieugiętych kwiatów, które rozkwitają nawet na kamieniu" - mówił dziennikarzom. Odzyskał tytuły, ale też coraz częściej był pacjentem psychoterapeutów. Bez leków psychotropowych nie funkcjonował. Ci, których nazywał gnidami, wysysali go jak cytrynę. Objazdowy cyrk z Tysonem w roli głównej przynosił kokosy, ale to już nie był sport. Były mistrz miał gigantyczne długi, więc musiał brać w tej szopce udział, by je spłacać. W1998 roku znów trafił do więzienia, tym razem na krótko.
Kiedy w Memphis (2002) padał na deski po nokautującym ciosie Lennoksa Lewisa, miał na twarzy wypisaną ulgę. Tak jakby czekał na ten cios od dawna. Stacey McKinley, jeden z trenerów Tysona, mówił jednak: "Kiedy będzie gotowy do kolejnej walki, ludzie znów kupią bilety i dekodery telewizyjne, by go oglądać".
I Tyson wrócił. Faszerowano go przed walkami środkami uspokajającymi, najpierw przyprawianogębę Draculi, wiedząc, że "Bestia" już nie potrafi straszyć, by przed ostatnią walką z Kevinem McBride'em (2005) zmienić taktykę. Mike zaczął się uśmiechać, przymilać, przepraszać za błędy młodości. I kiedy pod koniec szóstej rundy siedział bezsilny na macie ringu, nie mogąc się podnieść, wszyscy mu współczuli. Po raz pierwszy uwierzyli, że to koniec. Ale ci, którzy przez lata zarabiali na nim miliony dolarów, nie dawali za wygraną. Wymyślono, że Tyson będzie jeździł po Ameryce i toczył sparingowe czterorundowe walki. Jakby nie widzieli, że były mistrz coraz bardziej pogrąża się w swoim uzależnieniu od narkotyków.
Kozioł ofiarny
Prokurator Andrew Thomas nie ukrywa, że będzie chciał Tysona wsadzić do więzienia. "Nie dostanie kolejnej szansy. Jego kryminalna przeszłość obciąża go bardzo poważnie" - grzmiał na konferencji prasowej. Przyznał jednak, że czuje się dziwnie. Kilka dni wcześniej oglądał z dziećmi film Rocky VI, w którym Rocky Balboa (Sylvester Stallone) wraca na ring. Tyson tylko mignął mu na ekranie. Teraz będzie miał go przed sobą, na ławie oskarżonych.
W podobnym tonie wypowiada się szeryf Joe Arpaio. "Jak na ironię losu, jeszcze nie tak dawno był w tym więzieniu w zupełnie innej roli. Tłumaczył młodocianym przestępcom, jak zgubne są narkotyki i alkohol. I zrobił na nich ogromne wrażenie. To był naprawdę kawał dobrej roboty".
Na 16 stycznia przewidziano przesłuchanie Tysona. Wyrok skazujący wydaje się przesądzony, ale trudno przewidzieć, jak sąd go potraktuje. Sam bokser od dawna nie wierzy w niczyje dobre intencje: "Wszyscy mają gdzieś Tysona. Nikt nie stanie w jego obronie. Tyson to tylko kozioł ofiarny, nic więcej".
JANUSZ PINDERA
BOKSER.ORG